2015/07/11

Rozdział 20

Gdy przyszłam na umówione spotkanie, Andrzej już na mnie czekał. Kiedy mnie zobaczył, nerwowo wstał.
- Andrzej co się dzieje, wystraszyłeś mnie. – zaczęłam.
- Siadaj. – przytulił mnie na powitanie. – Tylko Ty chyba możesz pomóc.
- Chodzi o Karola? – spytałam, a on nerwowo pokiwał głową. – Andrzej wiesz, że ja teraz powinnam zająć się swoim związkiem, dzieckiem… Ale mów.
- Karol pije..
- No powiem Ci, że nie da się nie zauważyć, wczoraj się kompletnie zalał.. – zaczęłam, ale on skarcił mnie wzrokiem.
- To nie było jednorazowe. Karolowi zdarza się, że przychodzi podpity na trening. Ja z nim rozmawiałem. On pije sam.. Nie okolicznościowo. Wiesz jak to się może skończyć? Mogą go wyrzucić z drużyny. Malwina, on sobie życie zrujnuje. Z resztą już prawie zrujnował.
- Andrzej, ale czego ty ode mnie oczekujesz? To przykre, ale jak mam mu pomóc? – byłam w szoku. Karol? Co on odpierdala.
- Porozmawiaj z nim, może Ciebie posłucha.
- Andrzej, ale to nie przeze mnie, prawda? – przełknęłam ślinę.
- Nie wiem, Malwina, nie wiem. Proszę spróbuj mu pomóc.
Cały czas myślałam o jednym. Co na to Zibi? Nie chciałam znowu go drażnić. Nie dziwie mu się, że cały czas jest na mnie zły, bo od wczoraj tylko Karol i Karol.
- Malwina?
- Zamknij się do cholerny, muszę pomyśleć. – syknęłam. – Dobra, ale najpierw muszę pogadać z Zibim.
- Nikt nie może się dowiedzieć. – pokręcił głową.
- Spokojnie, powiem mu tylko, że ma problemy.
Coś czuję, że znowu będzie nieprzyjemnie.
Pożegnałam się z Andrzejem. Widziałam jak bardzo martwi się o swojego przyjaciela. Nigdy jeszcze nie widziałam go tak przybitego, nigdy. Z Karolem znają się od małego. W sumie ja też nie mogłabym go zostawić z tym problemem.
Wróciłam do domu. Zibi przygotował coś do jedzenia. Nie miałam apetytu. Ta cała sprawa z Karolem nie dawała mi spokoju.
- Nie smakuje Ci? Może zrobię coś innego do jedzenia? – spytał zatroskany.
- Jest bardzo dobre. Ale muszę ci coś powiedzieć.
- Tak księżniczko? – przysunął się z krzesłem.
- Wiem, że ostatnio mamy ciągle sprzeczki, praktycznie przeze mnie. I pewnie ci się to nie spodoba…
- Kochanie, do rzeczy. – uśmiechnął się.
- Nie nakrzyczysz na mnie? – skrzywiłam się.
- Nie. – roześmiał się.
- Muszę się spotkać z Karolem. On ma problem i to poważny.
Zapanowała cisza. Wiedziałam, że Zbyszek nie będzie z tego powodu zadowolony.
- To o której mam Cię do niego zawieźć? – uśmiechnął się.
- Jesteś najukochańszym lamuskiem, moim cudownym. – niemal rzuciłam się na niego.
Po kilku minutach byliśmy już gotowi do wyjścia. Napisałam jeszcze do Andrzeja, żeby podał mi adres. Od razu skierowaliśmy się pod ten adres.
Nie miałam żadnego planu, nagle w głowie miałam pustkę. Bo po kiego mam dawać komuś rady, czy coś? Po prostu muszę mu to wybić z głowy. Nie pukałam, weszłam jak do siebie.
Już w korytarzu panował bałagan. Przechodząc dalej nie było lepiej. Zobaczyłam jak leży na kanapie. Na stoliku stoi pełno butelek. Gdy mnie zobaczył momentalnie się zerwał, ale z powrotem usiadł. Był w takim stanie.
- I u ciebie niby wszystko dobrze, tak? – powiedziałam wściekła. Nawet nie wiecie jak się teraz czułam. Nie życzę tego nikomu.
- Co tu robisz? – wybełkotał.
- Gówno. – powiedziałam i wzięłam wszystkie butelki z alkoholem. Wszystko wylałam do zlewu.
- Przepraszam, że musisz na to patrzeć.
- Tylko tyle masz do powiedzenia? I co, pomogło? Pytam, pomogło? – niemal zaczęłam krzyczeć.
Nagle poczułam, że strasznie boli mnie brzuch. Na chwilę usiadłam. Karol nawet wysilił się i podał mi szklankę wody.
 - Jezu Malwa, ja przepraszam. Nie denerwuj się, proszę. – złapał mnie za rękę.
Zaczęłam płakać. To chyba z bezradności. Karol złapał się za głowę. Po prostu byłam już tak wściekła.
- Nie płacz, proszę. Obiecuję, że wezmę się w garść. – próbował mnie uspokoić.
- I mam ci tak po prostu uwierzyć? Jeżeli dowiem się, że choć raz się coś takiego powtórzyło, to obiecuję Ci, że następnym razem rozbiję ci butelkę o twoją głowę.
- Wiele dla mnie znaczy, że tutaj jesteś. – wtulił się we mnie.
- Karol… Muszę iść. Dziś wyjeżdżam.
- Ja jutro. – przytakuje. – Dziękuję. Gdybyś nie ty, zmarnowałbym sobie życie. Kurwa, jestem idiotą..
- Prawda. To pamiętaj, że mi obiecałeś. – wstałam. – Trzymaj się. – kiwnęłam głową.
Gdy stamtąd wyszłam, trochę ochłonęłam. Myślałam, że Zibi pojechał, ale myliłam się.
- I co z nim?
- Mam nadzieję, że zrozumiał. – mruknęłam i wsiadłam do auta.
Jechaliśmy w ciszy. Cały czas myślałam o Karolu, znaczy o jego problemie. Obiecanki.. Nie wierzyłam mu. Ludzie tak szybko nie wychodzą z takiego gówna jakim jest alkohol.
- Kiedy powiemy o naszym dziecku naszym rodzinom? Bo wiesz, chyba wypada.. – zaczął niepewnie.
- Moja rodzina ma mnie gdzieś, Twoja mnie nie lubi.. – wzruszyłam ramionami.
- Kotek, ale musimy. – zatrzymał się gdzieś na poboczu.
- Dobra, jeszcze przed tymi pieprzonymi Karaibami to załatwimy. – uśmiechnęłam się.
Gdy wróciliśmy do domu, zastaliśmy Martę. Siedziała na kanapie, płakała. Zibi od razu zaczął pytać co się stało. Nic nie chciała powiedzieć. Spojrzałam na Zibiego. Zrozumiał, że ma sobie iść.
- Martuś, mi możesz powiedzieć. – przytuliłam ją.
- Bo ja się zakochałam. – ocierała łzy.
- W Alku?
- Nie… Wczoraj go poznałam. Ale nie mam do niego nawet telefonu, nic.
- A wiesz jak ma na imię? – uśmiechnęłam się.
- Karol…
Gdy usłyszałam to imię oniemiałam…
- A pamiętasz jak wyglądał? – nie dawałam po sobie nic poznać.
- Był wysoki, bardzo. Prawie cały czas siedział przy barze. Rozmawialiśmy trochę. Brunet, miał takie ładne oczy. Ale mówił o jakiejś dziewczynie, że ona dla niego wiele znaczy. Malwina, ja czuję, że to moja miłość. Pomóż…
Teraz jestem pewna. Mówi o Karolu Kłosie. Mam jej powiedzieć, że go znam? Mam mętlik w głowie.
- Wiesz, ja chyba wiem o kim mówisz. – lekko się uśmiechnęłam. – On mieszka w Polsce, w Bełchatowie.
- To nic, dla niego przeprowadzę się tam. Powiedz, gdzie on mieszka. – niemal mnie błagała.
Powiedziałam, że Karol jutro będzie w Polsce. Marta postanowiła jechać dziś z nami do Polski.
Opowiedziałam o tym Zbyszkowi, nie był zachwycony. Wiedział, że nie ma nic do gadania. Musiał zaakceptować jej decyzję. Około 20.00 byliśmy już na lotnisku.
- Jeżeli to będzie dziewczynka, to jak ją nazwiemy? – zaczął masować mój brzuszek.
- Nie mam pojęcia. – roześmiałam się.
- To już niedługo, jeszcze 4 miesiące. – skarcił mnie wzrokiem.
- Wiem Zbysiu. Na jutro mam umówioną wizytę.
- Coś Cię boli? – spytał wystraszony.
- Wizyta kontrolna. – uspokoiłam go.
Na chwilę zamknęłam oczy. Jak potem okazało się, że nie tak na chwilę, bo na 4 godziny.  Obudził mnie Zbyszek.
- Kochanie, zaraz lądujemy. – dał mi całusa.
We trójkę udaliśmy się do Rzeszowa. Po kilku godzinach drogi byłam już padnięta. Z resztą jak my wszyscy.
Marta cały czas mówiła o Karolu. Nie powiem, wkurzało mnie to, bo kiedyś z Karolem mnie coś łączyło.
- Chłopak jak chłopak. – wzruszyłam ramionami.
- Nie.. Malwina, bardzo chciałabym z nim być. W ogóle, co on opowiadał o tej dziewczynie, no głupia jakaś, zostawić takiego misia. – rozmarzyła się, a ja wywróciłam oczami.
Około 12.00 zebraliśmy się do lekarza, bo Zibi uparł się, że musi ze mną jechać. Zrobili mi podstawowe badania.
- O proszę, będziecie mieć państwo córeczkę. – powiedział lekarz, a Zibi mało co nie rozniósł z radości tego gabinetu.
- Zawsze chciałem mieć córkę. – przytulił mnie.
- I to na dodatek zdrową, bardzo dobrze się rozwija. Musi pani tylko lepiej o siebie dbać. – zalecił.
W drodze powrotnej Zibi jeszcze bardziej się nakręcił. Zaczął już nawet wybierać imię, baa nawet poleciał trochę w przyszłość.
- Myślisz, że pójdzie w ślady tatusia? Siatkarka?
- Możliwe. – uśmiechnęłam się.
- Nie cieszysz się? A.. pewnie znowu o nim myślisz. – westchnął.
- Co? O kim? – powiedziałam zdezorientowana.
- Nie ważne, tak się cieszę. – złapał mnie za rękę.
Ma rację, nie umiem się nawet już cieszyć z mojego szczęścia, jakie teraz mam. Niedługo jedziemy na te całe Karaiby, może tam chodź trochę odpocznę od tego wszystkiego.
- Malwa, pojedziesz jutro ze mną do Bełchatowa? Muszę go zobaczyć! – nie zdążyliśmy dobrze wejść do domu, Marta już o nim mi przypomniała..
- Jutro gramy mecz z Bełchatowem u nas. Znaczy ja nie, bo kontuzja, ale pewnie będzie, więc nie będziesz musiała jeździć. – powiedział Zibi, a ja osłupiałam.
- Malwa, pójdziemy? – prosiła Marta.
- W sumie, dawno się nie widziałam z chłopakami. – lekko się uśmiechnęłam.

Nagle rozległo się pukanie.
*************************
I kolejny rozdział ! :)
Bardzo się cieszę, że wyświetleń jest coraz więcej:)
Bardzo dziękuję, zachęcam do komentowania :)

2015/07/09

Rozdział 19

Nie tylko mnie zatkało, ale jego też. Zapanowała cisza. Nagle wpadła Marta.
- Już jestem gotowa. – przywitała się ze swoim partnerem. – Aleks to jest.. – zaczęła Marta, ale Atanasijević jej przerwał.
- My się znamy. – powiedział z uśmiechem. – Pięknie wyglądasz, z resztą wy obie. – przytulił nas na powitanie.
W tym samym momencie wszedł Bartman. Nie był zadowolony, gdy zobaczył partnera na imprezę jego siostry. Nigdy nie lubił Aleksa. W końcu grali w dwóch przeciwnych drużynach.
Młody Serb zaczął opowiadać o sobie, Konstantinie, przypominał, jak się poznaliśmy. Bardzo go lubiłam, on był taką moją bratnią duszą.
- A Ty i Zbyszek.. – spytał niepewnie, kiedy Bartman poszedł do łazienki.
- Tak, jesteśmy razem. – powiedziałam z uśmiechem. – A nawet niedługo we trójkę. – zaśmiałam się.
- Jesteś w ciąży? – na twarzy Aleksa zarysował się wielki banan. – Ale jak? – nie mógł w to uwierzyć.
- Normalnie, mam Ci to rozrysować? – zaczęłam się śmiać.
- A z Karolem masz jakiś kontakt? On wie?
- Nie, w sumie pewnie go to nie obchodzi. Wiesz, każdy żyje własnym życiem i tak jest dobrze. – mruknęłam. – Jak się poznaliście z Alkiem? – spojrzałam ze śmiechem na Martę, która siedziała w ciszy, jedynie się uśmiechając, chyba była zazdrosna…
- No Alek, pochwal się. – roześmiała się siostra Bartmana, a w tym samym czasie wrócił Zbyszek. Zmierzył Alka wzrokiem i usiadł obok mnie.
- Mała stłuczka. – podrapał się po głowie.
- Mała? To Ty jej skasowałeś cały tył? – roześmiał się Zibi.
- Powiedzmy, że tak. – powiedział zakłopotany Serb.
Zaczęliśmy się zbierać na tą całą imprezę. Bałam się, że nikogo nie będę tam znała, ale dzięki obecności Alka trochę się uspokoiłam.
Impreza odbywała się w jakimś klubie. Było pełno ludzi. Nikogo znajomego. Zibi złapał mnie za rękę, żebym nie zaginęła w tej dziczy.
- Marco poznaj, to moja dziewczyna. – przedstawił mnie jakiemuś chłopakowi, a ten pocałował mnie w rękę.
- Malwina. – powiedziałam z uśmiechem.
Po chwili usiedliśmy przy stoliku. Zibi poszedł zamówić coś do picia, a ja z Alkiem i Martą zaczęliśmy się wkręcać.
- Może drinka? – przysiadł się Marco.
- Nie, dzięki. – odmówiłam.
- Jest impreza, trzeba się bawić. – objął mnie ramieniem.
- Nie chcę być nie miła, ale nie zrozumiałeś za pierwszym razem, kretynie? – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Luz, po co te nerwy? – widząc Zbyszka od razu się ode mnie odsunął.
Alek porwał Martę do tańca. Zibi musiał odebrać ważny telefon. Nagle przy barze zauważyłam znajomą sylwetkę. Nie mogłam w to uwierzyć, co on tu robił? Odwrócił się w moją stronę, tak jakby wyczuł, że spoglądam na niego. Patrzył na mnie z nienawiścią. Postanawiam iść do niego, nie mogę już patrzeć jak zalewa się alkoholem.
- Cześć. – siadam obok.
Początkowo nic nie mówi, jedynie patrzy z niedowierzaniem.
- Pijesz? – pyta unosząc kieliszek w górę.
-Nie, tobie chyba też starczy. – patrzę w dół.
- Twoje zdrowie, za wszystkie kobiety, które mają mnie gdzieś. – wznosi toast.
- Przestań. – łapię go za ramię. – Andrzej też jest we Włoszech?
- Tak, mówi i łapie mnie za rękę. – Malwa, ja ja…
Nie słucham go, wyciągam telefon i wykręcam numer do Andrzeja, po kilku sygnałach odbiera. Mówię mu co i jak, a po kilku minutach zjawia się na miejscu.
Oczywiście Zibi był mega zły. Nie odzywał się do mnie. Gdy Andrzej zabrał Karola, wyszłam na zewnątrz, gdzie na schodach siedział Bartman.
- Nie mogłam patrzeć, jak zalewa się alkoholem. – siadam obok niego.
- Kochasz go dalej? Może jednak to bez sensu? – patrzy z wyrzutami.
- Czemu tak mówisz? To boli.. – poczułam jak łza spływa mi po policzku.
- Przepraszam, ale jestem cholernie o Ciebie zazdrosny, nie umiem sobie z tym poradzić. I do tego wkurza mnie ten typ. – mówi bezradnie, a ja lekko się uśmiecham.
- Przecież wiesz głupku, że kocham Ciebie i to szalenie. I nawet jeśli w moim życiu pojawi się ktoś z przeszłości, to liczysz się tylko ty.. A kolegów może mieć każdy. Zazdrość niszczy.. – wtulam się w niego.
- Obiecujesz, że do końca będziesz już moja? – spogląda i głaszcze mnie po policzku.
- Nic nie obiecuję, ale będę się starała nie narobić żadnych głupot. – uśmiecham się.
- A ja postaram się zmienić…
- Nie głupku. – kręcę głową. – Pokochałam Cię takiego jakim jesteś, więc to bez sensu, po prostu bądź dobrym człowiekiem, dobrym ojcem.. – wyliczam.
- Mężem. – uśmiecha się.
- Też. – zaczynam się śmiać.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. – zaczyna.
- Nie lubię niespodzianek. – jęczę.
- Daj dokończyć lamusie. – śmieje się. – Jedziemy na miesiąc na Karaiby.
- Słucham? – zaczęłam się śmiać. Ten jedynie wywrócił oczami.
- No odpoczniemy od wszystkich, spędzimy trochę czasu sami. – uśmiechnął się.
- Wiem, ty chcesz mnie tam wywieźć i zostawić… Już masz mnie dość? – pokiwałam głową przerażona, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Pewnie, wakacje to tylko przykrywka. – zaczął się śmiać. – Chcę żeby niczego ci nie brakowało, tobie i naszemu maleństwu.
Pokiwałam głową. Zbyszek się zaangażował. Aż boję się pomyśleć co będzie przed porodem. Ale jestem pewna, że będzie cudownym ojcem.
Około trzeciej zebraliśmy się do domu. Jutro w południe powrót do domu. Zibi położył się już spać, a ja poszłam do kuchni napić się soku. Od Marty dostałam jedynie smsa że wróci późno. Alek to świetny chłopak, życzę im jak najlepiej. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. To Karol. Wahałam się czy odebrać, nie chcę żeby Zibi znowu się na mnie denerwował.
- Myślałem, że nie odbierzesz..
- Tylko tyle chcesz mi powiedzieć? – westchnęłam.
- Nie, to nie to, przepraszam Malwa.
- Daj spokój, byłeś pijany i prawdopodobnie teraz też jesteś, więc nawet rano nie będziesz tego pamiętał. – zaśmiałam się.
- Ale wybaczysz mi to jak cię potraktowałem?
- Tak, idź już spać. – chciałam odłożyć słuchawkę, ale usłyszałam ponownie jego głos.
- Ze Zbyszkiem to już poważnie tak?
- Kocham go najbardziej na świecie. – uśmiecham się pod nosem.
- Cieszę się, że ułożyło Ci się. – mówi i odkłada słuchawkę.
Po tej rozmowie kładę się obok Zbyszka, ten już śpi. Wtulam się w niego i momentalnie zasypiam.
Dziś obudziłam się około 4.00. Zaczęłam się pakować. Zibi jeszcze spał. Postanowiłam ostatni raz pożegnać ten piękny kraj i udać się do parku na spacer. W sumie o 5.00 godzinie nie wiele się działo. Dopiero wstawał dzień. Gdy usiadłam na swojej ulubionej ławce, zastanawiałam się, czy mi się to śni. Znowu Karol? Zobaczyłam jak zmierza w moją stronę. Najchętniej bym stamtąd uciekła..
- Nie myśl, że Cię śledzę.. – uśmiechnął się i przeszedł obok.
- Wcale tego sobie nie pomyślałam. – roześmiałam się. – W sumie nie musimy się unikać, chyba. – mruknęłam.
Spojrzał na mnie z uśmiechem i usiadł obok.
- Słyszałem, że będziesz miała dziecko.. Ty i Zibi. – spoglądał niepewnie.
- Tak. Trochę się cykam. – roześmiałam się.
- Daj spokój, będziesz cudowną mamą. – złapał mnie za rękę. – Przepraszam za wszystko.
- Nie czuję do Ciebie żadnej urazy. Po prostu coś nie wyszło. Ale pewnie już masz kogoś? – uśmiechnęłam się.
- Miałem. – mruknął. – Ale nie mówmy o tym. – Muszę iść, jakbyś miała jakiś problem, lub zwyczajnie chciała porozmawiać, to pisz, dzwoń. – przytulił mnie.
O nie.. nie teraz, żadnych wątpliwości. Nagle poczułam się dziwnie. Tak jak kiedyś. Coś nas łączyło, ale nie umiem tego nazwać..
Wróciłam do domu. Bartman już nie spał. Powitałam go buziakiem, ale zauważyłam, że coś jest nie tak.
- Mogę wiedzieć gdzie byłaś?
- W parku. Spotkałam tam Karola. – w związku chyba najważniejsza jest szczerość.
- Tak przypadkiem?
- Co to za przesłuchanie? Tak, przypadkiem. Nie umawiałam się z nikim. Wyszłam trochę na świeże powietrze. – powiedziałam wkurzona.
- Przepraszam.. – zaczął całować mnie po szyi.
- Nie przepraszaj, dla mnie robi się to chore. Cały czas mnie o coś podejrzewasz. – w tym momencie zrobiło mi się nie dobrze. Wybiegłam do łazienki, a Zibi za mną.
- To ja tak na ciebie działam, że jak na mnie patrzysz to chce ci się wymiotować? – skrzywił się.
- Tak, głupku. – przytuliłam go. – Musimy się przyzwyczajać, bo nasze maleństwo już rośnie.
Nagle zaczął dzwonić mój telefon.
- Tak?
- Malwina musimy się spotkać.-  usłyszałam poważny głos Andrzeja.
- Za godzinę w kawiarni? – zaproponowałam przestraszona. Kompletnie nie wiedziałam o co może chodzić. Może ten idiota Karol coś odwalił.
- Pasuje. Do zobaczyska. – pożegnał się.
Od razu powiedziałam Zibiemu o spotkaniu. O nic nie pytał, powiedział żebym na siebie uważała. Potem zaczęłam jeszcze mówić na niego Zbyś i jak zwykle nie fajnie się to dla mnie skończyło. Ten idiota wziął mnie na ręce. Wybiegł ze mną na dwór.
- Przeproś, albo Cię tam wrzucę. – stanął przed wielkim kontenerem.
- Mnie może miałbyś odwagę, ale nie nasze maleństwo. – zaczęłam się z niego śmiać.
- Wredny lamus. – zaczął się śmiać.

Aż podskoczyłam widząc, która jest godzina. Od razu zaczęłam się zbierać na spotkanie z Andrzejem.
****************************
Kochani, jeżeli czytacie, to komentujcie :)
Bardzo się cieszę, że czytacie ;))
Pozdrawiam :*

2015/07/08

Rozdział 18

Nie spałam pół nocy. Bałam się co będzie dalej. Zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam mówiąc Zbyszkowi całą prawdę.
- Już nie śpisz? – dobiegł mnie głos Zibiego.
- Nie, ale Ty śpij. – uśmiechnęłam się.
- Wiesz, śniłaś mi się Ty i nasze maleństwo. – zaśmiał się. – Tylko kurde, nie mogę skojarzyć, czy to był chłopiec czy dziewczynka.. – zaczął się zastanawiać.
- Co by to nie było i tak będzie naszym oczkiem w głowie, panie Bartman.. – zaśmiałam się.
- Wiesz, nie wiem jak odnajdę się w tej roli.. Boję się, że nie będę umiał zaopiekować się naszą kruszynką. – nagle posmutniał.
- Ty? Taki twardziel? Kochanie. – roześmiałam się. – Ja też nigdy nie myślałam, że zostanę mamą.. Znaczy teraz.. Bo kiedyś na pewno musiało to nastąpić.
- Ale patrz, tatusia to będzie miało najcudowniejszego! Przystojny, umięśniony, inteligentny..
- Ja bym z tą inteligencją nie przesadzała. – roześmiałam się, po czym dostałam poduszką w głowę.
Po jakiejś godzinie dopiero podnieśliśmy się z łóżka. Zibi musiał pozałatwiać ostatnie sprawy związane z naszym wyjazdem. Razem z Martą postanowiłyśmy iść na zakupy.
- Wiesz, mam w weekend imprezę. – powiedziała z wielkim uśmiechem. – Z resztą Ty też. – zaśmiała się.
- Że co? – jęknęłam.
- Bo wy też jesteście zaproszeni. – zatarła ręce.
- Daj spokój. Nigdzie się nie wybieram. – burknęłam.
- Kochanie! To twoje ostanie miesiące wolności, dokładnie… 5!
- I co zakładasz? – uśmiechnęłam się.
- No właśnie, teraz musisz mi pomóc coś kupić.. i sobie – uśmiechnęła się. – Malwina, z jakim ja przystojniakiem idę. – w tym momencie udała teatralnie, że mdleje.
- No proszę… A z jakim ja przystojniakiem idę. – roześmiałam się.
Zaczęłyśmy chodzić po sklepach i czegoś szukać. Marcie nic się nie podobało, kompletnie. W jednym ze sklepów był mężczyzna – Włoch, który za każdą cenę chciał nas poderwać.
- Ty, co on mówi? – spojrzałam na Martę, ponieważ nie umiałam Włoskiego.
- Mówi, że jesteś bardzo ładna i pyta się, czy umówisz się z nim. – zaśmiała się.
- Jak jest po Włosku spierdalaj? – zmrużyłam oczy, a ona zaczęła się śmiać. – Powiedz mu, że nie rozmawiam z obcymi.
Po tych słowach Włoch się zasmucił. Nagle zaczął dzwonić mój telefon.
- Tęsknię. – usłyszałam głos Zibiego w telefonie.
- Bardzo, bardzo? – zaśmiałam się.
- Cholernie. – roześmiał się. – I co wybrałyście sobie jakieś kreacje na weekend?
- A dlaczego mi nie powiedziałeś, że zostajemy aż do weekendu?
- Chcesz się o to kłócić? – jęknął.
- Nie, po prostu niedługo będziemy mieli dziecko… Musisz się przyzwyczaić, że ja też mam prawo decydować o naszych wspólnych sprawach, Zbysiu. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Przepraszam… - usłyszałam jego skruszony głos.
- Porozmawiamy jak wrócę, kocham cię idioto. – uśmiechnęłam się pod nosem i rozłączyłam się.
Nie minęły 3 sekundy, a telefon znowu zaczął dzwonić.
- Co jest?- spytałam, kiedy ponownie dzwonił Zbyś.
- Zapomniałem o najważniejszym.
-Hm?
- Kocham Cię, mocno, bardzo i mam cholerne szczęście, że cię mam głuptasie. – po tych słowach uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wiem, wiem, ja Ciebie też. – udałam znudzoną, po czym się zaśmiałam.
Widziałam jak Marta bajeruje z tym Włochem. Gdy zobaczyła, że idę w ich stronę, speszyła się, a ja zaczęłam się głośno śmiać.
- I co, upatrzyłaś coś sobie? Czy na razie tylko męża? – dałam jej sójkę w bok.
Spojrzała na mnie wzrokiem mordercy, po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę jednej z sukienek.
http://www.kartes-moda.pl/skorzana-sukienka-z-gorsetem-km128
- No, jeśli ci się podoba, chociaż myślę, że zbyt odważna… - skomentowałam.
- Ale to dla ciebie…
- Nie ma mowy, Marta. – roześmiałam się. – Ja chcę jakąś prosta, stonowaną…
Nagle odezwał się ten Włoch.
- Mówi, żebyś przymierzyła. – kiwnęła głową siostra Zbyszka.
Ostatecznie dałam się przekonać. Gdy ubrałam się w tą sukienkę wyszłam aby zaprezentować jak wyglądam.
- Wow, perfecto! – krzyknął uśmiechnięty Włoch.
- Bierzemy ! – zaśmiała się Marta.
- Dajcie spokój, jako przyszłej mamie nie pasuje mi takie coś.. – spojrzałam w lustro.
- Bo? Bosko wyglądasz, nie kłuć się, bierzemy.
Po wielu namowach, w końcu się zgodziłam, Marta wybrała tą kreację : https://www.google.pl/search?q=sukienki&biw=1366&bih=667&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=9qubVdeYHeXXywOMyLLACg&ved=0CEgQsAQ#imgrc=lo8QySUUR4Ll0M%3A
Gdy wróciliśmy do domu, tam czekał już na nas Zibi z obiadem.
- Witam piękne panie, zapraszam do stołu. – pocałował mnie w usta, a następnie podwinął moją bluzkę i pocałował w brzuszek. – Jak się masz kruszynko? Nie dawaj mamie za dużo popalić. – zaśmiał się.
- Zibi nie poznaję Cię. – zaśmiała się Marta.
- Dobrze, że nie wiesz, co działo się, jak pierwszy raz się zobaczyliśmy. – roześmiałam się i spojrzałam na Zbyszka.
- Wiem, kochanie. – roześmiała się Marta. – My ze Zbyszkiem nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, opowiadał mi wszystko. – roześmiała się. – O pamiętasz Zbyszek jak mówiłeś, że ta cała Malwina cię irytuje? – spojrzała na Zbyszka.
- Pamiętam, ale zakochałem się w tobie od samego początku, tylko nie wiedziałem jak mam się zachować, wiem mam ciężki charakter. – westchnął.
- A mnie nikt nigdy nie ignorował, byłeś pierwszy. – roześmiałam się.
- Jedzmy, bo głodna jestem. – zasiadła do stołu Marta.
- Zibi ty to ugotowałeś? – spojrzałam na kurczak z ryżem i przełknęłam ślinę.
- A masz pewność, że to jest zjadliwie? – roześmiała się jego siostra.
- Wredoty. – pokiwał głową Zibi.
- Kochanie, ty pierwszy spróbuj… Znaczy, jako, że Ty to przyrządziłeś, masz pierwszeństwo. – spojrzałam na niego.
- Bardzo śmieszne, lamusie. – roześmiał się.
Obiad był bardzo dobry, aż jestem w szoku, że Zibi tak dobrze gotuje. Szczerze? Nie żałuję, że wybrałam Zbyszka, nie umiałabym teraz bez niego żyć.
Razem z Martą pokazałyśmy mu nasze kreacje. Bardzo mu się podobały.
- No właśnie, to już jutro. Z kim Marta idziesz? – zapytał Zbyszek.
- Zobaczycie jutro. Jest cudowny. – westchnęła, a ja i Zbyszek się roześmialiśmy.
Dziś położyliśmy się wcześniej spać, byłam strasznie zmęczona. Jutro ta cała impreza, a w niedzielę powrót do domu.
- Wyspana? – Zibi jak zawsze powitał mnie uśmiechem.
- Tak Zbyś. – zaśmiałam się,
- Nie mów tak do mnie. – skrzywił się. – To brzmi…
- Słodko. – wtuliłam się w niego.
- Już wolałem jak mówiłaś do mnie „ Panie Bartman” – roześmiał się.
- Oksy Zbigniew. – dalej się w nim droczyłam, a za karę zaczął mnie łaskotać.
- O której ta impreza? – spytałam przebierając się.
- O 20.00 lamusku. – uśmiechnął się.
- A z jakiej to okazji? – zapytałam.
- Czemu zadajesz tyle pytań? Kolega się wprowadził do Włoch i chciał to uczcić.. – zmieszał się.
Przez pół dnia leniuchowaliśmy. Około 17.00 zaczęliśmy się szykować na tą całą imprezę.
- Pośpieszcie się, bo zaraz przyjdzie mój partner na imprezę! – krzyknęła Marta, szykując się w łazience.
- My już gotowi. – roześmiałam się.
Nagle ktoś zaczął pukać do drzwi.
- Malwa otwórz! Powiedz, że zaraz przyjdę. – krzyknęła siostra Zibiego.
Posłusznie otworzyłam drzwi. Gdy zobaczyłam z kim Marta idzie na imprezę, oniemiałam.
*******************************
Powróciłam :))
I jak, podoba się? Miłoby było gdybyście pozostawili po sobie ślad :)

Zapraszam też na tego aska, są tu świetne krótkie opowiadania siatkarskie :)
http://ask.fm/PolacyNajlepsiSiatkarze

2015/07/07

OGŁOSZENIE!

Kochani, wiem nie było mnie sporo... Ale mam dużo wolnego i tęsknię za pisaniem :(
Chcecie żebym kontynuowała tego bloga? :)
Piszcie w komentarzach, bo rozdział byłby niedługo :)))
Kto ze mną??

2015/02/15

Rozdział 17

Wychodzi lekarz. Wszyscy podnieśliśmy się z miejsc.
- Doktorze? - spytał Winiar, gdy lekarz nic nie mówił.
- Operacja się udała, ale jest bardzo słaba.. - skomentował i popatrzył na jej rodziców. - Najgorsze za nami. - uspokoił ich i odszedł.
Wszyscy niemalże skakaliśmy z radości. Nagle do szpitala wpadł Ignaczak.
- Załatwione, tylko musimy jej jutro przywieźć laptopa, aby obejrzała nasz mecz. - Bo ona... żyje prawda? - ściszył głos.
- Igła, jak mogłeś pomyśleć, że nie.. - skarcił go wzrokiem Winiar.
PERSPEKTYWA KAROLA:
Pomysł Ignaczaka był dobry. Przekazaliśmy lekarzowi laptopa, aby Malwina mogła obejrzeć nasz mecz. Na razie odwiedzili ją tylko rodzice, chociaż z tego co wiem, ona nie chciała z nimi rozmawiać...
Set po secie i tak wygraliśmy 3:0 z USA. Na koniec wyszliśmy na środek parkietu, a Ignaczak zabrał głos.
- Grało nam się ciężko, ale cieszymy się, że wygraliśmy, bo to był nasz cel.. Graliśmy dla naszej przyjaciółki.. Malwino, pozdrawiamy i wiedz, że możesz zawsze na nas liczyć.
- Dwa dni temu miałaś urodziny, więc.. Zaśpiewajmy wspólnie jeszcze raz... - zabrał głos Kurek i zaczęliśmy śpiewać Sto lat akapella razem z kibicami.
To było coś niesamowitego. Na koniec nawet USA zaczęło bić brawa.
PERSPEKTYWA MALWINY:
Byłam zaskoczona. To co dla mnie zrobili.. Łzy płynęły mi po policzkach. Operacja się udała, ale to czego się dowiedziałam..
Jestem w ciąży. Tylko czemu wcześniej tego nie wykryli? Nadal to do mnie nie dociera. Nie mogę mu powiedzieć, nie dowie się o tym.. W sumie i tak pewnie niedługo wyjedzie do Włoszech, do klubu.
PERSPEKTYWA BARTMANA:
- Cieszę się, że już po wszystkim. - usiadłem obok niej, a ona patrzyła na mnie, raz na podłogę. - Co się dzieje? - spytałem zdezorientowany.
- Cieszysz się? Pewnie liczyłeś na to, że już mnie więcej nie zobaczysz. - roześmiała się.
- Jak możesz.. - pokręciłem głową.
- Taka prawda. Nie rób sensacji, żyję, więc możesz wrócić do swojego życia.
- Malwina, ale ja chcę, żebyś ty była częścią mojego życia. - powiedziałem, biorąc ją za rękę.
Nagle zaczęła płakać. Czy ja coś złego zrobiłem, powiedziałem? Próbowałem ją uspokoić, opanować, ale skutkiem tego było to, że lekarz kazał mi wyjść.
KILKA DNI PÓŹNIEJ:
Wypuścili mnie ze szpitala. Bartman się nie odzywa, chodź niedawno jeszcze nie dawał za wygraną. Karol... no właśnie, co z Karolem? Nie rozmawiałam z nim, bałam się tego. Wróciłam do swojego mieszkania w Rzeszowie. Nie wiem jak to będzie, czy to wszystko się ułoży. Teraz będę matką.. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Dowiedziałam się, że Zibi jest we Włoszech. Tak jak przypuszczałam, został tam. Na razie pracuję jako fizjoterapeuta w Resovii. Nikt nie wie o mojej ciąży i tak jest dobrze.. Chcę to utrzymać, jak najdłużej w tajemnicy. Dużo pomaga mi Nowakowski, chodź on też nie wie o ciąży...
- No maleństwo, teraz musimy sobie jakoś sami poradzić. - powiedziałam na głos masując swój brzuch.
- Co? Sama ze sobą rozmawiasz? Nagle zza drzwi wyjrzał Piotrek.
- Wiesz, lubię czasem pogadać z kimś inteligentnym. - roześmiałam się.
- Może napijemy się wina?
- Nie. - powiedziałam bez namysłu. - To znaczy, jesteś samochodem. - lekko się uśmiechnęłam.
- Myślałem, że mnie przenocujesz. - roześmiał się. - Ale jeśli nie chcesz. - uśmiechnął się.
- Jeśli chcesz to zostań. - wzruszyłam ramionami i się roześmiałam.
- Nie będę przeszkadzał. I tak muszę już iść.
Wybiegłam do łazienki, ponieważ zrobiło mi się nie dobrze. Piotrek pobiegł za mną.
- Jesteś chora? - spytał zmartwiony.
- Pewnie to jakaś grypa. - okłamujesz go.
- Może zostanę z tobą?
- Jedź, jutro masz trening, a ja dam sobie radę. - uśmiechnęłam się.
- Jak coś to dzwoń. - powiedział i wyszedł.
3 MIESIĄC CIĄŻY:
Dobrze się maskowałaś, jak na razie nikt się jeszcze nie domyślił. Postanawiam dzisiaj zrezygnować z pracy. Teraz muszę zająć się dzieckiem...
- Ale jak to pani Malwino? Źle tu pani? - pyta prezes Resovii.
- Nie,  oczywiście, że nie. Ale teraz będę musiała się kimś zaopiekować. -
powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Ktoś jest w rodzinie chory? Jeśli tak, to spróbujemy pani pomóc.
- Nie, nie o to chodzi.. Jestem w ciąży. - mówię z uśmiechem na twarzy, a prezes zerka na mój brzuch, po czym się uśmiecha.
- Ale rozumiem, że po porodzie.. - zaczyna, ale ja mu przerywam.
- Jeśli będę miała, gdzie wracać, to z chęcią. A teraz pan rozumie. - wstałam.
- Oczywiście, gratuluję. I oczywiście ma pani gdzie wracać. - uściska moją dłoń, po czym ja wychodzę.
Przed halą widzę Ignaczaka. Nie cieszy się na mój widok, nie wita.. Coś jest nie tak..
- Igła, coś się stało? - podchodzę do niego.
- To Zbyszka dziecko? - pyta niepewnie, a staję w osłupieniu.
Nikt miał o tym nie wiedzieć. Chociaż było wiadome, że to się wyda. Czego ty oczekiwałaś?
- Proszę Cię nie mów nikomu, jemu.. - spuszczam głowę w dół.
- Malwina, czy Ty się słyszysz? - podnosi głos. - On ma prawo o tym wiedzieć.
- Wyjechał... Nie chcę mu psuć życia. - kręcę głową.
- Jakby wiedział, nie wyjechałby.
- No właśnie.. Nie wyjechałby bo musiałby zająć się dzieckiem, nie chcę tak.. - po policzku spływa mi łza.
- Malwina przecież każdy facet na jego miejscu byłby prze szczęśliwy. - Ignaczak nie daje za wygraną.
- Krzysiek co ja mam teraz zrobić? Mam mu to powiedzieć przez telefon? - wzdycham.
- On musi o tym wiedzieć. - przytulił mnie.
Zdecydowałam, że jutro z samego rana do niego polecę. Rozmawiałam z lekarzem.. Mogę lecieć. Kupiłam bilet. Wróciłam do domu, spakowałam się. Bałam się myśleć co będzie jutro. A jeśli nie będzie chciał tego dziecka?
Około 5.00 pojawiłam się na lotnisku. Po 4 godzinach lotu byłam już na miejscu. Od Krzyśka dowiedziałam się, gdzie mieszka. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi jakaś kobieta. W pierwszym momencie pomyślałam, że pomyliłam adresy..
- Przepraszam, czy tu mieszka Zbyszek Bartman? - spytałam po angielsku.
- Tak, ale Zbyszek jest teraz na treningu. Chce pani poczekać?
- Tak. - powiedziałam i weszłam do środka. - Jest pani jego nową dziewczyną? - spojrzałam na nią.
- Nie, jestem jego siostrą. - zaśmiała się. - Marta. - podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.
Długo rozmawiałyśmy. Powiedziałam jej o ciąży. Marta była bardzo miłą osobą. Od razu złapałyśmy kontakt.
- Czyli będę ciocią? - przystawiła ucho do mojego brzucha. - Często kopie?
- Tak, chyba po Zbyszku taka agresywna. - roześmiałam się.
Byłam zdenerwowana. Marta powiedziała, że lada moment powinien być.
- Przyniesiesz mi wody? Trochę się źle czuję. - złapałam się za brzuch.
- Jasne. - zerwała się z miejsca.
Nagle otworzyły się drzwi. To był on. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja trzymałam się za brzuch.
Przyszła Marta i podała mi wodę.
- Malwina.. Co Ty tu robisz? - wszedł i usiadł obok mnie.
- Na prawdę ty nic nie rozumiesz? - spytała Marta i pogłaskała mój brzuch.
- Zostawisz nasz na chwilę samych? - spojrzałam na nią.
Marta od razu posłuchała mojej prośby. Po chwili zostaliśmy sami. Zbyszek cały czas przypatrywał się mojemu brzuchowi.
- Będę tatą.. - mówił po cichu. - Mogę dotknąć? - spojrzał na mnie.
- Zbyszek, przepraszam, że to za tobą zataiłam. Jeśli nie chcesz tego dziecka..
- Jak mogę nie chcieć swojego dziecka z dziewczyną, którą kocham? - uśmiechnął się i mnie przytulił. - To najlepsze co mogło mi się w życiu
przydarzyć.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. - odetchnęłam. - To co teraz będzie?
- Musimy się nad tym zastanowić. - Na razie zostaniesz tutaj na kilka dni, jeśli ci to odpowiada. - powiedział i zaczął masować mój brzuch.
- Jasne. - przytaknęłam.
- Już wiadomo jaka płeć? Może mały Zbyś? - roześmiał się.
- Albo mała zołza Malwinka. - odwzajemniłam jego gest.
- Brakowało mi ciebie. A teraz? Dostałem więcej niż chciałem. Jesteś dla mnie kimś ważnym.. - pocałował mnie.
- Przepraszam, że wtedy tak na ciebie naskoczyłam.. Ale nie chciałam ci psuć życia. - spojrzałam na niego.
- Wybaczam ci księżniczko. Teraz nie pozwolę, żebyś cierpiała, - pogłaskał mnie po policzku.
Razem z Martą i Zbyszkiem zaczęliśmy wybierać imię dla dziecka. W razie
gdyby był chłopiec, lub dziewczynka.
- Co wam się nie podoba w imieniu Kasia? - spytała Marta.
- Wszystko. - powiedzieliśmy równo ze Zbyszkiem.
- A może Karol? - zaproponowała Marta, a ja spojrzałam na Zbyszka.
- Może lepiej nie. - pokręcił głową. - Dobra, mamy jeszcze czas. Znając życie teraz codziennie będziemy się nad tym zastanawiać. - roześmiał się. - Połóż się, musisz odpoczywać. - powiedział i złapał mnie za rękę, a następnie zaprowadził do sypialni.
**************************************
I jak, zaskoczeni?
Zastanawiam się, czy nie zakończyć blogu..
Jesteście ze mną? ;c
Pozdrawiam :))

2015/02/07

Rozdział 16

PERSPEKTYWA MALWINA :
- Bartman, kretynie o co chodzi? - mówię poddenerwowana.
- Wyjechałem do tych Włoch, bo chciałem o Tobie zapomnieć. Ale to chyba nie jest takie łatwe.. - zaczął.
- Tylko tyle chcesz mi powiedzieć? - spytałam, kiedy zapanowała cisza.
- Nie, zamknij się. - przerwał mi. - Pamiętasz jak spotkaliśmy się pierwszy raz?
- Mhm.. - zaśmiałam się. - Wtedy naopowiadałeś chłopakom, że jestem
rozpieszczoną księżniczką. - pokiwałam głową.
- Nie uważałem tak. - pokręcił głową. - A raczej chciałem tak udawać, bo wtedy stałaś się dla mnie ważna. - spojrzał na mnie.
- To miłe. - uśmiechnęłam się. - Chociaż nigdy nie mogłam znaleźć z tobą wspólnego języka.
- Może czas się zmienić? Wydorośleć? - roześmiał się. - Ciągle o tobie myślę, czasami jestem na siebie wściekły, że cały czas psuję relacje między nami. - powiedział po cichu.
-  W sumie nie wiem czemu jestem dla ciebie taka zimna. - wzruszyłam ramionami.. Ale powoli chyba się wykruszam. - śmieję się.
- Mam u ciebie szanse? Bardzo chciałbym naprawić to co zepsułem. - złapał mnie za rękę.
- Zibi.. Dajmy sobie trochę czasu. Jeśli przez ten cały pobyt w Spale się nie pozabijamy, to chyba...
- To chyba co? - uśmiechnął się.
- To chyba.. będzie dobrze. - roześmiałam się.
Zibi położył się na swoje łóżko. Nie mogłam zasnąć. Leżę już tak około dwóch godzin. Postanawiam się przejść po ośrodku. Zakładam dres i po cichu wychodzę z pokoju. Wychodzę na zewnątrz. Nagle widzę przed sobą jakąś postać. Kiedy zdaję sobie sprawę z tego, kto to jest, momentalnie odwracam się i chcę odejść, ale on mnie zauważa.
- Też nie możesz spać? - pyta.
- Jak widać. - mówię pod nosem i siadam na ławce.
- Przepraszam. - mówi i siada obok mnie.
- Wybaczyć mogę, ale nie zapomnę. - patrzę przed siebie.
- Wiem, jestem kretynem. - potwierdza.
- Karol, bo ja chcę wiedzieć na czym stoję. - spoglądam na niego.
- Malwina ja nie wiem. - patrzy na mnie bezradnie. - Próbowałem cię znienawidzić... Chyba to za trudne.
- Mi samej też nie jest łatwo. - jęknęłam.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki odwróciłam się. Tak, to był Bartman.
- A więc wolisz jego? - skwitował patrząc na Kłosa, jakby chciał mu przywalić.
- Ja.. - zaczęłam, ale nie skończyłam.
W sumie co Ty? Bartman Ci imponuje, Karol w sumie też.. Jak to mówią? Stara miłość nie rdzewieje.
- Malwina chyba powinnaś to z nami wyjaśnić. - powiedział po chwili Karol.
- Wybieraj.. ja, albo ten kretyn. - kiwnął głową Zbyszek.
Nagle zrobiło mi się słabo.Poczułam, że jest mi gorąco. Przed sobą zobaczyłam ciemność.
PERSPEKTYWA KAROLA
Zemdlała. Zadzwoniliśmy po karetkę. Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi. Czemu tak nagle zemdlała? Może to przez nas? Za bardzo naciskaliśmy?
Podłączyli ją pod kroplówkę. Już od kilku dni leży prawie nie przytomna, nie można jej odwiedzać. Jutro mamy sparing z USA, a ja kompletnie nie mogę skupić się na meczu. Każdą wolną chwilę spędzam przy niej.. Przy niej? A raczej przy szybie.
Bartman też nie odstępuje jej o krok. Cały czas się sprzeczamy, chodź wiemy, że tym jej nie pomożemy.
- Czy ktoś nam powie, co jej w końcu jest? - wykrzyczał wkurzony Zbyszek.
Przyszedł lekarz. Widocznie usłyszał jego krzyk.
- Proszę się uspokoić. Zrobiliśmy badania. Pani Malwina ma guza na żołądku. - na te słowa mocno się przestraszyłem.
- Doktorze, ale ona będzie żyła? - spojrzałem na niego.
- Trzeba czekać. Guz jest w takiej fazie..że jest dość groźny...
- Dość? - dopytał Bartman.
- Bardzo groźny. - lekarz spojrzał w szybie na Malwinę i odszedł.
Nie mogłem tego pojąć. Czemu ona? Bartman był zły.. Na siebie, na wszystkich..
Chłopaki cały czas odwiedzali Malwinę. A ja? Nie mogłem na razie nic zrobić..
Pozwolili nam do niej wejść. Postanowiłem, że wejdę jako pierwszy. Wszedłem po cichu. Leżała bokiem. Usiadłem obok niej. Nie odzywała się. Po jej policzkach jedynie płynęły zły.
- Jestem przy tobie. - ścisnąłem jej dłoń.
- Nie. Idź. nie przejmuj się mną. - uśmiechnęła się.
- Malwina, nie rozumiesz? Kocham cię. - powiedziałem a raczej wykrzyczałem, a ona momentalnie zamknęła oczy. - Proszę, powiedz coś. - powiedziałem sam płacząc.
- Nie kocham cię. Przykro mi. - powiedziała oschle.
- Nie wierzę. - pokręciłem głową. -Wolisz Zbyszka tak? W sumie jeśli masz być z nim szczęśliwa to dobrze.. Pamiętaj, że cię nie zostawię.
- Zawołasz go
Pokręciłem głową. Wyszedłem.
- Idź do niej. - powiedziałem wkurzony mijając Bartmana.
PERSPEKTYWA MALWINY:
Twoje życie nie ma sensu. Lekarz nie okłamywał cię. Możesz umrzeć. Jeśli operacja się nie uda.. Gdy o tym myślisz łzy lecą ci z oczu przysłaniając cały świat. Udajesz twardą. Nie rusza cię ten cały rak. Chcesz pozbyć się wszystkich.
- Będę przy tobie. - słyszę Bartmana kiedy wyrywasz się z zamyślenia.
-Idź już.
- Proszę cię.. czemu mi to robisz? Przecież... - tu skończył swoją wypowiedź.
- Chcę spać. - odkręciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy.
Minęło kilka dni. Czułam się coraz gorzej. Ból w okolicach brzucha, całymi dniami bolała mnie głowa.
Nagle ktoś wszedł do mojej sali. To byli siatkarze. Wszyscy. Zaczęli mi śpiewać 100 lat.. Kupili tort, prezent.
A ja? Płakałam.. nie mogłam przestać. Zakryłam twarz dłońmi. Cholernie pokochałam tych ludzi. Bardzo się do nich przwiązałam.
Przestali śpiewać, nie wiedzieli jak na to zareagować. Chyba myśleli, że to przez nich płakałam, a tak na prawdę to chyba dzięki nim...
- Malwina... My nie chcieliśmy. - zaczął Michał Winiarski.
- Nie, jest dobrze.. Dziękuję. - wymusiłam na swojej twarzy uśmiech.
- Wszyscy bardzo cię lubimy i nie pozwolimy, żebyś została sama. - dodał Wlazły.
Wszyscy podeszli do mnie i zaczęli mnie przytulać. Po kilku minutach było już pusto. Lekarz kazał im wyjść, ponieważ stwierdził, że muszę odpoczywać przed operacją. A operacja już za 3 dni.
Wszyscy mnie pocieszali, litowali się nade mną. Specjalnie dla mnie przyjechali rodzice...
PERSPEKTYWA BARTMANA:
Na dwa dni przed operacją zamknęła się w sobie. Nie chciała niczyjej
pomocy, obecności mojej, Karola czy reszty chłopaków.
- Tak nie możesz. Czemu się chcesz od nas odciąć? - pytam siedząc obok niej.
Cisza.. Czyli tak jak przez ostanie kilka godzin. Nie dawałem jej spokoju.. Przecież za dwa dni odbędzie się coś ważnego.. Jej operacja.
- Malwina cholera jasna.. Mam sobie iść? Powiedzieć, że mam cię gdzieś? Okłamać cię?! - wrzasnąłem z bezradności, a następnie zakryłem twarz dłońmi.
- Obiecasz mi coś?- powiedziała zachrypniętym głosem.
- Co tylko chcesz.- złapałem ją za rękę.
- Znajdziesz sobie kogoś i będziesz bardzo, bardzo szczęśliwy.. i czasem mnie odwiedzisz na cment.. - zaczęła ale przerwałem.
- Co ty wygadujesz? Będziesz żyć.. I będziesz szczęśliwa tak jak dawniej... - powiedziałem, nie mogąc słuchać jej wypowiedzi.
- Mówisz, że byłam szczęśliwa? W sumie, lepiej, że to się już kończy. - zapatrzyła się w ścianę, a z jej oczu płynęły łzy.
- Jak nie byłaś.. to jeśli mi pozwolisz sprawię,że będziesz szczęśliwa... - usiadłem na jej łóżku i ją przytuliłem.
Nagle złapała się za brzucho. Zaczęła krzyczeć z bólu. Wybiegłem na korytarz.. Zawołałem lekarza. Wszystko obserwowałem z zza szyby. Ona nie może umrzeć.. Nie teraz, nigdy. Usiadłem załamany na krześle.
PERSPEKTYWA KAROLA :
Nigdy nikt mnie tak nie obchodził tak jak ona.. Ale jest jeszcze Bartman. Chociaż teraz to nie ważne.Najważniejsze żeby żyła..
Po wszystkim. Lekarz uspokoił nas, że na razie nie ma co panikować. Postanowiłem do niej wejść.
PERSPEKTYWA MALWINY:
Obudziłam się. Było już widno. Zobaczyłam Karola. Spał na moim łóżku. Jego głowa była na moich dłoniach, a on sam leżał na krześle. Nie mogę na to pozwolić, żeby cierpiał.. Nie przeze mnie..
- Co zrobisz jak umrę? - spytałam.
- Coś mówiłaś? - przebudził się.
- Co zrobisz jak umrę? - spytałam ponownie.
- Nie pozwolę na to, księżniczko. - lekko się uśmiechnął i pocałował moją dłoń.
PERSPEKTYWA SIATKARZY:
Dziś operacja.. Już za kilka minut.
- Ja.. Na prawdę.. - zaczęła mówić, kiedy nas wszystkich do siebie zawołała.
- Będziemy z tobą, spokojnie. - powiedział Ziomek.
- I przed operacją i po operacji. - dodał Igła.
- I jutro gramy mecz.. Dla ciebie. - powiedział Kurek, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, tak jakby teraz była już spokojniejsza.
I zaczęło się. Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Każdy wymieniał ze sobą spojrzenia. Nikt nic nie mówił. Bartman był cały w nerwach. Cały czas spoglądał na zegarek. Karol też..
- Chłopaki po operacji musimy coś dla niej zrobić. - zaczął Ignaczak.
- Dobry pomysł, tylko co?
- Już ja mam pomysł... - Ignaczak wybiegł ze szpitala.
Godzina za godziną. Cały czas ją operowali. Jej rodzice cały czas płakali.
Pocieszaliśmy ich, co mogliśmy?
*****************
Smutne, wiem :))
Sama miałam łzy w oczach jak to pisałam ;c
Nie powiem wam co będzie dalej.. Może to już koniec...
Pozdrawiam ;)

2015/01/31

Rozdział 15

- O proszę. Sir Kurek. - uśmiecham się na jego widok.
- Możemy pogadać? - pyta, a ja przytakuję.
Kierujemy się do jego pokoju. Gdy wchodzimy, widzę Pita, który siedzi na
łóżku. Na nasz widok wstaje i wychodzi. Dla mnie to było dość dziwne. Może wcześniej umówił się tak z Kurkiem?
- Co mu? - kiwam głową na wcześniej wychodzącego Piotrka.
- No właśnie.. O niego chodzi. - podrapał się po głowie.
- Do rzeczy. - mówię zdezorientowana.
- Bo on ostatnio taki jest..Przybity, często się na mnie wkurza.. Ale wyciągnąłem od niego jedno..
- Hm? - spoglądam na niego pytająco.
- Chodzi o jakąś dziewczynę. - wzrusza ramionami.
- No dobra, ale co mnie to obchodzi? - wiem, jestem miła fchuj...
- Jesteś dziewczyną.. - zaczął.
- Jak na to wpadłeś? - zaczynam się nabijać z Bartka, a on spogląda na mnie złowrogo. - No ok ok. - unoszę ręce w geście poddania się.
- Pogadaj z nim. Może tobie coś powie.
- Serio? - jęknęłam. - Chyba jestem ostatnią osobą, która powinna rozmawiać o miłości.
- Mawlina. - spojrzał na mnie błagalnie.
- Dobra, już.. - wywróciłam oczami.
Wróciłam do swojego pokoju. Mojego współlokatora tam nie było. Cały czas zastanawiało mnie o co mu chodzi.
- Malwaa. - wpadł do mojego pokoju Igła, Winiar i Wrona.
- Też się cieszę, że Was widzę. - uścisnęłam wszystkich.
- Zabieramy cię na basen. - powiedział Andrzej.
- Zapomnijcie. - pokiwałam głową.
- Ale dlaczego? - dopytywał Winiar.
- Nie umiem pływać. - uśmiechnęłam się z przerażeniem.
- Nauczę Cię. - zaśmiał się Igła.
- Nie no chłopaki, dajcie spokój. - jęknęłam.
Ostatecznie zmusili mnie abym z znimi poszła. Za 10 minut wszyscy co idą mięli czekać na dole. Gdy tam zeszłam zobaczyłam, że idą też z nami: Kurek, Bartman, Karol i Fabian.
Basen był niedaleko. Po około 5 minut drogi byliśmy już na miejscu. Przebrałam się w strój :
kostium
- Nie wchodzisz do wody? - spytał Kurek, obserwując mnie od góry do dołu.
- Kurek, jeszcze raz się tak na mnie spojrzysz, to cię utopię, obiecuję! - zaśmiałam się. - Nie umiem pływać. - powiedziałam mu na ucho.
- Wejdź ze mną do wody, nauczę cię. - stwierdził, a ja zaczęłam się śmiać.
- Bartuś.. Ale ja się boję.
- Co? - krzyknął chyba na cały basen, bo wszyscy się na nas dziwnie spojrzeli. - Ty? Taka odważna?
- Zamilcz. - zgromiłam go wzrokiem.
- To tak tu będziesz stała? - spytał Bartman, znajdując się momentalnie obok.
- Nie Zbyszku, no co Ty. Właśnie Bartuś teraz będzie mnie uczył pływać, więc, bay! - pomachałam mu i złapałam Bartka za rękę.
- Wchodź. - najpierw sam wszedł do wody, a następnie asekurował mnie  gdy ja wchodziłam. Potem objął mnie jedną ręką.
- Kurek, tylko mnie puścisz i nie ręczę za siebie. - warknęłam.
- Nie puszczę. - powiedział po cichu.
Odwróciłam się do niego i dopiero wtedy zobaczyłam, jak cały czas mi się    przygląda.
- Bartuś. Mam cię podtopić? - zaśmiałam się i zmierzwiłam jego włosy.
Bartek mnie na chwilę puścił, a ja spanikowałam.
- Bartek no! - złapałam się, obejmując jego szyję.
- Widzisz, uzależniam. Nie możesz się ode mnie oderwać. - roześmiał się.
- To jest śmieszne? - udałam obrażoną.
- Oj przepraszam. - przytulił mnie.
Po kilku minutach zrezygnowałam i wyszłam z basenu. Postanowiłam się przebrać i poczekać na chłopaków przed basen.Po kilku minutach wszyscy skierowaliśmy się z powrotem do ośrodka. Chłopaki mięli dziś wieczorny trening. Postanowiłam się na niego wybrać. Po drodze na halę spotkałam Karola.
- Karol, co ja takiego znowu zrobiłam? - spytałam, momentalnie znajdując się obok niego.
- Nic, a czemu pytasz? - nawet na mnie nie spojrzał.
- Robisz ze mnie idiotkę? Chyba widzę, że coś jest nie tak. Nie odrywasz się do mnie..
- Ja z ciebie robię idiotkę? Malwina, nie obraź się, ale zastanów się, czego ty chcesz. - zatrzymał się na chwilę, a następnie skierował się na halę.
- O nie. Tak to nie będzie Kłos. Wytłumacz mi o co chodzi. - zatrzymałam go, łapiąc za rękę.
- Udajesz, że nie wiesz o co chodzi, czy jak? - spojrzał na mnie z odrazą.
- Jak to?
- Fajnie z nim było, nie? - wciąż nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Możesz jaśniej? - uniosłam brew.
- Matt już się zdążył pochwalić.
- Karol do jasnej cholery, o co ci chodzi? - podniosłam głos wściekła na maksa.
- Dobry jest w łóżku? - spytał, a ja kompletnie osłupiałam. - No i teraz powiesz mi, że z nim nie spałaś?
Zamurowało mnie. Co ten kretyn wymyślił...
- Najchętniej dałabym ci teraz w twarz. Gardzę tobą. - kręcę głową i odchodzę.
I teraz rozumiesz zachowanie jego, Bartmana.. Oni uwierzyli. Wchodzę do swojego pokoju. On leży na łóżku.
- Pozdrów Matta. - mówi nagle.
- Spierdalaj. - mówię i idę wziąć prysznic.
Gdybym teraz spotkała tego Matta.. To to by było nasze przed ostatnie
spotkanie. Ostatnie byłoby na jego pogrzebie.
Umówiłam się z Kurkiem, że około 22.00 pogadam z Pitem. Skierowałam się do jego pokoju.
- Mogę? - wyjrzałam z zza drzwi.
- Jak chcesz. - powiedział obojętnie.
- Piotrek, Ty też uwieżyłeś Andersenowi? - zapytałam szeptem.
- To chyba nie moja sprawa. - wzruszył ramionami.
- Uwierzyłeś? - powtórzyłam pytanie, a on pokiwał twierdząco. - Piotrek, a dlaczego jesteś taki wkurzony? Coś się stało? Pewnie chodzi o jakąś dziewczynę, tak?
- A dlaczego tak cię to interesuje? - spytał ze swoim wkurzającym spokojem.
- Bo się o ciebie martwię. - uśmiechnęłam się.
- Na prawde? - odwzajemnił gest.
- Wiesz, coraz bardziej myślę nad powrotem do Londynu.. Aby przynajmniej wyjechać stąd.. z Rzeszowa.
- Nie, proszę. - jęknął, a ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
- Bo ja.. - zaczął, ale niefortunie wszedł Kurek.
- O sorki.. Już wychodzę.
- Nie ja i tak już wychodziłam. - zerwałam się i wyszłam.
Weszłam do swojego pokoju. Byłam pewna, że on śpi, niestety nie.
- Ale powiedz kto w łóżku lepszy, ja czy on?
- Szczerze? Nie wiem. Musiałabym się najpierw przespać z Mattem i to ocenić. Ale zapewne wybrałabym jego. - stwierdziłam i zaczęłam się przebierać się w pidżamę.
- Nie mów, że ci się nie podobało. - zaśmiał się.
- Wiesz Zbysiu, dla mnie to nie miało żadnego znaczenia. - położyłam się obok niego.
- Nie wierzę ci. - momentalnie znalazłam się pod nim.
- Ale, że kochałam się z Mattem, to wierzysz? - wywróciłam oczami. - Z resztą nie będę każdemu to wybijała z głowy. Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie. - powiedziałam z obojętnością.
- Nie uwierzyłem. Ale na prawdę wtedy.. to nic dla ciebie nie znaczyło?
- A dla ciebie znaczyło? - odpowiedziałam pytaniem.
- Tak. - powiedział pewny siebie i musnął moje usta.
- Tak cholernie mnie denerwujesz. - jęknęłam.
- Ty mnie też, pyskata księżniczko - roześmiał się i wbił się w moje usta.
Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Jednak coś do mnie czujesz. - uśmiechnął się.
- Dlaczego Zbyszku tak uważasz? - nie wiem czemu, ale lubiłam się z nim drażnić.
- Bo nie przywaliłaś mi w gębę.. - roześmiał się.
- No tak, to jest jakiś argument. - przytaknęłam. - Muszę do łazienki. - jęknęłam.
Zszedł ze mnie. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Wróciłam i położyłam się na swoim łóżku.
- Coś nie tak zrobiłem? - chyba liczył, że położę się obok niego...
- Dlaczego tak uważasz? - westchnęłam, przykrywając się kołdrą.
Zapanowała niezreczna cisza. Może zasnął? Lecz po chwili dał o sobie znać.
- Czy gdybym wtedy nie wyjechał do Włoch... - zaczął.
- Ale wyjechałeś. - przerywam mu.
- To była dla mnie szansa.. Mogłem się wybić. - Masz mi to za złe?
- Tak. - powiedziałam pewna siebie i odkręciłam się do ściany.
PERSPEKTYWA BARTMANA:
Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. W sumie Malwina cały czas mnie olewała i nie dawała nadziei. Od początku naszej znajomości były między nami jakieś zgrzyty. Nie umiałem się z nią porozumieć. Tak, jakby on a była z innego świata.Postanowiłem, że muszę ją przeprosić. Wstałem i po cichu skierowałem się w stronę jej łóżka. Była odkręcona do ściany. Położyłem się obok niej i przytuliłem się do niej.
- Co Ty Bartman wyprawiasz?! - spytała zaskoczona.
- Przepraszam. - wyszeptałem jej do ucha.
- Za to, że wtargnąłeś mi do łóżka, czy za to, że byłeś świnią? - roześmiała się, a ja za nią.
- A jak Ci wybaczę, to co to zmiemni? - jęknęłam.
- Będę wtedy bardzo szczęsliwy. - uśmiechnąłem się.
- Bartman, ja nie wiem do czego Ty zmierzasz i to mnie chyba najbardziej przeraża.
- Bo muszę Ci coś powiedzieć. Pewnie uznasz mnie za kretyna i jeszcze większą świnię. - mówię przerażony.
- Jeśli chodzi o ciebie.. nic mnie już nie zdziwi. - odwraca się w moją stronę.
- Malwina... - zaczynam i w myślach układam sensowne zdanie.
*********************
Jak myślicie co powie Bartman? :)
Jutro powinien pojawić się jeszcze jeden rozdział. A następny za tydzień. Bo ferie mi się kończą, więc wiecie, szkoła :)
Podoba się?
Pozdrawiam ;**

2015/01/27

Rozdział 14 :)

- Jasne, znowu ucieknij, tak jak w Londynie. - powiedział Szczęsny, gdy zaczęłam iść do wyjścia.
- Myślisz, że mi było łatwo? Wielka gwiazda miała mnie gdzieś. Dla ciebie najważniejsza była kariera, więc? - uniosłam brew.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo zaczął dzwonić jego telefon.
- Odbierz, przecież nie będziesz tracił czasu na zwykłych ludzi. - powiedziałam przechodząc obok niego. Wyszłam na balkon. Musiałam odetchnąć.Stałam tak jakieś kilka minut. Nagle ktoś się obok mnie pojawił. To był on. Przykrył mnie swoją kurtką.
- Wejdź do środka, bo się przeziębisz. - ustał obok mnie.
- Od kiedy ty się tak o mnie martwisz? - spojrzałam na niego.
- To nie tak, że cię olałem..
- No jasne, że nie Wojtuś.. - roześmiałam się. - Dla ciebie głupi wywiad był ważniejszy od moich urodzin. - w tym momencie przypomniałam sobie tamten dzień. Miał być, obiecał. Zadzwonił w ostatniej chwili, że ma trening.. A już po 5 minutach mogłam oglądać jego wywiad na żywo w telewizji.
- Wiem, wtedy nawaliłem.
- Wtedy? I myślisz, że tylko przez to się nie odzywałam? - westchnęłam.
- Może wyjaśnimy sobie to wszystko? - na te słowa pokręciłam głową.
- Wiesz, że nie daję drugiej szansy. - powiedziałam na odchodne.
Usiadłam obok Karola. O nic nie pytał. Jedynie czasami na mnie zerkał. Przysiadł się do mnie Matt. Byłam wściekła. Może nie tylko na niego, ale na wszystkich. Gdybym wiedziała, że Wojtek tu będzie, na pewno bym się tu nie zjawiła.
- Może coś mocniejszego? - spytał Anderson, a ja nie zdążyłam dać mu odpowiedzi, ponieważ od razu zareagował Kłos.
- Malwina może lepiej nie.. - spojrzał na mnie złowrogo.
- Z chęcią. - powiedziałam do Matta.
Nie lubiłam, gdy ktoś mnie matkował. Nigdy nikogo nie słuchałam. W sumie człowiek uczy się na błędach.
Gdy poszłam napić się z Mattem rozejrzałam się po mieszkaniu. Jego nigdzie nie było... Skierowaliśmy się do kuchni.
- Wojtek mi opowiadał o jakiejś byłeś przyjaciółce, ale nie myślałem, że chodzi o ciebie. - powiedział nalewając kolejnego drinka.
- Dla mnie on dawno zniknął z mojego życia. - stwierdziłam zalewając się alkoholem.
Anderson poszedł odebrać telefon, a ja zostałam sama. Nagle ktoś wszedł do kuchni.
PERSPEKTYWA KAROLA:
Zobaczyłem jak Anderson wychodzi z kuchni. Postanowiłem ją dopilnować, żeby niczego głupiego nie zrobiła. Znam ją za dobrze..
- Karolku. - od razu się na mnie rzuciła.
- Malwina, nie pij więcej. - pogłaskałem ją po policzku.
- Cii. - położyła kciuk na moich ustach. - Czemu tak cię obchodzę.. Wiem, to co było między nami. To było.. - zaczęła, a ja się zmieszałem. Wiem, że cokolwiek bym nie powiedział ona i tak tego jutro nie będzie pamiętała. Nagle do kuchni wszedł Anderson. Podszedł do niej i zaczął ją namiętnie całować. Nie opierała się. Chyba nie wiedziała, że tak bardzo mnie tym  skrzywdzi. Poczułem się cholernie. Wyszedłem.
PERSPEKTYWA MALWINY:
Oderwaliśmy się od siebie. Rozejrzałam się dookoła. Karola nigdzie nie było.
W całym mieszkaniu też nie ujrzałam jego sylwetki. Teraz dopiero ogarnęłam, że widział tą całą sytuację. Postanowiłam jechać do niego i z nim pogadać. Czułam się strasznie głupio.
Poprosiłam Ignaczaka, aby odwiózł mnie do Karola. Z chęcią się zgodził. Długo rozmawialiśmy. Igła to chyba najbardziej pozytywna osoba jaką znam.
Oparłam się o ścianę i zapukałam do drzwi. Otworzył. Bez słowa sam wszedł do środka, zostawiając otwarte drzwi.
- Jesteś na mnie zły? - spytałam kiedy on usiadł na kanapie udając, że ogląda jakiś film.
- Za co? - uśmiechnął się sztucznie.
- Rozumiem. - pokiwałam głową. - Rano już sobie pojadę. - powiedziałam po cichu i poszłam się położyć.
Jak powiedziałam, tak i zrobiłam. Wstałam wcześnie rano i poszłam na pociąg. Po około 4 godzinach jazdy byłam już w Rzeszowie.
Minęło kilka dni. Karol mnie totalnie olał. Wojtek cały czas do mnie wydzwaniał, chciał się spotkać, ale ja byłam twarda.. Matt wyjechał. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Bez zastanowienia odebrałam.
- Wojtek, czy ty nie rozumiesz... - zaczęłam, ale głos w słuchawce mi  przerwał.
- Dzień dobry. Z tej strony Mirosław Przedpełski, prezes Polskiej siatkówki.
Czy byłaby możliwość, aby się z panią spotkać?
- Oczywiście, proszę tylko podać miejsce i godzinę.
- Wiem, że pracuje pani jako asystentka w Resovii. Jutro mam tam spotkanie. Czy odpowiada pani 11.00?
- Oczywiście. - przytaknęłam.
- Będę czekał na panią w gabinecie dyrektora. Do widzenia. - rozłączył się.
Przez całe popołudnie zastanawiałam się o co może chodzisz. To chyba coś ważnego, jeśli chce rozmawiać ze mną osobiście.
O 17.00 pojechałam do pracy. Chłopaki mięli dziś wieczorny trening.
- Malwina. - powitał mnie dziwnie szczęśliwy Ignaczak.
- Igła, co Ty bierzesz? - udałam przerażoną.
- Spakowana? - spytał Kosok, który akurat obok nas przechodził.
- Co? - zrobiłam minę typu "WTF?!"
- To ona jeszcze nie wie? - Kosok spojrzał na Ignaczaka, a Igła zatarł ręce.
Cała ta sytuacja dawała mi do myślenia.
Rano punktualnie o 11.00 stawiłam się w pokoju dyrektora.
- Proszę usiąść. - na tą komendę od razu to uczyniłam.
- Dowiem się o co chodzi? - uśmiechnęłam się nie pewnie.
- Mamy dla pani propozycję.. A mianowicie. Wiem z pewnych źródeł, że skończyła pani studia dziennikarskie. Jutro jest wyjazd do Spały na zgrupowanie. Chcięlibyśmy zaproponować pani współpracę.
- Na czym polegałaby moja praca? - spytałam konkretniej.
- Przeprowadzałaby pani wywiady z siatkarzami do gazet. Pisała artykuły o tegorocznych Mistrzostwach.
- A dlaczego akurat ja? - to mnie najbardziej ciekawiło. Przecież, ja nawet nie mam odpowiednich kwalifikacji.
- Siatkarze zaproponowali pani stanowisko. Teraz wszystko zależy od pani.
W sumie Malwa, nic cię tu nie trzyma. Przyda ci się taki wyjazd..
- Zgadzam się. - przytaknęłam, na co prezes bardzo się ucieszył i uścisnął
moją dłoń. Po chwili omówiliśmy szczegóły, a także wszystko związane z wyjazdem.
Wyszłam z pokoju, a tam o dziwo czekali na mnie : Fabian, Igła, Kosok o Piotrek.
- I co, zgodziłaś się? - zaczął Igła.
Zaczęłam iść do przodu, a oni za mną.
- Najgłupszy pomysł ever, ja do Spały. Kto wymyślił takie coś? Jakiś debil pewnie. - zmierzyłam Ignaczaka. Oczywiście, że ich wkręcałam.
- Bo wiesz Malwinka, my to wszystko dla Ciebie.. - podrapał się po głowie
Drzyzga.
- Wiem. I za to wam bardzo dziękuję. - zaczęłam się śmiać. - Macie u mnie furę żelków. - uśmiechnęłam się.
- Czyli jedziesz? - spytał Pit, a ja przytaknęłam.
- No wiecie, już nie chcę się chwalić, kto zaproponował stanowisko Malwiny. - Ignaczak pomachał teatralnie ręką.
- I za to, możesz jutro towarzyszyć mi obok w podróży. - podeszłam i go przytuliłam, a on ucieszył się jak małe dziecko.
Wróciłam do domu. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Musiałam trochę poczytać o tych Mistrzostwach i o samych zawodnikach. Wiem, że to dla mnie duża szansa.
Zaczęłam się pakować, kompletnie nie wiedziałam, co wziąć... Zajęło mi to cały wieczór. Zmęczona wzięłam prysznic i położyłam się spać.
Budzik zadzwonił równo o 5.00. Ubrałam się :
stylizacja i zrobiłam sobie śniadanie. O 5.45 byłam już pod halą, gdzie czekał autobus.
Chyba większość już była w środku.
- Daj, pomogę Ci. - powiedział Nowakowski, biorąc ode mnie walizkę.
- Nie prosiłam Cię o to. - powiedziałam, pod nosem, a on spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
Weszłam do autokaru, a Piotrek za mną. Na końcu autobusu zobaczyłam Ignaczaka. Od razu mnie zauważył i zaczął machać ręką, abym do niego usiadła. Tak też uczyniłam. Nagle Krzysiek wyjął swoją kamerę i zaczął nakręcać wszystko co się dzieje.
- Tutaj nasz nowa pani dziennikarz. - kamera najechała na moją osobę.
- Dziennikarka, Igła. - roześmiałam się.
- I już szpanuje. - powiedział, a ja wypięłam mu język.
Przez całą drogę śmialiśmy się w najlepsze. Po kilku godzinach byliśmy już na miejscu.
- O proszę pan Bartman. - roześmiałam się, gdy zobaczyłam go na wejściu.
Ten jedynie spojrzał na mnie, a następnie zaczął iść do przodu. Zero reakcji?
- Hello! To ja Malwina, najprawdopodobniej twój największy wróg. - zaczęłam za nim iść.
- Daj mi spokój. - warknął.
- Dobra, dobra.. Jak chcesz pogadać to.. - zaczęłam, ale on mi przerwał.
- W dupie mam ciebie, wszystkich, czaisz? - odwrócił się w moją stronę.
Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale sobie darował i pognał dalej.
Przyjęłam tą wiadomość dopiero po kilkunastu sekundach.
- Malwina, przydzieliłem Ci pokój z Bartmanem. Bo tylko ty i on nam zostaliście. - powiedział jakiś mężczyzna od spraw organizacyjnych.
- Spoko. - pokiwałam głową.
Teraz to pewnie Bartman będzie wniebowzięty. Porozmawiałam jeszcze z igłą. Z Ignaczakiem nie da się po prostu nie porozmawiać mniej niż 5 minut. Nawet nie wiem kiedy minęło 30 minut. Skierowałam się do swojego pokoju.
Dobra Malwina wejdziesz tam i nie będziesz się odzywała. W końcu to tylko miesiąc tutaj..
Gdy weszłam, zobaczyłam Bartmana w samym ręczniku owiniętym dookoła pasa.
- Nie umiesz pukać, księżniczko? - powiedział wściekły.
- Mam pukać do swojego pokoju? - uniosłam brew i rzuciłam się na łóżko.
- Nie mogłaś wziął innego pokoju?
- Boże, Bartman.. Że coś ci się nie układa, to nie znaczy, że możesz wyżywać się na mnie. - spojrzałam na niego, a następnie wyszłam. Musiałam trochę odetchnąć.
- Cześć. - usłyszałam za sobą.
***************
I jest kolejny!
Nie podoba mi się szczerze ten rozdział, ale ok :)
Czytacie? To komentujcie :)
Pozdrawiam ;*

2015/01/24

"To wy się znacie? - spytał Karol, a ja nadal stałam w osłupieniu. " Rozdział 13

Nagle usłyszałam jakiś hałas. Otworzyłam oczy. Było już widno. Od razu zerwałam się na równe nogi i poszłam zobaczyć co się stało.
- Karol w porządku? - wyjrzałam zza drzwi od kuchni.
- Tak, śpij jeszcze. - powiedział zbierając stłuczone szkło.
- Zostaw, bo się skaleczysz.. - podbiegłam do niego.
I wykrakałam.. Od razu na jego ręku można było dostrzec strumień krwi.
- Kurwa.. - syknął Kłos.
- Idiota. - warknęłam pod nosem. - Trzeba to przemyć wodą utlenioną. - zaprowadziłam go do łazienki.
Z apteczki wyjęłam gazę i wodę utlenioną, a następnie zaczęłam mu przemywać ranę.
- Szczypie.. - odsunął rękę.
- Dobrze, że Twoja głupota nie szczypie, bo wtedy byś się nacierpiał. - roześmiałam się.
- Dzięki. - skrzywił się.
- Karol.. nie zachowuj się jak mały, nierozgarnięty dzieciak.. i dawaj tą łapę. - gdyby wzrok mógł zabijać, Karol padłby trupem.
- Ale za to musi być nagroda... - no tak.. chytre te dziecko..
- Dobra.. bo mi się wykrwawisz.. - wywróciłam oczami, a ten się uśmiechnął.
Gdy zrobiłam opatrunek, chciałam wyjść z łazienki, ale Karol mnie zatrzymał.
- A nagroda? - zrobił smutną minę?
- To chyba mnie należy się nagroda, bo uratowałam ci życie, łajzo. - uniosłam brew.
Nagle ten zbliżył się do mnie i mnie pocałował. Nie wiem czemu ale na początku go nie odepchnęłam. Po kilku sekundach oderwaliśmy się od siebie.
- Co to miało być? - powiedziałam wściekła.. chodź tak na prawdę nie umiałam się na niego gniewać.
- Nagroda, za uratowanie mi życia. - uśmiechnął się i wyszedł z łazienki.
A ja? Stoję jak debil i uśmiecham się. Po chwili przemieszczam się do kuchni.
- To co dziś poleca szef kuchni? - zasiadam do stołu.
- Dziś danie, które wymagało ode mnie dużego doświadczenia, a także wyobraźni.. - nie powiem zaczyna się dość tajemniczo. - Zamknij oczy. - na te słowa roześmiałam się chyba na cały dom.
- Pojebało cię? - uniosłam brew.
- Nie psuj niespodzianki.. - skarcił mnie wzrokiem, a ja w końcu uległam i zamknęłam je.
- Już?
- Możesz otworzyć. - wydał komendę, a ja myślałam, że nie wytrzymam ze śmiechu, kiedy przed sobą zobaczyłam kanapki przystrojone różnymi minkami..
- Wybitne.. Cudowne.. 2/10 - zaśmiałam się, a on za mną.
- Lubię kiedy się śmiejesz. - powiedział tak nagle.
A ja? Oczywiście spaliłam buraka. Karol oczywiście to zauważył i przez resztę ranka nabijał się ze mnie.
- Karol... Kim jest przyjaciel Matta? - spytałam, bo to pytanie nurtowało mnie od wczoraj.
- W sumie, to dowiesz się wieczorem. Ja osobiście za gościem nie przepadam. - westchnął. - Jadę na trening. Idziesz ze mną?
- Nie, zostanę jeśli mogę. - uśmiechnęłam się.
- Niech ci będzie.. Tylko domu mi nie wysadź w powietrze. - roześmiał się.
- Też cię kocham Karolku. - zaczęłam się śmiać.
- Kochasz? - i tu złapał mnie za słówko.
- Idź już kretynie. - dosłownie wypchnęłam go z mieszkania.
Około 14.00 usłyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Otworzyłam, a tam zobaczyłam, jak ktoś trzyma dużego misia w rękach i przysłanie sobie nim twarz.
Miś
- Przygarniesz misia? On jest taki samotny.. - po głosie rozpoznałam, że to Matt.
- Przygarnę, ale tylko tego słodkiego misia... - powiedziałam szeptem.
- Czyli mogę wejść? - odsłonił twarz.
- Mówiłam o tym białym misiu. - roześmiałam się, a on zrobił smutną minę.
Zbliżyłam się do niego i delikatnie musnęłam jego usta. Następnie się do niego przytuliłam. Matt był tak cholernie pociągający. Przecież to tylko niewinny flirt..
- Karola nie ma? - spytał siadając na kanapie.
- Po jaką cholerę ci Karol? - uniosłam brew, a następnie się uśmiechnęłam.
- Masz rację. - spojrzał mi głęboko w oczy, a następnie się uśmiechnął. - Może pójdziemy na spacer?
- W sumie możemy. Poczekaj chwilę. - od razu pognałam do łazienki, aby trochę się ogarnąć.
Dziś pogoda nie była za specjalna.. A ja nie wzięłam nic cieplejszego. Chyba Matt zauważył, że jest mi trochę zimno i zdjął swoją bluzę, następnie nałożył ją na mnie.
- No panie Anderson.. dżentelmen z pana. - roześmiałam się.
- Lubię dbać o moje księżniczki. - uśmiechnął się.
Gdy doszliśmy do parku... zaczęło się. Od razu podbiegła do nas jakaś grupa fanek Matta i zaczęła prosić o autografy, zdjęcia.
- Malwina..
- Jasne, poczekam. - uśmiechnęłam się i zaczęłam spacerować po parku. Nagle pod moimi nogami znalazła się piłka. Lekko kopnęłam ją do siebie i zaczęłam jak to się mówi "żąglerkę". Gdy po kilkunastu odbiciach piłka spadła..dopiero zobaczyłam, że przykułam wzrok młodzieży, a raczej nastolatków, do których należała piłka.
- Nieźle. - skwitowali z uśmiechem. - Zagrasz?
- Ale tylko chwilę. - uśmiechnęłam się w ich stronę.
Matt nadal rozmawiał z fanami, często zerkając na mnie i uśmiechając się, a ja kopałam piłkę. Po kilkunastu minutach, gdy Matt wrócił, skończyłam grać i usiedliśmy na ławce.
- No proszę, dziewczyna, a piłkę kopie. - roześmiał się. - Kto cię nauczył grać?
- Miałam kiedyś przyjaciela sportowca. Czasami chodziłam na jego treningi. Chciałam polubić jego pasję, aby mu zaimponować. - roześmiałam się.
- O 18.00 w mieszkaniu Andrzeja, nie zapomnij. - powiedział, a ja przytaknęłam.
Około 16.00 wróciłam do mieszkania. Karol już zaszczycił mnie swoją obecnością.
- Jakiś cichy wielbiciel? - spojrzał na misia, a następnie na mnie.
- Anderson. - powiedziałam, a następnie przytuliłam się do białego misia.
- Nie sądzisz, że on cię podrywa? I cały czas za tobą łazi..
- Karolku.. - westchnęłam. - Ja nie wpierdalam się w twoje życie.. i w tą całą Kaśkę...
Zapanowała cisza. Przez około godzinę nie odzywaliśmy się do siebie. Chyba uraziłam go wcześniejszymi słowami.
- Przepraszam. - przytuliłam go od tyłu, gdy stał w kuchni przy szafce.
On odwrócił się w moją stronę i także mnie przytulił.
- Oj Malwinka.. Ja po prostu nie chcę, żebyś znowu cierpiała.. - pocałował mnie w czoło.
- Wiem Karolku. - uśmiechnęłam się do niego. - Koszula wybrana? - zmieniłam temat.
- Jasne. - zaczął czochrać moje włosy.
- Pff Karol, ale jesteś.. - udałam obrażoną, a on zaczął się głośno śmiać.
Poszłam do łazienki. Nalałam wody do wanny, a następnie zaczęłam kąpiel. Leżąc w wannie przypomniałam sobie o czymś..
- Karol. - wykrzyczałam na cały dom.
- Co się stało? - odkrzyknął.
- Przyniesiesz mi jakiś ręcznik?
Po moich słowach usłyszałam jego śmiech na cały dom.
Drzwi do łazienki zaczęły się otwierać. Zaczęłam się śmiać, gdy zobaczyłam, że Karol wchodzi z przysłoniętymi oczami.
- Karolku... Myślę, że możesz otworzyć oczy.
Oczywiście zasłaniała mnie piana.
Na moje polecenie otworzył oczy i patrzył na mnie przez kilka minut.
- Karol..
- Hm? - uśmiechnął się.
- Wypierdalaj stąd. - zaczęłam się śmiać i ochlapałam go wodą.
Po kąpieli ubrałam się :stylizacja zrobiłam makijaż, a następnie spięłam włosy w wysokiego kucyka.
Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Karola.
- No Karol, brałby. - zaśmiałam się.
- I tak nie poruchasz. - powiedział poprawiając kołnierzyk.
Około 17.30 wyjechaliśmy spod domu Karola. Na szczęście Wrona mieszkał kilka kilometrów dalej. Po kilku minutach byliśmy już pod jego domem.
W drzwiach powitał nas Andrzej.
- Muszę wam powiedzieć, że świetnie razem wyglądacie. - uśmiechnął się.
- Ciekawe Andrzeju czy równie dobrze będziesz wyglądał bez jedynek. - skarciłam go wzrokiem, a Karol zaczął się z niego nabijać.
Na wejściu zobaczyłam Matta, już lekko podpitego. Od razu rzucił się na mnie i zaczął przytulać.
- Matt.. starczy. - skrzywiłam się i lekko go od siebie odepchnęłam.
Nagle ktoś wyszedł zza drzwi z pokoju. Oniemiałam.
- Co on tu robi? - spojrzałam na Andersona.
- To jest właśnie mój przyjaciel. - powiedział, a ja czułam jak pieką mnie oczy.
- To wy się znacie? - spytał Karol, a ja nadal stałam w osłupieniu.
***********************************
Wiem, rozdział krótki, ale zamierzenie było takie, aby skończyć w tym momencie :D
Jakieś pomysły, kto to może być? ;)
Cieszę się, że jest Was coraz więcej, serioo :))
Motywujecie mnie tym ;)
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ ! ;d
Pozdrawiam :*

2015/01/22

"Ciekawa byłam tajemniczego przyjaciela Matta.." Rozdział 12

  Otworzyłam. Wiedziałam, że to on..
- O, a gdzie Kasia? - wychyliłam się w jej poszukiwaniu.
- Wredne to. - roześmiał się.
- No proszę, wyszedłeś ze swojej imprezy, zostawiłeś ją dla mnie... Przyjacielu. - dokładnie zaakcentowałam ostatnie słowo.
- Wpuścisz mnie? - uśmiechnął się.
- No nie wiem.. - zaczęłam się śmiać.
Weszliśmy do środka. Usiadł na kanapie.
- Nie zaproponujesz mi kawy? - patrzył na mnie jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem, serio.
- O 3.00 w nocy to się raczej śpi... - uśmiechnęłam się.
- No wiesz co? - zaśmiał się. - Ciekawe co twoi sąsiedzi sobie pomyślą? Jestem tutaj co noc.
- I tak się tym przejmujesz? Opinią innych ludzi? - wzruszyłam ramionami i przykryłam się kocem.
- No tak, ty zawsze masz wszystkich gdzieś.
- Ja? Raczej reszta ma mnie gdzieś. Ty też.. Gdybyś chciał, wcześniej byś się odezwał.
- Żartujesz sobie, prawda? Przecież wysyłałem ci listy, pisałem, dzwoniłem. Twoi rodzice powiedzieli, że nie chcesz ze mną rozmawiać.
- Co? Przecież ani razu nie dzwoniłeś... - patrzę na niego jak na idiotę.
- Czyli jednak.. - spojrzał w dół. - Twoi rodzice nie chcieli, żebyśmy utrzymywali kontakt.. Nie przekazali ci. - westchnął.
- To nie możliwe. - roześmiałam się. - Nie zrobiliby mi tego.. - pokręciłam głową.
- Wiem, że po tym wszystkim co zrobiłem.. A raczej nie zrobiłem.. nie uwierzysz mi.
- Nie rozmawiajmy o tym co się kiedyś stało...  Nigdy nie będzie tak jak dawniej. Z resztą byliśmy wtedy młodzi.. Ty wielka kariera siatkarza, ja byłam nikim. Nie dziwię się, że pocieszyłeś się jakąś modelką..  - westchnęłam.
- Nie byłaś nikim.. Byłaś całym moim światem. To ta dziewczyna się na mnie uwzięła..
- Skończmy to. - wstałam i poszłam do łazienki.
Czułam jak pieką mnie oczy. Miałam nadzieję, że kiedy wyjdę to jego już nie będzie. Ochłodziłam twarz zimną wodą, a następnie osuszyłam ręcznikiem.
Gdy wyszłam stał obok drzwi, oparty o ścianę. Od razu mnie przytulił.
- Przepraszam. - wyszeptał.
- Za co?
- Za to, że spieprzyłem ci życie. - zaczął głaskać moje włosy.
- Przestań, jeśli mówisz prawdę, to moi rodzice zawinili..
- Połóż się, jest późno. - oderwał się ode mnie.
- Jedziesz już?
- A chcesz żebym został? - spytał z iskrą w oczach.
Przytaknęłam. Położyłam się na łóżku. Usiadł obok mnie i czekał aż zasnę. Potem położył się na kanapie.
Gdy wstałam rano, on jeszcze spał. Chwilę popatrzyłam na niego, a następnie wzięłam koc i go przykryłam. Nagle otworzył oczy.
- Rozpieszczasz mnie. - zaśmiał się i zrobił mi miejsce, abym koło niego
usiadła.
- Nie przyzwyczajaj się. - roześmiałam się.
- Dziś wyjeżdżam do Bełchatowa. - spojrzał na mnie.
- Aleks i Cupko też, tak?
- Tak.. - przytaknął.
- Smutno będzie tak tutaj... - rozejrzałam się.
- Jeszcze nie wyjechałem, a już za tobą tęsknię.. - uśmiechnął się.
- Debil. - skwitowałam z uśmiechem. - Idę zrobić coś do jedzenia. - wstałam, ale on złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie na łóżko.
- Malwina.. Jedź ze mną..
- Nie Karol. Muszę sobie ułożyć życie, a nie skakać z miejsca na miejsce.. -
wtuliłam się w niego.
- Obiecaj, że utrzymamy kontakt.. - spojrzał mi prosto w oczy.
- Obiecuję. - pocałowałam go w policzek, a on delikatnie musnął moje usta.
- Co robisz kretynie? Przyjaciele się tak nie zachowują. - roześmiałam się.
- To my będziemy takimi przyjaciółmi co tak robią. - zaśmiał się.
Wyjechał. Aleks i Konstantin też. Pracujesz przy fizjoterapeutii, ale to nie jest twoja praca marzeń.
Minęło kilka tygodni. Z Karolem rozmawiasz codziennie. Jak na razie podoba ci się ten układ. Z Paulem też zupełnie dobrze się dogadujesz. Nawet Bartman się odezwał.. Dziś jedziesz do Bełchatowa na mecz z Zenitem. Chcesz zrobić Karolowi niespodziankę.
Około 12.00 pociągiem docierasz na miejsce. Kierujesz się na halę, w nadziei, że Karol ma teraz trening.
- Dzień dobry.. Ja do Karola. - uśmiecham się do miłego strażnika.
- Dzień dobry, ma pani kartę wstępu?
- Tak, oczywiście. - zaczynam jej szukać.
Fuck! Nie mogę jej znaleźć.
- Zapomniałam. - krzywię się. - Ale przecież pan mnie zna. - robię maślane oczy.
- Niestety bez tego pani nie wejdzie. - mówi stanowczo.
- Jakiś problem? - słyszę za sobą głos jakiegoś mężczyzny.
- Ta pani nie ma karty.. - tłumaczy strażnik.
- Ta pani przyszła do mnie. - uśmiecha się i przepuszcza mnie przez drzwi.
Wchodzę do środka i pędem kieruję się na halę.
- Może jakieś dziękuję, czy coś? - słyszę za sobą jego głos.
Odwracam się w jego stronę i dopiero teraz uważnie mu się przypatruję. Jest mega przystojny..
- Dzięki. - uśmiecham się, jak najładniej potrafię. - Mam u ciebie dług.
- Matt. - podaje mi rękę.
- Malwina. - odwzajemniam gest.
- Może pójdziemy kiedyś na kawę? Bo teraz trochę się śpieszę na trening.
- Trening? - krzywię się. - To Skra nie ma teraz treningu?
- Zapalona fanka Skry?
Na te słowa zaczynam się głośno śmiać.
- Jasne, a jestem tu by ich porwać i zgwałcić.
- Jak chcesz to przygarnę cię na nasz trening. - uśmiecha się, a ja przytakuję.
- Prowadź. - uśmiecham się i idę za nim.
Wchodzimy na halę. Wszystkich wzrok kieruje się na nas.
- No stary, ty gdzie nie pojedziesz to zawsze wyrwiesz jakąś księżniczkę. - powiedział do niego jakiś siatkarz.
- Cześć. - zaczynam się śmiać.
Zapoznałam się z chłopakami, a następnie skierowałam się na ławkę rezerwowych. Ten Matt to niezłe ciacho. Wysoki, przystojny, do tego atakiem zabija...
- Podasz mi wodę? - mówi w moją stronę, a ja patrzę w niego jak idiotka. - To jak? - zaczyna się śmiać.
- Co? Aa tak. - uśmiecham się. Wstaję i podaję mu butelkę wody.
- Będziesz na meczu?
- Będę. - uśmiecham się i przygryzam wargę.
- Lubisz siatkówkę? - uśmiecha się.
- Wolę siatkarzy. - zaczynam się śmiać, a on za mną.
Około 14.00 zaczęli zbierać się kibice. Usiadłam w swoim rzędzie i czekałam, aż wyjdzie Skra. Po kilku minutach zobaczyłam Karola. On mnie nie widział. Mattew cały czas zerkał w moją stronę. Podobało mi się to, że go zainteresowałam. Ja też nie odrywałam od niego wzroku. Koniec końcu Zenit wygrał 3:2. Zeszłam z trybun i podeszłam do bandy reklamowej.
- Karolku. - zawołałam, gdy był niedaleko mnie.
- Malwina, co Ty tu robisz? - od razu do mnie podbiegł i mnie przytulił.
- Kibicuję. - zaśmiałam się. - Byłeś świetny, nie martw się, że przegraliście. - pocałowałam go w policzek.
Nagle podszedł do nas Matt.. Byłam w szoku.
- Nie mówiłeś, że masz taką śliczną dziewczynę. - poklepał go po ramieniu.
- Przyjaźnimy się. - odpowiada Karol. Widać po nim, że był cholernie zazdrosny.
- Gratuluję wygranego meczu. - puszczam mu oczko i kieruję się do Skrzatów.

PERSPEKTYWA KAROLA:
- Stary, skąd ty taką laskę wytrzasnąłeś? - pyta Matt, gdy Malwina idzie przywitać się z resztą chłopaków.
- Daj spokój.. Trzymaj się od niej z daleka. - nie odrywałem od niej wzroku.
- Przecież nie nie jesteście razem.. Zabiorę ją na kawę.
- Nie pójdzie z tobą.. - mówię pewny siebie.
- Nie? To patrz... - mówi Matt i podchodzi do Malwiny.
Rozmawiają jakieś kilkadziesiąt sekund. A ja? Stoję i patrzę się na nich jak debil.
- Karol... - podbiega do mnie Kaśka.
O nie, nie teraz..
Napotykam wzrok Malwiny. Chyba jest na mnie zła.

PERSPEKTYWA MALWINY:
Zgodziłam się.. Tak, chciałam dopiec Karolowi. Razem z Mattem podchodzimy do niego i tej laluni.
- Słuchajcie, może pójdziecie z nami na kawę? - od razu wypala Matt, a ja patrzę na niego jak na kretyna.
Mam ją do końca dobić, czy jak?
- Jasne, dobry pomysł. - odzywa się Kaśka i patrzy na mnie z triumfem.
Po około godzinie wychodzimy we czwórkę do kawiarni. Siadam na przeciwko Karola.
Kaśka przez cały czas kokietuje i Karola i Matta. Szczerze? Ja jako osoba spokojna, mam jej dość..
- Ajj.. tutaj Ci się tusz rozmazał... - zrobiłam przestraszoną minę.
- Gdzie?! - zaczęła wycierać tusz pod oczami.
- Chyba musisz zobaczyć to w lusterku.. Jest w łazience. - przytaknęłam, a ona jak poparzona od razu skierowała się do łazienki.
- Jesteś straszna. - zaśmiał się Matt.
- Dzięki. - roześmiałam się. - Ja już sobie chyba pójdę.. Wiesz Karolku, nie chcę jej znowu naruszyć twarzy. - uśmiechnęłam się.
- To może cię odwiozę? - zaproponował Matt.
- Jeśli chcesz, mogę cię przenocować.. - wtrącił się Karol.
- Nie Karol.. Zajmij się Kasią, ja sobie poradzę. - wstałam z miejsca.
Oczywiście Matt uparł się, że mnie odwiezie. Otworzył mi drzwi do samochodu. Wsiedliśmy i zaczęliśmy jechać na dworzec PKP.
- Czemu taka ładna dziewczyna jest sama?
- Ani ładna, ani sama. - uśmiechnęłam się.
- Czyli kogoś masz? - dopytywał.
- Jeśli będę chciała kogoś mieć, to kupię sobie psa. - przytaknęłam.
- Mówię o facecie.. - roześmiał się.
- Też zwierzę. - uśmiechnęłam się.
- Dzięki. - roześmiał się.
Przez całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim... Dużo pytał o Karola. Unikałam jego tematu, ale on wciąż powracał.
- Długo go znasz?
- Nie chcę o nim rozmawiać..
- Dlaczego? - spojrzał na mnie w lusterku.
- Są inne ciekawsze tematy.. - uniosłam brew. - Np..
- Hm? Mam pomysł.. Zostań do jutra.. Przenocuję Cię, jeśli nie chcesz u mnie, to u Karola, lub w hotelu.. Chciałbym Cię poznać z moim przyjacielem. Urządzam mu imprezę powitalną, bo przyjeżdża do Polski na kilka dni. Znaczy mieszkał tu i wiesz..
Gej jakiś, czy co?
- No nie wiem.. - westchnęłam.
- Oj proszę.. - uśmiechnął się.
Zdecydowałam, że zostanę. Zadzwoniłam do Karola, czy mogę u niego się zatrzymać. Bardzo chętnie się zgodził. Gdy przyjechałam do jego mieszkania od razu położyłam się spać. Ciekawa byłam tajemniczego przyjaciela Matta..
***************************************************
Jak widzicie czynnie na moim blogu :D
Dziękuję za komentarze w poprzednim poście :)
POZDROWIENIA DLA WERONIKI, MOJEJ CZYTELNICZKI :))
Oczywiście uwielbiam Was wszystkich :) Dodajecie mi skrzydeł ;)
Pozdrawiam ;3