2015/07/11

Rozdział 20

Gdy przyszłam na umówione spotkanie, Andrzej już na mnie czekał. Kiedy mnie zobaczył, nerwowo wstał.
- Andrzej co się dzieje, wystraszyłeś mnie. – zaczęłam.
- Siadaj. – przytulił mnie na powitanie. – Tylko Ty chyba możesz pomóc.
- Chodzi o Karola? – spytałam, a on nerwowo pokiwał głową. – Andrzej wiesz, że ja teraz powinnam zająć się swoim związkiem, dzieckiem… Ale mów.
- Karol pije..
- No powiem Ci, że nie da się nie zauważyć, wczoraj się kompletnie zalał.. – zaczęłam, ale on skarcił mnie wzrokiem.
- To nie było jednorazowe. Karolowi zdarza się, że przychodzi podpity na trening. Ja z nim rozmawiałem. On pije sam.. Nie okolicznościowo. Wiesz jak to się może skończyć? Mogą go wyrzucić z drużyny. Malwina, on sobie życie zrujnuje. Z resztą już prawie zrujnował.
- Andrzej, ale czego ty ode mnie oczekujesz? To przykre, ale jak mam mu pomóc? – byłam w szoku. Karol? Co on odpierdala.
- Porozmawiaj z nim, może Ciebie posłucha.
- Andrzej, ale to nie przeze mnie, prawda? – przełknęłam ślinę.
- Nie wiem, Malwina, nie wiem. Proszę spróbuj mu pomóc.
Cały czas myślałam o jednym. Co na to Zibi? Nie chciałam znowu go drażnić. Nie dziwie mu się, że cały czas jest na mnie zły, bo od wczoraj tylko Karol i Karol.
- Malwina?
- Zamknij się do cholerny, muszę pomyśleć. – syknęłam. – Dobra, ale najpierw muszę pogadać z Zibim.
- Nikt nie może się dowiedzieć. – pokręcił głową.
- Spokojnie, powiem mu tylko, że ma problemy.
Coś czuję, że znowu będzie nieprzyjemnie.
Pożegnałam się z Andrzejem. Widziałam jak bardzo martwi się o swojego przyjaciela. Nigdy jeszcze nie widziałam go tak przybitego, nigdy. Z Karolem znają się od małego. W sumie ja też nie mogłabym go zostawić z tym problemem.
Wróciłam do domu. Zibi przygotował coś do jedzenia. Nie miałam apetytu. Ta cała sprawa z Karolem nie dawała mi spokoju.
- Nie smakuje Ci? Może zrobię coś innego do jedzenia? – spytał zatroskany.
- Jest bardzo dobre. Ale muszę ci coś powiedzieć.
- Tak księżniczko? – przysunął się z krzesłem.
- Wiem, że ostatnio mamy ciągle sprzeczki, praktycznie przeze mnie. I pewnie ci się to nie spodoba…
- Kochanie, do rzeczy. – uśmiechnął się.
- Nie nakrzyczysz na mnie? – skrzywiłam się.
- Nie. – roześmiał się.
- Muszę się spotkać z Karolem. On ma problem i to poważny.
Zapanowała cisza. Wiedziałam, że Zbyszek nie będzie z tego powodu zadowolony.
- To o której mam Cię do niego zawieźć? – uśmiechnął się.
- Jesteś najukochańszym lamuskiem, moim cudownym. – niemal rzuciłam się na niego.
Po kilku minutach byliśmy już gotowi do wyjścia. Napisałam jeszcze do Andrzeja, żeby podał mi adres. Od razu skierowaliśmy się pod ten adres.
Nie miałam żadnego planu, nagle w głowie miałam pustkę. Bo po kiego mam dawać komuś rady, czy coś? Po prostu muszę mu to wybić z głowy. Nie pukałam, weszłam jak do siebie.
Już w korytarzu panował bałagan. Przechodząc dalej nie było lepiej. Zobaczyłam jak leży na kanapie. Na stoliku stoi pełno butelek. Gdy mnie zobaczył momentalnie się zerwał, ale z powrotem usiadł. Był w takim stanie.
- I u ciebie niby wszystko dobrze, tak? – powiedziałam wściekła. Nawet nie wiecie jak się teraz czułam. Nie życzę tego nikomu.
- Co tu robisz? – wybełkotał.
- Gówno. – powiedziałam i wzięłam wszystkie butelki z alkoholem. Wszystko wylałam do zlewu.
- Przepraszam, że musisz na to patrzeć.
- Tylko tyle masz do powiedzenia? I co, pomogło? Pytam, pomogło? – niemal zaczęłam krzyczeć.
Nagle poczułam, że strasznie boli mnie brzuch. Na chwilę usiadłam. Karol nawet wysilił się i podał mi szklankę wody.
 - Jezu Malwa, ja przepraszam. Nie denerwuj się, proszę. – złapał mnie za rękę.
Zaczęłam płakać. To chyba z bezradności. Karol złapał się za głowę. Po prostu byłam już tak wściekła.
- Nie płacz, proszę. Obiecuję, że wezmę się w garść. – próbował mnie uspokoić.
- I mam ci tak po prostu uwierzyć? Jeżeli dowiem się, że choć raz się coś takiego powtórzyło, to obiecuję Ci, że następnym razem rozbiję ci butelkę o twoją głowę.
- Wiele dla mnie znaczy, że tutaj jesteś. – wtulił się we mnie.
- Karol… Muszę iść. Dziś wyjeżdżam.
- Ja jutro. – przytakuje. – Dziękuję. Gdybyś nie ty, zmarnowałbym sobie życie. Kurwa, jestem idiotą..
- Prawda. To pamiętaj, że mi obiecałeś. – wstałam. – Trzymaj się. – kiwnęłam głową.
Gdy stamtąd wyszłam, trochę ochłonęłam. Myślałam, że Zibi pojechał, ale myliłam się.
- I co z nim?
- Mam nadzieję, że zrozumiał. – mruknęłam i wsiadłam do auta.
Jechaliśmy w ciszy. Cały czas myślałam o Karolu, znaczy o jego problemie. Obiecanki.. Nie wierzyłam mu. Ludzie tak szybko nie wychodzą z takiego gówna jakim jest alkohol.
- Kiedy powiemy o naszym dziecku naszym rodzinom? Bo wiesz, chyba wypada.. – zaczął niepewnie.
- Moja rodzina ma mnie gdzieś, Twoja mnie nie lubi.. – wzruszyłam ramionami.
- Kotek, ale musimy. – zatrzymał się gdzieś na poboczu.
- Dobra, jeszcze przed tymi pieprzonymi Karaibami to załatwimy. – uśmiechnęłam się.
Gdy wróciliśmy do domu, zastaliśmy Martę. Siedziała na kanapie, płakała. Zibi od razu zaczął pytać co się stało. Nic nie chciała powiedzieć. Spojrzałam na Zibiego. Zrozumiał, że ma sobie iść.
- Martuś, mi możesz powiedzieć. – przytuliłam ją.
- Bo ja się zakochałam. – ocierała łzy.
- W Alku?
- Nie… Wczoraj go poznałam. Ale nie mam do niego nawet telefonu, nic.
- A wiesz jak ma na imię? – uśmiechnęłam się.
- Karol…
Gdy usłyszałam to imię oniemiałam…
- A pamiętasz jak wyglądał? – nie dawałam po sobie nic poznać.
- Był wysoki, bardzo. Prawie cały czas siedział przy barze. Rozmawialiśmy trochę. Brunet, miał takie ładne oczy. Ale mówił o jakiejś dziewczynie, że ona dla niego wiele znaczy. Malwina, ja czuję, że to moja miłość. Pomóż…
Teraz jestem pewna. Mówi o Karolu Kłosie. Mam jej powiedzieć, że go znam? Mam mętlik w głowie.
- Wiesz, ja chyba wiem o kim mówisz. – lekko się uśmiechnęłam. – On mieszka w Polsce, w Bełchatowie.
- To nic, dla niego przeprowadzę się tam. Powiedz, gdzie on mieszka. – niemal mnie błagała.
Powiedziałam, że Karol jutro będzie w Polsce. Marta postanowiła jechać dziś z nami do Polski.
Opowiedziałam o tym Zbyszkowi, nie był zachwycony. Wiedział, że nie ma nic do gadania. Musiał zaakceptować jej decyzję. Około 20.00 byliśmy już na lotnisku.
- Jeżeli to będzie dziewczynka, to jak ją nazwiemy? – zaczął masować mój brzuszek.
- Nie mam pojęcia. – roześmiałam się.
- To już niedługo, jeszcze 4 miesiące. – skarcił mnie wzrokiem.
- Wiem Zbysiu. Na jutro mam umówioną wizytę.
- Coś Cię boli? – spytał wystraszony.
- Wizyta kontrolna. – uspokoiłam go.
Na chwilę zamknęłam oczy. Jak potem okazało się, że nie tak na chwilę, bo na 4 godziny.  Obudził mnie Zbyszek.
- Kochanie, zaraz lądujemy. – dał mi całusa.
We trójkę udaliśmy się do Rzeszowa. Po kilku godzinach drogi byłam już padnięta. Z resztą jak my wszyscy.
Marta cały czas mówiła o Karolu. Nie powiem, wkurzało mnie to, bo kiedyś z Karolem mnie coś łączyło.
- Chłopak jak chłopak. – wzruszyłam ramionami.
- Nie.. Malwina, bardzo chciałabym z nim być. W ogóle, co on opowiadał o tej dziewczynie, no głupia jakaś, zostawić takiego misia. – rozmarzyła się, a ja wywróciłam oczami.
Około 12.00 zebraliśmy się do lekarza, bo Zibi uparł się, że musi ze mną jechać. Zrobili mi podstawowe badania.
- O proszę, będziecie mieć państwo córeczkę. – powiedział lekarz, a Zibi mało co nie rozniósł z radości tego gabinetu.
- Zawsze chciałem mieć córkę. – przytulił mnie.
- I to na dodatek zdrową, bardzo dobrze się rozwija. Musi pani tylko lepiej o siebie dbać. – zalecił.
W drodze powrotnej Zibi jeszcze bardziej się nakręcił. Zaczął już nawet wybierać imię, baa nawet poleciał trochę w przyszłość.
- Myślisz, że pójdzie w ślady tatusia? Siatkarka?
- Możliwe. – uśmiechnęłam się.
- Nie cieszysz się? A.. pewnie znowu o nim myślisz. – westchnął.
- Co? O kim? – powiedziałam zdezorientowana.
- Nie ważne, tak się cieszę. – złapał mnie za rękę.
Ma rację, nie umiem się nawet już cieszyć z mojego szczęścia, jakie teraz mam. Niedługo jedziemy na te całe Karaiby, może tam chodź trochę odpocznę od tego wszystkiego.
- Malwa, pojedziesz jutro ze mną do Bełchatowa? Muszę go zobaczyć! – nie zdążyliśmy dobrze wejść do domu, Marta już o nim mi przypomniała..
- Jutro gramy mecz z Bełchatowem u nas. Znaczy ja nie, bo kontuzja, ale pewnie będzie, więc nie będziesz musiała jeździć. – powiedział Zibi, a ja osłupiałam.
- Malwa, pójdziemy? – prosiła Marta.
- W sumie, dawno się nie widziałam z chłopakami. – lekko się uśmiechnęłam.

Nagle rozległo się pukanie.
*************************
I kolejny rozdział ! :)
Bardzo się cieszę, że wyświetleń jest coraz więcej:)
Bardzo dziękuję, zachęcam do komentowania :)

9 komentarzy:

  1. no kurde serio ? ja się pytam serio ? Marta i Karol ?! dziewczyno co ty jeszcze wymyślisz? :D tylko żebyś mi broń boże Malwy i Zibiego nie rozdzielała !! bo znajdę cię i uduszę ! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się dołącze i znajdziemy cię obie :D

      Usuń
    2. hahaha ojejku :D No zobaczymy co będzie dalej, dziękuję :**:*

      Usuń
  2. Łał trafiła tu przypadkiem.Ale zostaje i to na pewno! <3 Zajebisty czekam na więcej!. Zapraszam też do mnie ;) http://siatkarskieemocjesiatkarskiedylematy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Połowa napisana, pracowite wakacje, trochę brak weny, ale kontynuacja bedzie :)

      Usuń