2014/12/30

"A twój plan ze wzbudzeniem zazdrości w Karolu..." Rozdział 7

- Czemu się tak wleczemy? - powiedziałam znudzona.
- Żebyś bezpiecznie dojechała? - zaśmiał się. - Musisz teraz na siebie uważać. - cały czas patrzył na mnie w lusterku. Poczułam się tak bardzo zmęczona, że chyba zasnęłam.
PERSPEKTYWA KAROLA:
Kilometr za kilometrem. Zasnęła. Cały czas na nią spoglądam, sprawdzam czy jest bezpieczna. Nie chcę by znowu przeze mnie cierpiała... Gdy dojechaliśmy na miejsce, zaparkowałem samochód, a następnie wysiadłem i otworzyłem drzwi z jej strony. Była taka niewinna. Miałem ochotę ją pocałować, przytulić i już nigdy nie puścić. Niestety, znam Malwę... Ona nie jest taka, jak inne dziewczyny. Jest uparta, ambitna i to chyba mi w niej imponuje.
- Malwina. - mówię szeptem.
- Co jest? - otwiera jedno oko.
- Dojechaliśmy. - uśmiecham się.
- A no ok.. - podnosi się. Wysiada z samochodu. Lekko się zachwiała i gdybym nie ja, to pewnie by upadła.
- Znowu mnie ratujesz? - krzywi się, mocno się mnie trzymając.
- Uzależniasz. - uśmiecham się, delikatnie ją trzymając, aby nie zrobiła
sobie krzywdy.
- Przestań pieprzyć. - prawie na mnie warczy. - Nigdy nie będzie jak
dawniej.
- Przyznaj, nigdy o mnie nie zapomniałaś?
- Zapomniałam.. - spojrzała na mnie pewna siebie.
PERSPEKTYWA MALWINY:
Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Odebrał.
- No cześć Kasiu; dziś? ; w sumie to nie ; to bądź gotowa o 20.00, przyjadę po ciebie; Pa.
Udajesz, że nie obchodzi cię ta rozmowa. A w środku? Wulkan złości. Nienawidzisz tego stanu. To oni powinni być zazdrośni o ciebie, nie ty o nich.
- Czekaj, odprowadzę cię. - mówi kiedy ruszam.
- Jedź bo się spóźnisz. Kasia się pewnie niecierpliwi.
On jedynie się uśmiechnął. Nie ustąpił. Odprowadził mnie do samych drzwi.
- Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze się spotkamy.
- Też mam nadzieję... że nie. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem i zamknęłam drzwi.
Nie kontrolujesz tego, zachowujesz się jak egoistka. Masz wszystkich w dupie. Wyglądasz na silną, lecz tak nie jest.  Po zamknięciu drzwi siadasz na łóżku. Nie wiesz co ze sobą zrobić.
Wyjmujesz telefon. Trzymasz go w rękach kilka minut, zastanawiając się,
czy wykonać rozmowę. Decydujesz się na nią.
- Cześć. - mówisz na przywitanie.
- To ty Malwa? Już za mną tęsknisz? - mówi roześmiany Andrzej.
- Proszę cię, ta rozmowa musi zostać między nami... - przełykam ślinę i
słyszę, że jego głos poważnieje.
- Jasne, pełna dyskrecja. O co chodzi?
- O..
- No tak, pytanie. Co chcesz wiedzieć o Karolu? - przerywa mi Andrzej.
- Głupio mi tak, bo jesteś jego kumplem... Ale powiedz mi, on kogoś ma?
- Mieć nie ma, ale kręci się obok niego jakaś laska... Z resztą chyba nie myślałaś, że przez ten cały czas nikogo sobie nie znajdzie..
Ma rację, tylko ty jesteś taka pojebana, że nie wiesz, co zrobić ze swoim
życiem..
- A kto to jest ta Kasia?
- No właśnie to ta dziewczyna...
- Dobra, nie tłumacz. - mówię, po czym przez chwilę panuje cisza.
- Ale jemu na tobie zależy..
- Wątpię. - wzdycham.
- Dziewczyno, on za tobą szaleje, nigdy nie przestał cię kochać.
- Nie no, nawet wtedy kiedy jebał się z inną. To logiczne.
- Czemu mu nie wierzysz? Nie zdradził cię..
- Mamy chyba inne poglądy. Dziękuję ci za rozmowę. Kocham, pa. -
rozłączam się.
- Kasiaa.. Kasieńka, było wiadome, że będzie miał jakąś cizię.. - myślisz
głośno.
Idziesz wziąć kąpiel. Trwa ona dość długo. Nie możesz zebrać swoich myśli. Stajesz przed lustrem. Kiedyś byłaś inna. Zmieniłaś się. Owinęłaś się ręcznikiem, a mokre włosy lekko przeczesałaś ręką.
Nagle usłyszałaś głośną muzykę. Jeśli to nie u ciebie to.. sąsiedzi. Byłaś tak
cholernie sflustrowana, że w tym momencie wszystko cię drażniło.
Nie zastanawiając się zakładasz kapcie i pukasz na przeciwko.
- Konstantin? - otwierasz szeroko oczy.. i przypominasz sobie, że jesteś jedynie w ręczniku.
- A to o ciebie chodziło, jak mówili o tej ładnej sąsiadce. - śmieje się, a zza drzwi wyłania się Aleks.
- Malwina? - patrzy na mnie zdziwiony.
- Serio? Musieliście na przeciwko mnie? - warczę.
- Oj no nie mów, że nas nie lubisz. - szczerzy się Kostek i natychmiast mnie przytula. Patrzę na Aleksa. Ten jedynie uśmiecha się do mnie. Nie wiem czemu, ale odwzajemniłam gest.
- Wpadniesz potem do nas? - spytał Aleks, kiedy zobaczył, że kieruję się do
swojego mieszkania.
- Może. - uśmiecham się.
W sumie oni nie są tacy źli... Lepsi oni, niż.. taki Bartman. Na samą myśl o nim chce mi się śmiać, serio.
Przebrałam się w jakiś luźny t - shirt i spodenki, ogarnęłam włosy, wzięłam ciasto i zapukałam do moich nowych sąsiadów.
- Miło, że przyszłaś. - otwiera mi Aleks.
- Wiem. - całuję go w policzek, czym go chyba zaskakuję.
- Ja też chcę! - momentalnie obok mnie pojawia się Cupko.
- Na to trzeba sobie zasłużyć. - śmieję się.
Chłopaki otworzyli wino...
- Co było między tobą a Karolem? - pyta Cupko.
- Kiedyś byliśmy ze sobą, ale to już przeszłość. - wzięłam duży łyk wina.
- Czyli teraz nie chcesz z nim być? - nie ustępuje.
- Czemu pytasz?
- Bo jesteś bardzo ładna. - uśmiecha się, a ja zaczynam się śmiać.
- Karol to przeszłość.. z resztą on już pewnie kogoś ma. - lekko się uśmiecham.
- Mówisz o tej Kaśce? - pyta Aleks, a ja wzruszam ramionami.
- Ona pracuje u nas.. znaczy jest fizjoterapeutką.. Szczerze? Nikt mnie tak nie drażni jak ona.. - mówi Aleks.
- Chętnie ją poznam. - unoszę brew do góry, obmyślając pewnien plan..
- Aleks zrób coś do jedzenia. - mówi Konstantin.
- A czemu ja?
- Bo ja nie za bardzo umiem gotować, z resztą wiesz.. - zaczyna się śmiać.
Aleks idzie do kuchni, a Konstantin siada obok mnie.
- Chcesz wykorzystać to, że jestem pijana? - zaczynam się śmiać.
- Nie jestem taki. - kręci głową.
- Nie? Aaa teraz pewnie każda dziewczyna by się zabiła, aby być na moim
miejscu? - po tych słowach jedynie się do mnie uśmiechnął i przejechał
kciukiem po moim policzku.
- O żadną się nigdy nie starałem, bo każda chce mnie mieć.. ale z tobą jest inaczej. - obejmuje mnie.
- To ja idę pomóc Aleksowi. - uśmiecham się i wędruję do kuchni.
PERSPEKTYWA ALEKSA:
- Coś się stało? - pytam zdziwiony, widząc, jak Malwina wchodzi do kuchni.
- Nie, przyszłam ci pomóc... No dobra tak na prawdę to się za tobą stęskniłam.. - uśmiechnęła się do mnie.
- A tak na prawdę Konstantin nie dawał ci spokoju? - zaczynam się śmiać.
- Też. To co robimy do jedzenia? - przechodzi obok mnie, a ja czuję jej zapach perfum.. no i alkohol.
- Może sałatkę? Kanapki już zrobiłem. - mówię zaglądając do lodówki.
- Wychodzę! Potem wam wszystko opowiem. Bawcie się dobrze! - krzyczy Kostek, a następnie słychać zamykające się drzwi.
- Ja też mam sobie iść? - patrzy mi się prosto w oczy.
- No coś ty, zostań, uśmiecham się.
Jeśli chodzi o dziewczyny to jestem nieśmiały. Boję się, że palnę jakąś
głupotę. A Malwiny nie chcę skrzywdzić. Ona może mieć każdego.. Czemu akurat miałaby wybrać mnie?
Podeszła do mnie i mocno się we mnie wtuliła. Nie wiedziałem jak się zachować. Ona była taka delikatna.
- Jesteś bardzo skryty. - spojrzała na mnie.
- Nie chcę cię skrzywdzić. - przytulam ją mocniej.
- A może ja właśnie tego chcę? Lubię cierpieć.
- Nie mów tak. Jest ci zimno? - poczułem na jej skórze mrowienie.
- Nie, po prostu kiedy mnie przytulasz, sprawiasz, że drżę. - uśmiecham się do niego, a następnie odrywam. Odwracam się.
- Jesteś pijana, dlatego to wszystko mówisz. - słyszę zza siebie.
- Możliwe. - wzruszam ramionami. - Obejrzymy jakiś film?
- Jasne. - mówię i kierujemy się do salonu. Decydujemy się na jakąś komedię romantyczną. Następnie Malwina kładzie się obok mnie i przykrywa nas kocem.
- Mogę się przytulić?
- Nie musisz o to pytać. - zaczynam się śmiać.
Trochę się zmieszała i opadła z powrotem na oparcie. Nie czekając długo, mocno ją przytuliłem.
PERSPEKTYWA MALWINY
Cały czas rozmyślasz. Nie jesteś przekonana co do Alka.. Nie możesz kogoś pokochać z dnia na dzień, to nie realne.. A twój plan z wzbudzeniem zazdrości w Karolu...
********************
Powracam! ;D 
Ktoś jeszcze ze mną jest? :)
Nowy rozdział, jeszcze w tym tygodniu! :)
Pozdrawiam :))

2014/11/09

"Jechałaś kiedyś pociągiem? Rozdział 6

- Czego chcesz? - ocieram łzy.
- Znowu uciekniesz? Bez żadnych wyjaśnień?
- Nie mamy o czym rozmawiać. To było dawno.
- Tak łatwo o mnie zapomniałaś? - słyszę jego skruszony głos.
- Przestań... To przypadek, że tu się spotkaliśmy. Żyj sobie dalej. - odwracam się w jego stronę.
Nigdy nie zapomnę co mi zrobił. Zdradził mnie. I to z moją przyjaciółką. On zaprzeczał. Ale ja ufałam Kaśce.
- Porozmawiajmy, tylko tyle. - mówi stanowczo.
Nie wiem co zrobić. On cały czas naciska. Zgadzam się pod presją. W ciszy kierujemy się do jakiejś pobliskiej kawiarni. Siadamy i zamawiamy kawę.
- Nie zdradziłem cię. - kręci głową.
- Może tak, może nie.. W dupie to mam. Wiesz, że...
- Tak wiem, nie dajesz drugich szans.. - kończy.
- Chcę, żebyś wiedziała. Nie proszę o nic więcej.
Nagle do kawiarni wchodzi jego najlepszy przyjaciel. Na mój widok uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Ale jak to, co ty tu robisz? - nie mógł uwierzyć.
- Długa historia, ale spokojnie, dziś wyjeżdżam z Bełchatowa.. - patrzę w tym momencie na Karola.
- Zostań, jutro pojedziesz. Wyprawiam urodziny. Wpadnij. - przekonywuje mnie Andrzej.
- To chyba nie jest dobry pomysł.. - przełykam ślinę.
- Jeśli chcesz to nie przyjdę.. - odzywa się Kłos.
- To dziecinne. - unoszę brew. - Dam ci znać. - uśmiecham się. - Numer aktualny? - zaczynam się śmiać.
- Oczywiście, dzwoń, pisz.. ale przede wszystkim przyjdź. - na kartce podaje mi adres swojego mieszkania.
- Muszę iść. - wstaję.
Karol nic nie mówi. Patrzy w podłogę. Jedynie Andrzej wstaje i odsuwa mi krzesło.
Wychodzę. Biorę głęboki wdech. Czemu czuję się tak dziwnie?
Może dlatego, że nigdy o tym z nikim nie rozmawiałam. Trochę szkoda mi Karola. Stop! Nie przesadzaj Malinaa. Czemu ma być ci go szkoda? Zachował się jak prostak i świnia.
- Było dobrze. - poklepuję Pita po plecach, a on posyła mi promienny uśmiech.
- Było dobrze? Co ty wiesz o siatkówce.. Daliśmy dupy panowie. - mówi
Bartman wychodząc z szatni.
- Jak zwykle z entuzjazmem. - mówię pod nosem.
- Malwina, zraz jedziemy. - mówi statystyk Rzeszowian.
- Ja, ja przyjadę jutro. Muszę tu coś jeszcze załatwić. - stwierdzam i kieruję się na zewnątrz.
- Niby po co tu zostajesz? Widziałem cię z tym Kłosem. Coś Was łączy? - Bartman zaczął zadawać milion pytań.
- Dość. - zatykam uszy. Gówno powinno cię to obchodzić. - posyłam mu
sztuczny uśmiech, a on się wścieka.
Zamówiłam taksówkę i udałam się do najbliższego hotelu. Tam wzięłam

kąpiel i poszłam do jakiejś najbliższej galerii, żeby kupić coś Andrzejowi, a także coś dla siebie na wieczór.
Dla siebie wybrałam tą sukienkę :sukienka
a Andrzejowi kupiłam koszulę :
koszula
Około godziny 20.00 zaczęłam się szykować. Włosy rozpuściłam, a usta przyciemniłam czerwoną szminką.
Około 21.30 byłam już pod domem Andrzeja. Już od zewnątrz było słychać muzykę, śmiechy. Już miałam pukać, kiedy usłyszałam za sobą czyiś głos.
- Jesteś jeszcze piękniejsza niż kiedyś. - mówi Karol. Chyba jest lekko podpity.
- Czemu mi to robisz? Czemu tak nagle pojawiasz się w moim życiu? Znów chcesz mnie upokorzyć? - pociągam nosem. Próbuję być silna, ale w tym momencie to trudne.
- I tak mi nie wierzysz. Nie zdradziłem cię.
- Przestań w kółko to powtarzać. Nawet jeśli z nią nie spałeś, to dlaczego sobie mnie odpuściłeś, dałeś wyjechać? - do oczu napływają mi łzy.
- Dlaczego tak twierdzisz? Szukałem cię. Dzwoniłem do twoich znajomych, rodziny. Nic to nie dało. Długo nie mogłem się pozbierać, z resztą Andrzej wie jak było. Pytaj śmiało.
- I mam ci za to dziękować? - zaśmiałam się ironicznie.
- Chcę żeby było jak dawniej.
- Nie będę udawała, że jesteś dla mnie ważny.
- Nie jestem? - złapał mnie za rękę.
- Jesteś pijany. - odkręciłam głowę.
- Nie jestem? - powtórzył pytanie.
- Nie pij więcej.
- Malwina, cholera jasna! - wrzasnął i zbliżył swoją twarz.
- Pozdrów ode mnie Andrzeja. - oddałam Karolowi prezent, a następnie pognałam do przodu.
Było ciemno. Prawie nic nie widziałam. Co ta Polska? Przecież tu jest strasznie...
Nagle zobaczyłam jakąś postać przed sobą.
- A co panienka robi sama w takim niebezpiecznym miejscu? - usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
- Nie widać? Idę. Z resztą co panu do tego. - ruszyłam do przodu.
- O nie maleńka, nigdzie nie pójdziesz. - zastawił mi drogę i zaczął się do mnie zbliżać.
- Puszczaj. - krzyknęłam kiedy zaczął się do mnie dobierać.
- Zostaw ją! - usłyszałam za sobą. Następnie mężczyzna po ciosie upadł. Od razu uciekł.
Usłyszałam jakieś głosy, a następnie upadłam na ziemię.
Ledwo otworzyłam oczy. Przed sobą zobaczyłam Karola i Andrzeja. Byłam w jakimś białym pomieszczeniu. Tak, to chyba szpital.
- Co ja tu robię? - spytałam zachrypnięta.
- Spokojnie, odpoczywaj. - powiedział Andrzej.
Karol nic nie mówił, jedynie mocno trzymał mnie za rękę.
Wszedł lekarz. Ogólnie to powiedział, że mam lekkie wstrząśnienie mózgu, ponieważ upadając uderzyłam o jakiś pręt. Jutro mogę opuścić szpital, jeśli wyniki będą dobre.
- To ty mnie uratowałeś, prawda? - spytałam go, kiedy zostaliśmy sami.
- To nic takiego.
- Nie no, ten facet tylko mógł mnie zgwałcić, pobić, zabić. - przełknęłam ślinę.
- Nigdy bym na to nie pozwolił. - pokręcił głową, a ja się lekko uśmiechnęłam.
- Dziękuję. - skierowałam wzrok w dół.
- Teraz już wiesz, że jesteś dla mnie ważna? Z resztą zawsze byłaś. - w jego oczach widziałam iskrę. Chyba ucieszyło go to, że przynajmniej normalnie rozmawiamy.
- Wiem, przepraszam, ale ja na razie nie potrafię, ja nie umiem... - chyba się zmieszałam.
-Powoli, może kiedyś...
- Nie chcę niczego obiecywać. Jutro wyjeżdżam do Rzeszowa. - patrzę na niego, a z jego twarzy znika uśmiech.
- Zostań tutaj.
- Na razie nie widzę żadnego powodu dla którego miałabym zostać.
- Dzięki. - mówi pod nosem.
- Tam mam pracę, wynajmuję dom...
- Rozumiem. - lekko się uśmiecha. W tym momencie wchodzi Andrzej.
- Wszystkiego najlepszego. - zaczynam się śmiać. Podchodzi do mnie, a ja go przytulam. - Pewnie popsułam ci imprezę. - robię smutną minę.
- Nie, to była najlepsza impreza bo ciebie zobaczyłem. - zaczął się śmiać, a ja razem z nim.
Dziś rano odebrałam wyniki. Czeszę włosy, a także nakładam lekki makijaż. Oczywiście kosmetyki itp pożyczyła mi miła pani, która leżała ze mną na sali. Dziękuję jej za miły gest a następnie opuszczam salę. Gdy jestem już przed szpitalem, widzę Karola, który stoi przed swoim samochodem.
- Wsiadaj, odwiozę cię.
- Nie ma takiej potrzeby. - lekko się uśmiecham i go mijam.
- No czemu ty jesteś taka uparta? I będziesz się tłukła pociągiem?
- Tak, nie lubię mieć u ludzi długu wdzięczności.
- Nie będziesz miała. - zatrzymuje mnie.
- Czyżby? - uśmiecham się.
- Jechałaś kiedyś pociągiem?
- Wyglądam na blondynkę? - zaczynam się śmiać.
- Ale Polskimi kolejami? - odwzajemnia mój uśmiech.
- Niee?
- Odradzam. - zaczyna się śmiać.
- Dla świętego spokoju.. - zawróciłam i wsiadłam do samochodu.
******************************
I jest nowy :)
Pozdrawiam ♥

2014/10/26

"Znalazłaś go. Wychodzi na środek parkietu. Nic się nie zmienił." - Rozdział 5

- Że niby mam z nimi odbijać piłkę? - zaśmiałam się, ponieważ nie mogłam w to uwierzyć.
Kurwa, kiedy ja ostatnio grałam w siatkówkę.. W czasach podstawówki?
- Może nie umiesz? - zaczął się śmiać Bartman, a ja zmierzyłam go wzrokiem.
Kazali mi się w to ubrać : stylizacja
Po chwili wizażystka zrobiła mi mocny makijaż i wyprostowała włosy.
- Przepraszam, czy ja nie powinnam być ubrana w jakiś obślizgły dres, bez makijażu i w ogóle.. jeśli zamierzam grać? - uniosłam brew.
- Nie, nie nie... - zaprzeczył fotograf. - To jest taka akcja, która ma pokazywać, że każdy może grać w siatkówkę. Nie trzeba mieć specjalnych strojów, nie trzeba być na hali...
- Czyli gdzie będzie ta sesja?
- Na rynku... - po tych słowach chciałam się wycofać, ale było już za późno..
Mam odbijać piłkę. Ja - największa niezdara, amator.. Z siatkarzami.. Dobijcie mnie..
- W tej sesji biorą udział: Paul Lotman, Zibi, Nowakowski i Kosok. - powiedział fotograf. Na pierwszy ogień Piotrek.
Kazał mi wziąć piłkę do ręki i odbijać z Nowakowskim. Gdy Piotrek mnie zobaczył, zaczął się do mnie uśmiechać. Był taki słodki..
Ten cały fotograf kazał mi być cały czas uśmiechniętą.. No dobra, z Piotrkiem złapałam kontakt, więc to może się udać.. Ale z takim Bartmanem lub Paulem?
- Dobrze, uśmiechaj się. I teraz najważniejsze, musisz się rzucić po piłkę.
- Co? - powiedziałam oburzona. - Na ten beton?
- Nic ci nie będzie, słuchaj moich poleceń.
- Kretyn. - powiedziałam pod nosem, a Nowakowski się roześmiał.
Zrobiłam to, co mi kazał.
- Świetnie, teraz Paul.
Widać było, że to nie ten sam Paul... Nie uśmiechał się, był zmartwiony. Ja też w tej sytuacji nie czułam się dobrze..
- Malwa, nie unikaj jego wzroku.. - opieprzył mnie ten facet z obiektywem.
Spojrzałam na niego. Nie umiałam mu tego wybaczyć. Kim on jest, że mam mu dawać drugą szansę? Nikomu jej nigdy nie dałam...
- 5 minut przerwy! Skupcie się, bo jeśli będziecie się tak zachowywać, będziemy robić te zdjęcia do jutra.. - krzyknął fotograf.
Od razu podali mi szklankę wody, zaczęli poprawiać makijaż. Paul poszedł do chłopaków, oni zaczęli coś do niego mówić.
Gdy Paul odszedł podeszłam do niego... Robię to tylko dla dobrych zdjęć... Nie dla niego.
- Dla dobra zdjęć. - podałam mu rękę i uśmiechnęłam się lekko.
- To wiele dla mnie znaczy. - uścisnął moją rękę.
Wróciliśmy do zdjęć.
- Teraz musicie pozować obok siebie. - po tych słowach się przeraziłam...
Ustawili mnie bok niego. Miałam się oprzeć o jego ramię, a on miał być zainteresowany tylko piłką. Podobało mi się to, ponieważ tu mogłam się wykazać..
- Dobrze, tak zabiegaj o niego. Mamy to !
Sesja z Kosokiem przebiegła dość szybko. Mięliśmy tylko odbijać piłkę. Lubiłam Grzesia, niczym mi nie podpadł.
Ale za to sesja z Bartmanem.....
- Będziecie pozować z dzieciakami.. - powiedział fotograf, a ja nie mogłam opanować śmiechu.
- Żartujesz prawda? - spojrzał na niego Bartman.
- Przecież te dzieci będą się go bały. - zaczęłam jeszcze bardziej chichotać.
- Mnie? Spójrz w lustro. Raczej jako matka byś się nie sprawdziła... - mówi wkurzony kierując się w moją stronę.
- Niby dlaczego?
- Bo sama jesteś jeszcze dzieckiem, przynajmniej tak się zachowujesz. - dogryza mi. Panuje cisza. Nikt się nie odzywa tylko słucha naszej kłótni.
- No to powodzenia. - rzucam w jego stronę i wychodzę.
Fotograf biegnie za mną, namawia mnie żebym dokończyła sesję, ale ja nikogo nie słucham.
Czemu on nie potrafi żyć ze mną w zgodzie? A może to ze mną, jest coś nie tak?
Gdy zdejmuję bluzkę żeby się przebrać, nagle ktoś wchodzi do pomieszczenia.
- Przepraszam. - mówi skrępowany Paul.
- Boisz się mnie? - uśmiecham się w jego stronę, stojąc w staniku.
- Nie no, myślałem, że...
- Nie myśl. - zaczęłam się śmiać i założyłam bluzkę.
- Dziękuję, że mi wybaczyłaś.. - zaczyna niepewnie.
- Zrobiłam to dla dobra zdjęć. Ja nie daję drugich szans... - zbieram swoje rzeczy.
-  Ale będzie jak dawniej?
- Mogę tak powiedzieć, ale nie wiem czy będę potrafiła to zrealizować. - mówię i kieruję się do drzwi. Widzę, jak jest zły sam na siebie.
Robię dwa kroki do tyłu.
- Uśmiechnij się. Chyba nie jestem warta, żebyś przeze mnie się smucił. - całuję go na pożegnanie w policzek.
- Pójdziemy razem na kolację? - pyta, gdy wychodzę.
- Maybe. - uśmiecham się pod nosem.
Wracam do domu. Kieruję się do łazienki i biorę prysznic. Następnie robię sobie coś do jedzenia. Wieczorem decyduję się wcześniej położyć. Ta sesja strasznie mnie wymęczyła. I jeszcze ten kretyn...
Przebieram się w pidżamę :
pidżama
a następnie kładę się do łóżka.
Nawet nie zdążyłam zasnąć, ponieważ słyszę pukanie. Wstaję zaspana i otwieram drzwi.
- Paul? - przecieram oczy.
- Obudziłem cię? - uśmiecha się.
- Raczej zaskoczyłeś. - zaczynam się śmiać i właśnie przypominam sobie, że jestem totalnie nie ogarnięta.. Bez makijażu, roztrzepana. - Boże jak ja wyglądam. - niemalże zaczęłam piszczeć.
- Jak zawsze..  - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie patrz się na mnie. - wskoczyłam na łóżko i przykryłam się kołdrą.
- Nie przesadzaj, jesteś śliczna. - odkrywa kołdrę.
Panuje cisza.
- Ładnie tu. - mówi po chwili.
- Czym zawdzięczam sobie odwiedziny?
- Jeszcze raz chciałem cię przeprosić. I coś ci dać. - szuka czegoś w kieszeni.
- Nie przyjmuję prezentów. - zaprzeczam.
- Ale tu chodzi o miły gest... - wyjmuje kopertę. - Otwórz.
- Bilety na mecz ze Skrą? - przełknęłam ślinę.
- Coś nie tak?
- Ja nie mogę... - oddałam mu bilety.
- Nie lubisz siatkówki? A no tak, nie lubisz siatkarzy.... Ale przyjdź, zrób to dla mnie.. - uśmiechnął się.
Co mu powiem? No wiesz Paul w Skrze jest osoba, której nie chcę widzieć na oczy.. Daruj sobie, to było dawno, może on już zapomniał, ty może w końcu też powinnaś...
- Przemyślę to. - jakoś z tego wybrnęłam.
- To ja nie chcę przeszkadzać. Zbieram się. - wstał.
- Teraz chcesz jechać? W nocy? O nieee... - podeszłam do niego. - Przenocujesz u mnie.
- Jesteś kochana. - pocałował mnie w policzek.
- Ej, tylko nie wyobrażaj sobie niczego. Śpisz na kanapie. - zaśmiałam się.
- Tak jest.  -zasultował.
Posłałam mu łóżko. Długo rozmawialiśmy. O życiu i w ogóle. Dużo się o nim dowiedziałam. On o mnie mniej.. Nie lubię o sobie opowiadać.
Gdy już zasypiałam nagle usłyszałam, że jest burza. Co chwilę się budziłam. No fakt bałam się. Niczego tak się nie boję jak burzy.. Pająków, węży..
- Paul śpisz? - szepnęłam podnosząc się.
- Mmmh? - wymamrotał coś pod nosem.
Nagle tak zagrzmiało, że oddałam dziwny, przerażający odgłos.
- Co jest? - ocknął się i wstał z łóżka, kierując się w moją stronę.
- Nic... - okryłam się kołdrą.
- Boisz się burzy? - zaśmiał się.
- Nieeee. - zaprzeczyłam.
- Chcesz żebym się obok ciebie położył?
- Tak. - szepnęłam.
Po chwili leżał już obok mnie. Od razu się w niego wtuliłam.
- Dzięki. - oderwałam się, po kilku sekundach, uświadamiając sobie, co ja wyrabiam...
- Nie dziękuj.. - zaśmiał się. Nasze twarze były na przeciwko siebie. Czułam jego ciepły oddech. Jego twarz zbliżała się z każdą sekundą.
Nagle poczułam jak delikatnie ociera swoje usta o moje. To mnie wkręcało coraz bardziej.
To nie to. Nie umiem okazywać uczuć jeśli nie jestem pewna na sto procent. Czemu całując się z Paulem, myślałam wciąż o tym prostaku Bartmanie?
- Przepraszam.. - oderwałam się od niego.
- Nie chcesz?
- Nie mogę, nie teraz.. - otarłam kciukiem jego usta.
- Ale dla mnie jesteś ważna...
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj, czemu wciąż za coś przepraszasz? Bo się w tobie zakochałem?
Zapanowała cisza.
- To miłe, ale nie wiem czy ja jestem dla ciebie. Są lepsze ode mnie...
- Nie chcę lepszej, chcę ciebie. - pocałował mnie w czoło.
- Chcę być szczera. Na razie nic od ciebie nie czuję.. Może kiedyś, ale nie w tej chwili. - mówię najzimniej jak potrafię.
- Kochasz innego, tak?
- Nie o to chodzi, nie znamy się na tyle dobrze...
- No to poznajmy. - podniósł głos.
- Koniecznie teraz? w tym dniu, w tym miesiącu?
- Jeśli nie chcesz, nie będę nalegał. - wstał z łóżka, założył buty, kurtkę i wyszedł.
Tak, to ze mną jest coś nie tak. Mecz jest jutro. Nie zasypiasz rozmyślając, czy iść. Rozpatrujesz za i przeciw. Układasz w głowie milion scenariuszy.
Rano wstajesz z podpuchniętymi oczami. Wyglądasz nie najlepiej. A może on dziś nie zagra? Nie pozna mnie? Może wyjedzie po moim spotkaniu, zniknie raz na zawsze.. Wyjmujesz z walizki jego koszulkę. Z jego numerem, nazwiskiem. Przypominasz sobie, jacy niby byliście szczęśliwi. A potem? Zdradził cię, potem ty wyjechałaś do Londynu. Nie mogłaś tego znieść.
Nienawidzisz kłamstwa, jego i wszystkich siatkarzy, którzy też są taki cholernymi kłamcami..
O 10.00 docierasz na Rzeszowską halę. Ostatnie wypełnienie dokumentów, a następnie przenosisz się na halę. Siadasz na trybuny. Czujesz się dziwinie. Obserwujesz najpierw kibiców, którzy zagrzewają zawodników do walki, a następnie obserwujesz, jak wychodzą zawodnicy.
Znalazłaś go. Wychodzi na środek parkietu. Nic się nie zmienił.
Wzrokiem odnajdujesz również Paula. Jest na ciebie zły. To widać. Nawet gra mu się nie układa. Namieszałaś.. Bartmanowi
a to gra idzie w najlepsze. Kończy prawie wszystkie piłki.
Tie- break.
Trwa zacięta rywalizacja. Obie drużyny chcą wygrać i to widać. Dziś lepsi okazali się Bełchatowianie. Widzę wkurzonych i smutnych Resovian.
Nagle twój wzrok wyłapuje on. Twoja przeszłość. Odwracam wzrok, a następnie ponownie na niego zerkam. Patrzy, jakby nie wierzył, że tu jestem.
Schodzę z trybun. Szybkim krokiem kieruję się do wyjścia. Nie chcę go spotkać, rezygnuje.
- Malwina, proszę.. - słyszę za sobą jego głos. Nie odwracam się, stoję w osłupieniu. Nie mogę powstrzymać spływających łez.
****************
Przepraszam, że w tym momencie.. :D
Czytacie? :)
Pozdrawiam ;*




2014/10/17

"Ja modelką?" - Rozdział 4

Posadziłam go na ławce. Był całkiem zalany.
- Czemu akurat Polska? - wybełkotał. - To przeznaczenie, że jesteś tutaj?
-Tak, tak. - roześmiałam się.
- Mogę się do ciebie przytulić? - spytał nagle. Ja jedynie odpowiedziałam uśmiechem.
Wtulił się we mnie. Czemu on jest taki inny? Nienawidzi mnie. Ciągle słyszę w głowie jego słowa, że jestem pustą idiotką. Dotknęło mnie to.
Zasnął mi na kolanach. Nie wiedziałam co mam robić. Nie mogłam go tu przecież zostawić. Nie jestem taka. Minęły dwie godziny. Nadal spał, bełkocząc coś pod nosem, że się zmieni...
Było mi trochę zimno. Ale siedziałam przy nim.
- Co tu robisz? - nagle zauważyłam sylwetkę Paula.
- Pomóż mi, ten idiota się upił.
- Twój chłopak.. - wymamrotał pod nosem.
- Dobrze wiedzieć, że mam chłopaka. - powiedziałam z ironią.
- Przepraszam. - westchnął skruszony i pomógł mi go zanieść do Paula samochodu.Potem go odwiózł.
Nie miałam ochotę na zabawę. Paul zaproponował, że mnie podrzuci do domu. Usiadłam razem z Bartmanem na tyle. On się przebudził, uniósł głowę w górę i uśmiechnął się. Następnie położył mi się na kolanach.
Gdy dojechaliśmy pod mój dom podziękowałam Paulowi i skierowałam się do swojego mieszkania. Od razu położyłam się spać.
PERSPEKTYWA BARTMANA:
Rano miałem kaca. Nie pamiętałem, co się działo wczoraj wieczorem. Nie wiem nawet, jak się tu znalazłem. Dopiero gdy zadzwoniłem do Paula, ten wszystko mi opowiedział. Postanowiłem jechać do Malwiny, aby ją przeprosić, podziękować
Po drodze kupiłem bukiet białych róż. Zapukałem do drzwi i zasłoniłem twarz kwiatami.
- Można? - zapytałem, gdy otworzyła.
- Dziwię się, że jesteś w stanie normalnie funkcjonować. - przyjęłam kwiaty.
- Chciałem przeprosić... i podziękować.
- Dobra nie oszukujmy się, dziś przepraszasz, a jutro znów będziemy się nie na widzieć. Daruj sobie.- lekko się uśmiechnęłam.
- Nie wiem dlaczego nie możemy się dogadać. To nie tak, że cię nie na widzę. Ja po prostu nie umiem z tobą rozmawiać. - wzruszył ramionami.
- Wczoraj umiałeś. - zaczęłam się śmiać
- Ejj, to nie fair, bo nic nie pamiętam. - roześmiał się.
- A żałuj. Powiedziałeś, że mnie kochasz. - tak, masz trochę bujną wyobraźnię.
- Na prawdę? - uniósł brew.
- Nie. - zaśmiałam się.
Nagle zaczął dzwonić jego telefon.
- Słucham? Jak to? W którym szpitalu? Na Marwińskiej? Zaraz będę.
- Co się stało? -spytałam zmartwiona.
- Moja mama.. Muszę jechać. - wybiegł z mieszkania.
W mieszkaniu został jedynie zapach jego perfum. Intensywny zapach, który przypominał mi jego. Usiadłaś na łóżku. Siedzisz tak dobre 30 minut. Zastanawiasz się, czy pojechać do niego, czy też nie. Martwisz się. Nie wiesz po co trujesz sobie nim głowę. I tak ma cię gdzieś. Znasz jego opinię na twój temat.
- Dobra myśl, jak mężczyzna. Pojedziesz.. ucieszy się.. Pojedziesz, nakrzyczy na ciebie, że jesteś nachalna. Pojedziesz, zastaniesz tam może jego dziewczynę.. Nie pojedziesz, szlak cię tu trafi. - zaczynasz głośno rozmyślać. - Jebać to, jadę - zrywam się z miejsca i biegnę po torebkę.
Po 20 minutach jazdy taksówką docieram na miejsce. Przy rejestracji pytam się, gdzie leży pani Bartman. Dowiaduję się, że jest operowana. Korytarzem i na lewo. Gdy wychodzę zza zakrętu widzę Bartmana i blondynkę, która jest w niego wtulona.Momentalnie zawracam, a następnie słyszę jego głos, abym zaczekała.
- Nie chcę wam przeszkadzać. - patrzę mu prosto w oczy z żalem.
- To moja siostra. - mówi ledwo powstrzymując się od płaczu.
Przytulam się do niego. Nie umiem pocieszać. Z resztą co by to dało? Podaję rękę jej siostrze, a następnie siadam obok niego.
- Dziękuję, że przyszłaś, to wiele dla mnie znaczy. - przytula mnie i całuje w policzek.
- Wiem. - uśmiecham się.
Nagle z sali operacyjnej wychodzi lekarz.
- Doktorze, co z nią? - Bartman zrywa się na równe nogi.
- Udało się. Przy czym będzie potrzebowała dużo czasu, aby sprawnie funkcjonować.
- Dziękuję doktorze. - uścisnął mu rękę, a następnie wtulił się w ramiona siostry.
Nie wiem czemu ale z oczu zaczęły lecieć mi łzy.Szybko je otarłam.
Zibi od razu pognał do sali, aby zobaczyć swoją mamę. Ja postanowiłam trochę jeszcze posiedzieć na korytarzu. Nie wychodził z sali ani na chwilę. Zapukałam cicho do drzwi.
- Muszę jechać. - uśmiechnęłam się.
- Przepraszam, kompletnie o tobie zapomniałem.
- Dzięki. - zaśmiałam się, a on za mną.
- Spotkamy się wieczorem? - podszedł do mnie. Ja jedynie wzruszyłam ramionami.
- Uciekam. - odkręciłam się i zaczęłam wychodzić ze szpitala.
Po godzinie byłam już w pracy. Jakoś wytłumaczyłam się panu Marcinowi. Następnie poszłam obserwować trening. Usiadłam wygodnie na trybunach. Nagle na środku boiska, z piłką w ręku zobaczyłam Paula. Co on tam robi? On jest siatkarzem?
Zauważył mnie. Nawet się nie uśmiechnął Wie, że ja wiem...
Po treningu, jak najszybciej chciałam opuścić to miejsce. Zabolało mnie to. Nienawidzę kłamstwa.
- Daj sobie to wytłumaczyć. - usłyszałam za sobą.
- Co tu tłumaczyć? Oszukałeś mnie.
- Nie, jedynie zataiłem część prawdy... - chciał się usprawiedliwiać.
- Dla mnie już nie istniejesz. - wzruszyłam ramionami. - Nie na widzę kłamstwa i nie daję drugich szans.
- Proszę.. - powiedział błagalnie po Polsku.
Nic nie powiedziałam. Wsiadłam w odjeżdżający autobus. Przez szybę patrzyłam na niego z żalem. Stał w miejscu. Patrzył, jak autobus odjeżdża.
Czemu, jak wszystko zaczyna się układać, to nagle szlak trafił? Czemu ludzie są tacy podli? Muszą kłamać?
Po drodze wstąpiłam po zakupy. Następnie udałam się do domu. Zrobiłam sobie gorące kakao i zaczęłam oglądać jakiś film. Rozsiadłam się wygodnie na łóżku i przykryłam kocem. Byłam przybita. Nie miałam na nic ochoty. Nagle zaczął ktoś pukać do drzwi.
Nie odzywałam się, nie chciałam z nikim rozmawiać. Są w życie takie momenty, w których chce się zostać samym. Jednak pukanie nie ustępowało.
- Wejdź. - powiedziałam, gdy zobaczyłam w drzwiach Bartmana.
Od razu wróciłam pod koc. On usiadł obok mnie.
- Coś się stało?
- Paul jest siatkarzem, prawda? - spytałam, aby się upewnić.
- No tak.. a czemu pytasz?
Zapadła cisza.
- Chcesz coś do picia? - zaproponowałam.
- Nie, ja już sobie pójdę, nie chcę przeszkadzać. - wstał.
- Nie, proszę. - CO TY KURWA WYPRAWIASZ..
Na te słowa uśmiechnął się.
- Jak z mamą?
- Dobrze, dzięki. Musi teraz dużo odpoczywać. - mówił z lekkim uśmiechem.
- Czemu się śmiejesz?
- Uśmiecham się.. - zaczyna się śmiać, a ja robię się co raz bardziej podejrzliwa.
- Denerwujesz mnie. - unoszę brew.
- A jednak chcesz, żebym został. - wzruszył ramionami.
- No fakt. Dobra to idź sobie, zostaw mnie samą. - mówię z lekkim uśmiechem.
- Nieee...
- Nie podpuszczam cię, ale nie wyjdziesz stąd teraz. - zaczynam się śmiać.
- Zołza. - zaczyna mnie łaskotać. - Podoba ci się Paul?
- Czemu pytasz?
- Bo cały czas o nim mówiłaś... I w ogóle. - patrzy mi prosto w oczy.
- Jest przystojny, inteligentny, ma fajny tyłek... - zaczynam się śmiać.
- Czyli tak..?
- Ale jest też kłamcą. - kończę temat.
- Czyli nie?
- Zamknij się. Zakończ proszę temat o tym człowieku. - tak, lekko mnie ponosi.
- Czemu jesteś...
- Bo mogę. Idź już. - mówię przekręcając się i skulając w pół.
Po chwili słyszę jak drzwi się otwierają, a następnie zamykają. Zostaję sama. Tak wieczór to taka pora, kiedy niczego nie udaję, kiedy jestem szczera...
Kolejny dzień. Kolejna rutyna. Przebieram się : http://allani.pl/zestaw/950465-950465-kolekcja-wiosna-lato-2014 i idę do pracy. Po drodze spotykam siatkarzy, którzy kierują się na halę. Od razu się ze mną witają i zamieniają parę słów.
- Jak praca? Przyznaj się, dobrze ci tu z nami. - śmieje się Ignaczak.
- Dobrze będzie, puki Igła nie zacznie cię nagrywać. - mówi Kosok.
- Nie straszcie jej... ale, trzeba cię uwiecznić w moich nagraniach. - na te słowa się przeraziłam, ponieważ nie wiedziałam, o co mogło im chodzić.
- Gotowi na sesję? - pyta jakiś fotograf siatkarzy.
- Co tym razem? - wzdycha Nowakowski.
- I tu was pocieszę, bo sesja z modelką. - uśmiecha się fotograf.
- No to oczywiście, że gotowi. - śmieje się Krzysiek.
- Ok, czekamy tylko jeszcze na modelkę. - słyszę odchodząc do fizjoterapeuty.
Marcin podaje mi tabelki, które mam uzupełnić, a następnie muszę udać się po wyniki badań do jakiegoś pokoju.
- Nie odbiera, a sesja musi odbyć się dzisiaj. - słyszę głos fotografa, kiedy przechodzę.
- A my nie mamy całego dnia.. Niedługo mamy ważny mecz.. - słyszę Achrema.
- Może ona się nada? - nagle fotograf wskazuje moją osobę.
- Ja? - zaczynam się śmiać. - Po moim trupie.
- No Malwa zgódź się... To tylko godzina, dwie i po wszystkim. - słyszę głos chłopaków. Bartman jedynie mi się przypatrywał.
Po chwili fotograf tłumaczy mi na czym ma to polegać.
*************
Rozdział wcześniej niż zwykle :)
Czytacie? ;/
Pozdrawiam ;*

2014/10/12

"O nic Cię nie prosiłam" Rozdział 3

- Ty? - zaśmiałam się.
- No ja. - wzruszył ramionami.
-Nigdy w życiu... - udałam przerażoną. W duchu skakałam z radości, ale wiecie, ambicja...
Nagle usłyszałam jakieś głosy. Znane mi bardzo... Moi rodzice? Co oni robią tu, teraz....?!
- Kochanie. - niemalże rzucili się na mnie.
- To twój chłopak? - tata zmierzył go wzrokiem.
Zanim ja zdążyłam coś powiedzieć Bartman udzielił pozytywnej odpowiedzi...
Wszyscy włącznie z nim pojechaliśmy do mojego skromnego mieszkania.
- Długo już jesteście ze sobą? - wiedziałam, że mama będzie drążyła temat..
- Tydzień; 3 dni. - powiedzieliśmy z Bartmanem równocześnie, po czym on próbował uratować sytuację.
- To znaczy wie pani... Szczęśliwi czasu nie liczą.. To nie jest ważne. Najważniejsze, że się kochamy.- pocałował mnie w usta.
Gdy to zrobił, kopnęłam go, a on się skrzywił, a następnie sztucznie uśmiechnął.
- Młody człowieku, co robisz na co dzień? - spytał tata.
- Jestem siatkarzem.. - o nie tylko nie taka odpowiedź....
- Siatkarzem? Malwinka ma odrazę do tego zawodu... - wtrąciła zaskoczona mama.
- Dlaczego? Nie wspominała o tym.. - spojrzał na mnie Bartman. Dało się wyczuć ten jego wkurzający uśmieszek.
- Mamo nie mówmy o tym.. - spuściłam głowę w dół.
- Będzie chciała to mu powie. - "uratował" mnie tata.
O tej sprawie wiedzą tylko moi rodzice. A, no i jeszcze Wojtek, z którym obecnie nie mam kontaktu.
Zbliżał się wieczór.. Było już późno. A rozmowy, wypytywania, ciąg dalszy.
- Bardzo chętnie bym jeszcze został, ale muszę już iść, jest późno. - wstał Bartman.
- Nie będzie się pan po mieście włóczył. Przecież pomieścimy się. Przenocujesz u Malwiny. - po tych słowach mamy o mało co nie wybuchnęłam śmiechem. Jego mina - bezcenna.
- Mamo Zbysiu jest już duży. - roześmiałam się.
- Nie dyskutuj dziecko. Idź pościelić wam łóżko. My się z Tadeuszem prześpimy tutaj. - pokazała na drugie łóżko.
NAM?
Byłam przerażona. Zbyszek nic nie mówił... Nawet nie powiedział, że nie chce spać ze mną w jednym łóżku...
No tak.. przecież i tak : "nie podoba mu się ta bez mózgowa lala".
Rodzice już poszli spać. Wykąpałam się i weszłam do pokoju. Na łóżku zobaczyłam rozłożonego na całym łóżku Bartmana.
- O nieee... Wynocha kretynie. - powiedziałam wkurzona.
- Mi tu dobrze. - zaśmiał się.
- Idź stąd. - podeszłam i chciałam zepchnąć go z łóżka, ale on był nieugęty.- Zaraz zacznę krzyczeć. Sąsiedzi usłyszą, zadzwonią na policję i wywiązą cię na Bałkany. - dalej się z nim siłowałam.
- No chyba nie księżniczko. - powiedział chamsko. Nagle pociągnął mnie za rękę, po czym ja wylądowałam na jego brzuchu.
Odwróciłam się w jego stronę.
- Czy ty jesteś takim kretynem? O nic cię nie prosiłam. - podniosłam głos.
Nagle przycisnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować.
Oderwaliśmy się od siebie.
- Co to było? - powiedziałam ochrypnięta.
- Wolałem cię pocałować niż uderzyć idiotko. - zaczął się tłumaczyć.
- Fujjj... - wytarłam usta. Położyłam się obok niego i zgasiłam światło.
Nie wiem po co to zrobił. Czemu on się tak zachowuje? Nienawidzi mnie, a ja jego...
Nagle zaczął się wiercić pod kołdrą.
- Co robisz? - spytałam szeptem.
- Nie lubię spać w bokserkach. - nagle coś wylądowało na podłodze.
- Aaa.. - zaczęłam piszczeć..- Nie, nie.. to się nie dzieje na prawdę. - wstałam z łóżka.
- O co ci kochanie chodzi? - wstał za mną.
- Boże, jak trudno być mną... - zakryłam twarz dłońmi.
- Dobra, żartowałem. - zaśmiał się.
W myślach policzyłam do dziesięciu i ponownie się położyłam. Nie czułam się zbyt komfortowo.
- Czemu tak nienawidzisz siatkarzy? - zapytał nagle "mój chłopak".
- Bo mogę. - przełknęłam ślinę.
- Przecież możesz mi powiedzieć.
- Nie mogę. Nie powinno cię to obchodzić. - powiedziałam oschle.
Nie wytrzymałam. Nie lubiałam myśleć, a co dopiero mówić o tym co było kiedyś. To dla mnie ciężki temat... Zaczęły mi lecieć łzy z oczu. Nie chciałam dać tego po sobie poznać.. ale jakimś cudem mnie wyczuł.
- Przepraszam. - usłyszałam.
- To nie twoja wina. To ja jestem jakaś dziwna. Nie pasuję tu. - wytarłam policzki.
- Tak łatwo się poddajesz? Dalej, ucieknij do tego swojego Londynu, miej wszystkich gdzieś.
- Wszystkich? Nikogo tu nie mam... - powiedziałam obojętnie.
- Z czasem kogoś poznasz. Kilku chłopaków z drużyny już znasz...
- I tak nie zrozumiesz... Nie będę się użalała. - powiedziałam i przekręciłam się w jego stronę.
Czułam jego ciepły, równomierny oddech.'
Rano obudziły mnie promienie słońca. Było mi bardzo wygodnie, gdyż... Leżałam na brzuchu Bartmana. Takiej siary, to ja w życiu sobie nie narobiłam. Spojrzałam w górę, on już nie spał.
- Przepraszam. - od razu się podniosłam.
- Przecież nic się nie stało. - roześmiał się.
- Trzeba było mnie obudzić. - fuknęłam.
- O nie, nie. Kobiety z rana nie odważyłbym się obudzić... - pokręcił głową.
Poszłam do łazienki. Ubrałam się : http://allani.pl/zestaw/977547-977547-kolekcja-jesien-2014
Dziś do pracy miałam przyjść wcześniej. Ogólnie powiedzięli mi, żebym poszła do pokoju trenera. Może chcą mnie zwolnić?
Gdy wszyscy zjędliśmy śniadanie zaczęłam się zbierać do pracy. Rodzice wyjeżdżają dopiero wieczorem, więc zostali w domu.
Po 20 minutach razem z Bartmanem byliśmy na miejscu. Po drodze spotkałam Paula. On był tajemniczy. Podał rękę
Bartmanowi, a do mnie się uśmiechnął.Nadal nie wiem kim on jest, co ukrywa... Jedno jest pewne. Nie jest siatkarzem.
- Dzień dobry. - przywitałam tego prezesa. - Miałam się do pana zgłosić.
- Tak, proszę usiąść - zaproponował, a ja od razu go posłuchałam.
- Jeżeli chodzi.. - zaczęłam, ale od razu mi przerwał.
- Proszę na razie nic nie mówić. Już tłumaczę. Szukamy chętnych osób na staż. Jest pani w dopowiednim wieku. Siatkarze panią polubili i zaproponowali panią. Chodzi o to, że robiłaby pani statystyki. Oczywiście potrzebna jest siatkarska wiedza.
Interesuje się pani siatkówką?
- Znam zasady i w ogóle. - wzruszyłam ramionami.
- Chciałaby pani podjąć się tego na okres próbny?
Zapanowała cisza. Nie lubisz siatkarzy. Siatkówka jako gra ujdzie... Tylko czy przez całe życie chcesz czyścić podłogi?
- Zgadzam się. - mówię z uśmiechem.
- Bardzo mnie to cieszy. To co, zaczyanmy od jutra? - podał mi rękę, a ja przytaknęłam.
Gdy wyszłam z pokoju od razu usiadłam na ławkę. Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam. A tak w ogóle czemu oni są dla mnie tacy mili? Czemu to akurat mnie zaproponowali? O nic ich nie prosiłam.
- Paul, czekaj! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam jego sylwetkę kierującą się do wyjścia.
- A to ty. - powiedział po angielsku.
- No czemu taki jesteś. Jeju no wybacz. Bo będę smutna. - zrobiłam smutną minę, a on się uśmiechnął.
- Nie jestem na ciebie zły, tylko coś mnie dręczy.. - spuścił głowę w dół.
- Dostałam tu nową pracę. - nie wiem po co mu to powiedziałam..
- I jak, odpowiada ci praca stażysty?
- Skąd wiesz? - powiedziałam zdziwiona. - Czekaj... Ty masz coś z tym wspólnego?
- Niee.. ja nic nie wiem. - zaczął zaprzeczać.
- Nie umiesz kłamać. Dziękuję za wszystko. - podeszłam i go przytuliłam.
- Szybka jesteś, już mnie zdradzasz. - usłyszałam za sobą poważny głos Bartmana.
Paul oderwał się ode mnie i spojrzał jak na idiotkę.
- To ja już pójdę... - powiedział po chwili i odszedł.
- Zadowolony? - uśmiechnęłam się sztucznie i wybiegłam za Paulem.
Jego już tam nie było... Odjechał z piskiem. Czemu on musi tak mi zatruwać życie?
PERSPEKTYWA PAULA:
Wszystko się komplikuje. Mogła mi powiedzieć, że jest z Bartmanem, nie robić mi nadziei. A tak się starałem, nawet załatwiłem jej pracę. Mam nadzieję, żę nie dowie się kim jestem, bo wtedy mnie znienawidzi..
PERSPEKTYWA MALWINY:
Mój pierwszy dzień w pracy. Nie wiem czego mam się spodziewać. Nikogo tam nie znam. Jedynie Bartmana. A Paul? Może to też jakiś stażysta.
- Jestem trenerem Resovii. - podał mi rękę pan Kowal. - Dziś poznasz zawodników, a następnie pokażę ci co należy do twoich obowiązków.
- A więc zostawiam cię na pół godziny z nimi. ja muszę na chwilę wyjść Igła zajmij się tym. - wskazał na jednego z siatkarzy.
- Czyli tak, mnie już znasz, a to jest reszta stada. Ta mniej ważna reszta. - powiedział, a chłopaki zaczęli się nabijać.
Po kilkunastu sekundach ze wszystkimi uścisnęłam dłonie.
- Pss..- usłyszałam za sobą. - Nie boisz się? - spytał bardzo wysoki siatkarz.
Gdy tylko spotkałam jego twarz kierując się w górę zrobiłam przerważoną minę.
- Przecież ci mili chłopcy są aniołkami. - powiedział Bartman.
- Można jeszcze zrezygnować? - roześmiałam się.
Przyszedł trener. Odesłał mnie do fizjoterapeuty. Na razie będę mu pomagała w dokumentach. Trzeba uzupełniać jakieś tabelki, rubryki itd.
Około 18.00 skończyłam ten cały bajzer. Nie miałam siły kompletnie na nic. Gdy przechodziłam przez drogę mało co nie rozjechał mnie samochód.
- Czy ty wszędzie musisz się pchać? - słyszę głos tego imbecyla.
- Czy ty cały czas musisz się mnie czepiać? Mam cię dość - wykrzyczłam ze śmiechem.
Ten ruszył z piskiem opon.
- Malwa zaczekaj! - słyszę za sobą. Widzę biednącego w moją stronę Ignaczaka.
- Czego chcesz? - zaczynam się śmiać.
- Wpadnij wieczorem do tego klubu. Wiesz świętujemy z chłopakami wczorajszy wygrany mecz. - podał mi kartkę z adresem.
- Zobaczę. - przytakuję i odchodzę.
To chyba jedyna najmniej wkurzająca mnie osoba wśród siatkarzy.
Zdecydowałam, że tam pójdę. Impreza rozpoczęła się dużo wcześniej. Ja postanowiłam wybrać się tam o 22.00. Przebrałam się : http://allani.pl/zestaw/927463-buty-h-m
Gdy zobaczyłam siatkarzy od razu do niech podeszłam. Połowa była już wcięta.
- Tańczymy! - na parkiet porwał mnie Ignaczak.
Śmiałam się co nie miara. To serio bardzo pozytywna postać. Wzrokiem szukałam Bartmana. Sama nie wiem czemu.
Znalazłaś go. Siedział z boku klubu. Na jego dziewczynach siedziała jakaś dziewczyna. Zauważył mnie. Zaczął ją całować. Poczułam się źle.
Gdy skończyłam tańczyć z Ignaczakiem zaczęłam kierować się do łazienki. W drodze zaczepił mnie jakiś mężczyzna. Chciał ze mną zatańczyć. Był nachalny. Chwycił mnie za rękę. Lekko go odepchnęłam. Nagle przed sobą zauważyłam Bartmana. Zaczął się z nim szarpać. W końcu tego faceta wyprowadziła ochrona.
- I co mam ci się na szyję rzucić? Nie prosiłam o pomoc. - skwitowałam.
- Wyjdziemy na zewnątrz? Źle się czuję. - oparł się o mnie.
- Nie dziwię się, tyle wyjebałeś. - powiedziałam pod nosem.
Po chwili byliśmy już na zewnątrz.
*****************
Ehh, mało Was, ale ja to rozumiem :)
Podoba się? ;D

2014/10/05

"Gdzie ja znajdę takiego debila?" - Rozdział 2

- Mów mi Dejw, mów dejw, mów dejw. - śpiewam, a raczej wrzeszczę na cały blok.
Tak, mam dziś dobry humor. Mam nadzieję, że tak zostanie do końca dnia...
Nagle słyszę pukanie. Mój pierwszy gość?
- Tak? - w drzwiach widzę jakiegoś kuriera.
- Pani Malwina Kozłowska?
- Tak mi mów. - zaczynam się śmiać, a ten kurier patrzy na mnie jak na idiotkę.
- To tak czy nie? - czuję, że jest poddenerwowany.
- To zależy... Bo jak na przykład w tej paczce jest bomba, to, to ja żadnej Malwiny nie znam... - wypieram się.
- Proszę tu podpisać... - mówi i wręcza mi długopis.
- A to dla kogo? - wyglądam zza drzwi, gdzie widzę jeszcze kilka paczek.
- Też dla pani.
- Od kogo? - chcę zajrzeć w kartkę, ale on mi ją przysłania.
- Nadawca zażyczył sobie anonimowość. - powiedział kurier, po czym zniknął.
Zanim przytaskałam to wszystko do środka minęło mi kilka minut życia.
- Co my tu mamy.. - próbowałam rozpracować pierwszą paczkę. - Ubrania? Ten idiota na prawdę nie może zrozumieć, że to

koniec? - głośno westchnęłam. - Ehh, na samą myśl o nim robi mi się nie dobrze. - zaczęłam kasłać. - Najchętniej zdeptałabym

go jak glizdę. - skrzywiłam się.
To wszystko przysłał mój były. Cholerny kłamca i zakłamany człowiek... Hmm chyba nigdy go nie kochałam. Nie wiem, czemu z

nim byłam...
Tak, mówię do siebie. Gdyby nie to, pewnie bym tu zgłupiała...
Wpadłam na pewien pomysł. Wzięłam wszystkie paczki na balkon i zaczęłam zrzucać wszystko na ulicę.
- Witaj Rzeszów! - zaczęłam krzyczeć i wywalać wszystko z okna. - Pierwsza gwiazdka w tym roku jest wcześniej. - zaczęłam

machać przechodniom. - A to co? - zaczęłam się śmiać, kiedy zobaczyłam jakąś różową sukienkę.
Na dnie jednej paczki był list. Nie chciałam wiedzieć co jest w środku, jedynie byłam ciekawa...Nie otworzyłam go. Położyłam

na szafce.
Dobrze, że wczoraj zrobiłam zakupy, bo inaczej umarłabym z głodu. Następnie poszłam się przebrać :

http://allani.pl/zestaw/945950-945950-kolekcja-wiosna-lato-2014
Po 30 minutach byłam już w swojej zajebistej pracy. Tym razem kazali mi myć korytarz. Nawet jeszcze nie zaczęłam myć tej

podłogi, bo zaciekawiła mnie rozmowa, która dobiegała z jakiegoś pomieszczenia.
- No mówię ci, idę sobie, a tu nagle spada na mnie stos ubrań. Damskich w dodatku. - mówi jeden.
- Uuu stary, dziewczyna cię rzuciła? - śmieje się drugi.
- A gdzie tam, to jakaś wariatka z bloku zaczęła wywalać ubrania przez okno. No kretynka.
- Ciesz się, że telewizora nie wyrzucała. - odzywa się trzeci, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Nagle ktoś wyszedł z pomieszczenia.
- O księżniczka znowu tu? W tych bucikach to panienka daleko nie zajedzie. - śmieje się brunet, który jest zarazem tak

prostacko denerwujący, a z drugiej strony, tak pociągający.
- Słuchaj idioto... - zaczynam i kieruję się w jego stronę, ale w połowie drogi witam się z podłogą...
- Ałććć... - syczę, a brunet podbiega do mnie i kuca obok mnie.
- Uważaj trochę na siebie. - mówi zdenerwowany.
- Nie mów mi co mam robić. - mówię pod nosem.
- Chodź, zaniosę cię do naszego fizjoterapeuty.
- Poradzę sobie. - mówię i próbuję wstać, ale gdyby nie to, że on mnie złapał, podłoga by mnie bardzo polubiła...
- Czemu jesteś taka uparta? - nadal trzyma mnie w swoich objęciach.
- Czemu cię tak obchodzę? - i tu trafiłam w sedno. Zapanowała cisza.
- Nie chcę cię mieć potem na sumieniu.. - bierze mnie na ręce i mimowolnie zanosi do tego ich lekarzyny.
Okazało się, że skręciłam sobie kostkę. A ten idiota nie chciał się odczepić...
- Zawiozę cię do domu...
- Nie potrzebuję pana łaski. - odpowiadam ledwo chodząc o tych kulach.
- Posłuchaj, nie dyskutuj bo jeszcze powinnaś mi dziękować, że jestem taki wspaniałomyślny...
- Oooo.... niedoczekanie. - powiedziałam wychodząc z budynku.
Wyjść z budynku to nie problem... Gorzej "zejść" z budynku... No właśnie, schody. I tu była moja "kostka" achillesowa...
-Może pomóc? - najpierw czuję woń perfum, a potem docierają do mnie słowa "mężczyzny od mopa".
-Poradzę sobie... - mówię nawet na niego nie patrząc.
- Uparciuch. - mówi ze śmiechem po angielsku.
Zszedł ze schodów i zaczął mi się przyglądać.
- Czemu się tak patrzysz? - unoszę brew.
- Jestem ciekawy czy skończy się to tylko złamaniem ręki, czy skręceniem drugiej nogi. - mówi z uśmiechem na twarzy.
- Śmieszy cię to?
- Skądże. - wypiera się.
- Wygrałeś. - mówię.
- Co? Nie usłyszałem. - uśmiecha się.
- Wygrałeś. - wrzeszczę na cały Rzeszów.
Po chwili tajemniczy mężczyzna znosi mnie ze schodów.
- A tak w ogóle to Paul jestem. - mówi po Polsku.
- Malwina. Ale wszyscy mówią na mnie Malina. - mówię beznamiętnie. - Patrz jaka fura.. - podbiegam do czarnego BMWU. -

Pewnie jakiegoś siatkarzyny. - mówię z irytacją w głosie.
- Nie lubisz siatkarzy? - uśmiecha się.
- Podobno to zadumani w sobie kretyni, sama nie wiem co robię wśród nich, bo to podobno sala siatkarska. Ale jak na razie

trzymają się ode mnie z daleka...
- A skąd ta opinia o nich?
- Po prostu. To moje zdanie i tyle w temacie. - westchnęłam. - Odwieziesz mnie? - pytam i robię smutną minę.
- Yyyy przyjechałem taksówką. Czekaj... - powiedział i widząc bruneta, który wychodzi z hali, podbiega do niego. - Zibi cię

odwiezie. - wraca razem z brunetem.
- Chodź. - mówi a ja patrzę na niego jak na kretyna.
- Jak mam debilu iść? - unoszę brew.
- A no w sumie.. - kiwa głową i bierze mnie na ręce.
Pomaga mi wsiąść do samochodu.. Ja na prawdę: NIGDY NIE WSIADŁABYM Z TYM KRETYNEM, ale sytuacja mnie do tego

zmusiła...
- Jesteś siatkarzem, prawda? - pytam podgłaszając muzykę, która leci w radiu.
- Skąd wiesz? - ścisza radio.
- Łatwo was poznać. Wystarczy spojrzeć na ciebie.
- Jak to? - śmieje się. - No fakt wysoki jestem, przystojny, skromny.
- Normalnie. Cham, prostak, a twoja męskość pewnie już dawno umarła. - wzruszam ramionami.
- Odważna jesteś. - widać, że go to dotknęło.
- A ty bierzesz wszystko do siebie. - mówię z satysfakcją w głosie.
- Nie, nie obchodzi mnie zdanie osób, którzy są dla mnie nikim. - uśmiecha się arogancko.
Milczę. Dotknęło cię to. Ty lubisz pomiatać ludźmi, on też. A nawet on robi to lepiej od ciebie.

Dlaczego czasami tak trudno jest rozmawiać? Zamiast prośby o wyjaśnienia serwujemy chłodne spojrzenia. Zamiast żartu

milczenie. Potrzebujemy rozmowy jak dobrego jedzenia, a dobrowolnie wybieramy emocjonalna anoreksję. W środku wszystko

krzyczy: mów do mnie! obejmij mnie! kochaj mnie! a jedyne co wychodzi z naszych ust, to słowa nie mające żadnego

znaczenia.
- Dzięki. - mówię i wysiadam z samochodu.
- Zaraz... - mówi i wysiada za mną.
- Ty tu mieszkasz? - rozgląda się.
- Tak? - odpowiadam, pytam a raczej stwierdzam.
- No to chyba masz fajnych sąsiadów. Jakaś debilka zrzuciła na mnie ubrania... - mówi wkurzony na maksa, a ja wybucham

śmiechem.
- I co, znalazłeś sobie coś dla siebie? - poruszam charakterystycznie brwiami i powoli kieruję się do środka. Ten tylko mówi coś

pod nosem, a następnie znika.
Po kilku minutach wtargałam się na górę. Nie było to łatwe, ale się udało. Od razu walnęłam się na łóżko.
Nigdy nie czułam czegoś takiego...
- To chyba nie przez tego imbecyla? Ajj... Malwa... Opamiętaj się.. - stuknęłam się w głowę.
Nie możesz się nim jarać. Upokorzył cię, ogólnie się nie lubicie. To bez sensu.

Po kilku dniach odpoczynku, bo oczywiście praca z tą nogą nie miałaby sensu, powracam nowo narodzona. Rzeszów jest pełen

przystojnych mężczyzn, na pewno sobie kogoś znajdę. ALE NIE JEGO.

Jestem pieprzoną uczuciową masochistką, lubię sobie dopierdalać uczuciowo.
Gdy czuję się naprawdę źle, włączam mega dołującą piosenkę, która sprawia, że boli jeszcze bardziej.

Wchodzę na halę, ale gdy słyszę jakieś głosy szybko zawracam i staję za ścianą, aby mnie nie widzieli.
- Stary to widać, że ta od podłóg ci się podoba.
- Pojebało? Ta księżniczka? Nic dla mnie nie znaczy. Dziwię się, że taką osobę w ogóle przyjęli. Egoistka bez mózgu. - dobiega

cię wyraźny głos bruneta, który jak już wiesz, ma na imię Zibi.
Stoisz jak wryta. Pierwszy raz czujesz się bezsilna. Zawsze byłaś pewna siebie. A teraz? Łzy spływają z twoich oczu.
Czemu tak przejmujesz się jego opinią? Ogólnie masz wszystkich w dupie, ale nie jego...
W tym momencie go znienawidziłaś...

Bo najgorsze nie wiedzieć czego się chce. Gubisz się w swoich uczuciach, błądzisz bez sensu.
Zsuwasz się na podłogę. Siadasz obok ściany. Lekko uśmiechasz się pod nosem. Ktoś ci się w końcu postawił. Nie umiesz

opanować emocji. Sama nie wiesz czemu tak zareagowałaś. Łzy spływają niemiłosiernie po twoich policzkach.
- Co, paznokieć się złamał? - widzę bruneta, który podaje mi rękę.
- Tak. - pociągam nosem, a następnie bez jego pomocy wstaję.
- Za co ci tu płacą? Za siedzenie? - nie daje za wygraną. Jego życiowy cel, to chyba: Wkurwić, dobić i jeszcze raz wkurwić...
- Pewnie tak, nie wiem, idź poskarż się. Wiesz od początku wyglądałeś mi na dzieciaka. - mówię z satysfakcją.
- Oj maleńka.. - kiwa z uśmiechem głową.
- Cześć. - dobiega mnie głos z tyłu.
Odwracam się i widzę Paula. To chyba jedyna normalna osoba. Dla mnie najważniejsze jest to, że nie jest siatkarzem. Nawet

nie wygląda. Jest miły, zabawny. Ale nie dla mnie.
- O cześć. - podchodzę do niego i na oczach Bartmana daję mu buziaka w policzek na przywitanie.
Chyba nie ogarnął sytuacji. Był zdziwiony. Następnie się uśmiechnął.
Najpierw robię, potem myślę. Nigdy odwrotnie.
- Coś jeszcze chcesz? Bo jak widzisz, zajęta jestem. - mrugnęłam oczami do Bartmana.
- Oczywiście, że nie. Nie przeszkadzam księżniczce. - powiedział z ironią i sobie poszedł.
Po tym, odwróciłam się i zaczęłam wykonywać swoją pracę.
- Ekh. Nie zapomniałaś o kimś? - usłyszałam za sobą.
- Zajęta jestem. - pociągnęłam nosem.
- Ehh.. - zamruczał pod nosem i usłyszałam jak zaczął się oddalać.
- O 19.00 w kawiarni obok hali? - powiedziałam, a on na te słowa odwrócił się i pokiwał z uśmiechem twierdząco głową.
- Hmm.. w sumie niezły jest.. - powiedziałam ze śmiechem sama do siebie.
Praca się nie kończyła. Cały czas musiałam coś sprzątać. Na koniec nie miałam siły. Usiadłam na krześle i zamknęłam oczy.
Obudziły mnie jakieś głosy nade mną.
- No mówię ci, że to ta nowa.
- Ta co Zibi tak na nią?
- No raczej. Nie wiem co on od niej chce.
Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam kilka dużych postaci.
- Czego się gapicie? - uniosłam brew.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Poznałam go, to mój... Tylko co on robi w rękach tych ludzi?
- Oddaj. - wstałam i chciałam mu wyrwać mój telefon z ich rąk, ale jeden podniósł rękę tak wysoko, że nie mogłam dosięgnąć.
- Może jakieś magiczne słowo? - zaśmiał się trochę niższy od reszty.
- Oddaj to kretynie. - podskoczyłam, ale straciłam równowagę i wylądowałam na tym najwyższym.
Wyrwałam mu z ręki telefon i odebrałam.
- Zadzwońcie później. - powiedziałam, kiedy usłyszałam głos mamy, a w tle ojca. - Co robię? Walczę z chamstwem i

prostactwem. - mówię, a wysocy mężczyźni zaczęli się śmiać. Potem rozłączam się.
Wstaję i otrzepuję się z podłogi.
- Która godzina? - pytam.
- 20.00
- Jaja sobie robisz? - zaczynam się śmiać i zerkam na swój telefon.
Dopiero dociera do mnie, że jest tak późno. Wystawiłaś Paula, brawo idiotko.
Wracam do domu. Pustego, jak zwykle. W sumie to chyba lepiej. Nie muszę słuchać zrzędzenia, kazań. Dzwoni mój telefon. To

znowu moi rodzice.
- No cześć mamuś.
- I jak tam w pracy?
- Jest ok. - głęboko wzdycham.
- A przyszły mąż jest?
No tak, tego jeszcze nie wiecie. Moi rodzice nie mogą przeżyć tego, że mam już 22 lata, a jeszcze nie wyszłam za mąż Oni nie

mogą zrozumieć, że nic na siłę...
- No coś tam.., na razie to nic pewnego. - nie okłamujesz ich, ale też do końca nie mówisz prawdy. Nienawidzisz kłamstwa i

tym się kierujesz.
- To dobrze kochanie, jak jutro do ciebie przylecimy, to nam go przedstawisz.
- Ale mamo...
- Muszę kończyć. Paaa kochanie. - i w tym momencie nastąpiło rozłączenie.
Fajnie... Do jutra to ja raczej nie znajdę swojego ukochanego...
- Jaki frajer chciałby udawać mojego chłopaka? Żaden. - mówię pod nosem.
Dzień później:
- Wystawiłaś mnie. - słyszę za sobą.
- Nie prawda. Chciałam przyjść, ale zasnęłam. Ale w ramach rekompensaty zapraszam cię na kolację do siebie. - uśmiecham się do niego.
- Nie... Dziś nie. - mówi podłamany.
I weź tu zrozum facetów.
Nagle dzwoni moja koleżanka z Londynu, która też kiedyś mieszkała w Polsce.
- Aśka, gdzie ja tu znajdę debila, który będzie udawał mojego chłopaka? - mówię głośno wzdychając.
- No nie wiem.. - śmieje się w telefonie.
- Może ja się nadam? - słyszę głos Bartmana.
Odwracam się w jego stronę i przygryzam wargę.
*************************
Drugi rozdział :))
Podoba się? Jeśli doceniacie moją pracę, komentujcie :)
Pozdrawiam ;*

2014/09/28

Bohaterowie + Pierwszy rozdział


Malwina "Malina" Kozłowska - skończyła studia humanistyczne. Ma 23 lata. Jej rodzice są w Londynie, tam też pracują. Przyjechała do Polski kilka dni temu. Aktualnie szuka pracy. Lubi wyróżniać się z tłumu. Zawsze mówi, to co myśli. Nie lubi kłamstwa. Czasami opryskliwa, niepoprawna.







Wojciech Szczęsny - "były" przyjaciel Malwiny. Przyjaźnili się od 5 lat. Pokłóceni od kilku miesięcy. Aktualnie mieszka w Londynie. Bramkarz Arsenalu Londyn.


Siatkarze Skry Bełchatów

         
                                                           Siatkarze Asseco Resovii

                                                       Siatkarze Reprezentacji Polski


Rozdział 1

- Shit! - krzyknęłam, kiedy jakiś samochód mnie ochlapał. - No tak, Polska, przyzwyczaj się. - mruknęłam pod nosem podnosząc swoją walizkę z ulicy.
Co ja tu w ogóle robię? No tak, zapomniałabym. "Szukam lepszego świata". Kiedyś tu mieszkałam, ale kiedy to było? Znam Polski bardzo dobrze, ponieważ tu się urodziłam.
Od Londynu można się uzależnić. Kultura, ulice, ludzie... Ale co z tego, jeśli wszystko jest takie monotonne? Cały czas pada deszcz. Każdy się śpieszy, chodzi przytłoczony.
To nie mój styl życia. Ja lubię czuć wolność, podejmować wyzwanie.
Nikogo tu nie znam. Rzeszów jest taki duży. Po znajomości rodzice załatwili mi jakieś obskurne mieszkanie. A raczej norę...
Gdy załatwiłam wszelkie formalności dotyczące mieszkanie, rzuciłam się na łóżko. Nigdy nie myślę, co będzie jutro. Zawsze cieszę się chwilą.
Ściany były takie nijakie, szare. Wszystko było urządzone skromnie. Znów ta cholerna monotonia. Postanawiam przemalować śniany.
Wychodzę przed blok. Zrobiło się ciepło. Początek lipca, to chyba tu normalne. Nawet nie wiem, gdzie można kupić te farby. Na ulicy zaczepiam przypadkową osobę i pytam, gdzie mogę kupić farby. Kobieta po chwili tłumaczy mi drogę, po czym kieruję się tam.
Wybieram farbę, pędzle i wracam do swojego świata. Po kilku godzinach męczarni moje ściany są czerwone. Meble poprzestawiane, wreszcie coś się zadziało.
Podzwoniłam trochę w poszukiwaniu pracy. Dopóki nie znajdę czegoś po studiach, muszę się załapać na jakąś dorywczą pracę.
Jestem ambitna i żadna praca nie jest mi obca. Lubię podejmować wyzwania.... Ale mycie podłogi - czyli moja nowa praca - to już chyba przegięcie na całej linii.
Rano obudziły mnie promienie słońca. - Polska, jesteś tu. - myślisz sobie i przypominasz dzieciństwo. Uśmiechasz się, po czym niechętnie wstajesz i idziesz przyrządzić sobie coś na śniadanie.
Kalmary, krewetki, rak, ośmiorniczki, kawior.... O tym właśnie możesz zapomnieć, ponieważ w swojej małej lodówce znajdujesz tylko jakiś jogurt.
Idziesz do łazienki. Tam ostatecznie się ogarniasz, przebierasz : http://allani.pl/zestaw/948362-948362-kolekcja-wiosna-lato-2014
Dobrze, że w telefonie masz GPS, bo inaczej "zwiedzałabyś" to miasto jakieś kilka godzin.
Po 30 minutach, pieszo docierasz na halę, gdzie masz myć podłogi. Wiadome, że nigdy nie może być idealnie. Kiedy wszystko jest na dobrej drodze, zaczyna się pieprzyć.
Nie wiesz gdzie jest wejście do hali. Serio, Polska to skomplikowany kraj.
- Boże, jak trudno być mną... - głośno wzdycham. - Shit.
- A masz pan paszport Polsatu? - słyszę jakieś głosy. - Odwracam się za siebie i widzę dwóch mężczyzn.
- Panie, to z tej bydlęcej.... - słyszę głośny śmiech drugie mężczyzny.
Gdy widzę wysokiego bruneta, momentalnie przygryzam wargę. To nie był odruch zaplanowany.
Szczerze? Jeszcze nigdy nie byłam zakochana. Nigdy. Tak, mam 23 lata. Byłam w kilku związkach, które trwały nie więcej niż 3 miesiące. Ja po prostu potrzebuję wolności.
- A pani to coś zgubiła? - gdy brunet przechodzi, nagle się zatrzymuje.
- Ja? Nie. Ale pan chyba zgubił kulturę. - odgryzłam się, a mężczyzna, ktory szedł obok bruneta zaśmiał się.
- Z czego się Igła śmiejesz? - trącił go, a następnie przeszedł obojętnie.
Nie powiem, zaintrygował mnie ten koleś, ale stop! Myśl Malina trzeźwo... Nie czas na te cere giele i miłostki.
Odczekałam kilka minut po czym weszłam za nimi do środka. Tam pokierowano mnie do jakiejś kobiety, która miała mi pokazać co i jak.
Dała mi mop, rękawiczki, detergenty i wysłała na siłownie, abym tam umyła podłogę.
- A mogłaś zostać, być na utrzymaniu rodziców, pogodzić się z Wojtulem.... ale ty wolisz myć podłogi, idiotka. - mruknęłam sama do siebie pod nosem.
- Ej czekajcie, bo zostawiłem koszulkę na siłowni. - słyszę głos mężczyzny, po czym drzwi się otwierają. Momentalnie odwracam się i stoję jak wmurowana w podłogę.
- To znów pani. - słyszę śmiech mężczyzny.
- Tak, jestem płatnym mordercą i zlecili mi zabójstwo, pana. - mówię ironicznie i odwracam się.
- No... pół Polski by za mną płakało. - mówi pewny siebie.
- A raczej ta męska część. - dodaję z uśmiechem, który wkurza niejednego.
Mężczyzna udaje, że nie usłyszał, zabiera koszulkę i wychodzi bez słowa.
- Co ja robię. - kręcę głową,kiedy on wychodzi. - Zawsze musisz wszystko spieprzyć...
Gdy umyłam podłogę na siłowni, przyszedł czas na halę. W połowie pracy nagle ktoś wszedł na halę. Wkurzyłam się, bo pozostawiał ślady...
- Nie umie pan uszanować cudzej pracy? Nie? To proszę. - wręczyłam jakiemuś mężczyźnie mopa, kiedy się zbliżył.
- Słucham? - ledwo wymówił po Polsku.
- Przecież mówię, kim pan jest, że wchodzi sobie tutaj jak do siebie? - unoszę brew, a mężczyzna zaczyna się uśmiechać.
Nagle ktoś wchodzi na halę. To ta babka od mopów itd.
- Co panienka robi? - pyta oburzona odbierając mężczyźnie mop. - Bardzo pana przepraszam, ale jest tu nowa. - mówi po angielsku.
- Ale ja jej chciałem pomóc. - uśmiecha się i puszcza mi oczko.
- Ona sobie poradzi. - oddaje mi mop i wychodzi.
Bez słowa zabieram się za swoją pracę. Nie powiem, jest mi trochę głupio...
- Ja na prawdę mogę ci pomóc. - słyszę za sobą.
- Nie ma takiej potrzeby. Jedynie pan tu przeszkadza... - tak, zawsze byłam szczera.
- Dzięki. - mówi po Polsku ze śmiechem. - To do zobaczenia. - żegna się.
- Oby nie. - mówię poważnie, po czym widząc jego minę, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. On to zauważa i kręci głową. Wychodzi. W pomieszczeniu zostaję tylko ja, mopy, płyny, brudna podłoga i zapach po perfumach tajemniczego mężczyzny.
 **********************************
Kto jest ze mną niech skomentuje ten post :)
Wróciłam z pewnym pomysłem ;)
Jeżeli będzie mało czytelników, to pewnie zakończę na dobre pisanie.
Jak na razie zaczyna się mało ciekawie :D Ale akcja się rozwinie.
Tęskniliście? :)))
Pozdrawiam ;*