- Mów mi Dejw, mów dejw, mów dejw. - śpiewam, a raczej wrzeszczę na cały blok.
Tak, mam dziś dobry humor. Mam nadzieję, że tak zostanie do końca dnia...
Nagle słyszę pukanie. Mój pierwszy gość?
- Tak? - w drzwiach widzę jakiegoś kuriera.
- Pani Malwina Kozłowska?
- Tak mi mów. - zaczynam się śmiać, a ten kurier patrzy na mnie jak na idiotkę.
- To tak czy nie? - czuję, że jest poddenerwowany.
- To zależy... Bo jak na przykład w tej paczce jest bomba, to, to ja żadnej Malwiny nie znam... - wypieram się.
- Proszę tu podpisać... - mówi i wręcza mi długopis.
- A to dla kogo? - wyglądam zza drzwi, gdzie widzę jeszcze kilka paczek.
- Też dla pani.
- Od kogo? - chcę zajrzeć w kartkę, ale on mi ją przysłania.
- Nadawca zażyczył sobie anonimowość. - powiedział kurier, po czym zniknął.
Zanim przytaskałam to wszystko do środka minęło mi kilka minut życia.
- Co my tu mamy.. - próbowałam rozpracować pierwszą paczkę. - Ubrania? Ten idiota na prawdę nie może zrozumieć, że to
koniec? - głośno westchnęłam. - Ehh, na samą myśl o nim robi mi się nie dobrze. - zaczęłam kasłać. - Najchętniej zdeptałabym
go jak glizdę. - skrzywiłam się.
To wszystko przysłał mój były. Cholerny kłamca i zakłamany człowiek... Hmm chyba nigdy go nie kochałam. Nie wiem, czemu z
nim byłam...
Tak, mówię do siebie. Gdyby nie to, pewnie bym tu zgłupiała...
Wpadłam na pewien pomysł. Wzięłam wszystkie paczki na balkon i zaczęłam zrzucać wszystko na ulicę.
- Witaj Rzeszów! - zaczęłam krzyczeć i wywalać wszystko z okna. - Pierwsza gwiazdka w tym roku jest wcześniej. - zaczęłam
machać przechodniom. - A to co? - zaczęłam się śmiać, kiedy zobaczyłam jakąś różową sukienkę.
Na dnie jednej paczki był list. Nie chciałam wiedzieć co jest w środku, jedynie byłam ciekawa...Nie otworzyłam go. Położyłam
na szafce.
Dobrze, że wczoraj zrobiłam zakupy, bo inaczej umarłabym z głodu. Następnie poszłam się przebrać :
http://allani.pl/zestaw/945950-945950-kolekcja-wiosna-lato-2014
Po 30 minutach byłam już w swojej zajebistej pracy. Tym razem kazali mi myć korytarz. Nawet jeszcze nie zaczęłam myć tej
podłogi, bo zaciekawiła mnie rozmowa, która dobiegała z jakiegoś pomieszczenia.
- No mówię ci, idę sobie, a tu nagle spada na mnie stos ubrań. Damskich w dodatku. - mówi jeden.
- Uuu stary, dziewczyna cię rzuciła? - śmieje się drugi.
- A gdzie tam, to jakaś wariatka z bloku zaczęła wywalać ubrania przez okno. No kretynka.
- Ciesz się, że telewizora nie wyrzucała. - odzywa się trzeci, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Nagle ktoś wyszedł z pomieszczenia.
- O księżniczka znowu tu? W tych bucikach to panienka daleko nie zajedzie. - śmieje się brunet, który jest zarazem tak
prostacko denerwujący, a z drugiej strony, tak pociągający.
- Słuchaj idioto... - zaczynam i kieruję się w jego stronę, ale w połowie drogi witam się z podłogą...
- Ałććć... - syczę, a brunet podbiega do mnie i kuca obok mnie.
- Uważaj trochę na siebie. - mówi zdenerwowany.
- Nie mów mi co mam robić. - mówię pod nosem.
- Chodź, zaniosę cię do naszego fizjoterapeuty.
- Poradzę sobie. - mówię i próbuję wstać, ale gdyby nie to, że on mnie złapał, podłoga by mnie bardzo polubiła...
- Czemu jesteś taka uparta? - nadal trzyma mnie w swoich objęciach.
- Czemu cię tak obchodzę? - i tu trafiłam w sedno. Zapanowała cisza.
- Nie chcę cię mieć potem na sumieniu.. - bierze mnie na ręce i mimowolnie zanosi do tego ich lekarzyny.
Okazało się, że skręciłam sobie kostkę. A ten idiota nie chciał się odczepić...
- Zawiozę cię do domu...
- Nie potrzebuję pana łaski. - odpowiadam ledwo chodząc o tych kulach.
- Posłuchaj, nie dyskutuj bo jeszcze powinnaś mi dziękować, że jestem taki wspaniałomyślny...
- Oooo.... niedoczekanie. - powiedziałam wychodząc z budynku.
Wyjść z budynku to nie problem... Gorzej "zejść" z budynku... No właśnie, schody. I tu była moja "kostka" achillesowa...
-Może pomóc? - najpierw czuję woń perfum, a potem docierają do mnie słowa "mężczyzny od mopa".
-Poradzę sobie... - mówię nawet na niego nie patrząc.
- Uparciuch. - mówi ze śmiechem po angielsku.
Zszedł ze schodów i zaczął mi się przyglądać.
- Czemu się tak patrzysz? - unoszę brew.
- Jestem ciekawy czy skończy się to tylko złamaniem ręki, czy skręceniem drugiej nogi. - mówi z uśmiechem na twarzy.
- Śmieszy cię to?
- Skądże. - wypiera się.
- Wygrałeś. - mówię.
- Co? Nie usłyszałem. - uśmiecha się.
- Wygrałeś. - wrzeszczę na cały Rzeszów.
Po chwili tajemniczy mężczyzna znosi mnie ze schodów.
- A tak w ogóle to Paul jestem. - mówi po Polsku.
- Malwina. Ale wszyscy mówią na mnie Malina. - mówię beznamiętnie. - Patrz jaka fura.. - podbiegam do czarnego BMWU. -
Pewnie jakiegoś siatkarzyny. - mówię z irytacją w głosie.
- Nie lubisz siatkarzy? - uśmiecha się.
- Podobno to zadumani w sobie kretyni, sama nie wiem co robię wśród nich, bo to podobno sala siatkarska. Ale jak na razie
trzymają się ode mnie z daleka...
- A skąd ta opinia o nich?
- Po prostu. To moje zdanie i tyle w temacie. - westchnęłam. - Odwieziesz mnie? - pytam i robię smutną minę.
- Yyyy przyjechałem taksówką. Czekaj... - powiedział i widząc bruneta, który wychodzi z hali, podbiega do niego. - Zibi cię
odwiezie. - wraca razem z brunetem.
- Chodź. - mówi a ja patrzę na niego jak na kretyna.
- Jak mam debilu iść? - unoszę brew.
- A no w sumie.. - kiwa głową i bierze mnie na ręce.
Pomaga mi wsiąść do samochodu.. Ja na prawdę: NIGDY NIE WSIADŁABYM Z TYM KRETYNEM, ale sytuacja mnie do tego
zmusiła...
- Jesteś siatkarzem, prawda? - pytam podgłaszając muzykę, która leci w radiu.
- Skąd wiesz? - ścisza radio.
- Łatwo was poznać. Wystarczy spojrzeć na ciebie.
- Jak to? - śmieje się. - No fakt wysoki jestem, przystojny, skromny.
- Normalnie. Cham, prostak, a twoja męskość pewnie już dawno umarła. - wzruszam ramionami.
- Odważna jesteś. - widać, że go to dotknęło.
- A ty bierzesz wszystko do siebie. - mówię z satysfakcją w głosie.
- Nie, nie obchodzi mnie zdanie osób, którzy są dla mnie nikim. - uśmiecha się arogancko.
Milczę. Dotknęło cię to. Ty lubisz pomiatać ludźmi, on też. A nawet on robi to lepiej od ciebie.
Dlaczego czasami tak trudno jest rozmawiać? Zamiast prośby o wyjaśnienia serwujemy chłodne spojrzenia. Zamiast żartu
milczenie. Potrzebujemy rozmowy jak dobrego jedzenia, a dobrowolnie wybieramy emocjonalna anoreksję. W środku wszystko
krzyczy: mów do mnie! obejmij mnie! kochaj mnie! a jedyne co wychodzi z naszych ust, to słowa nie mające żadnego
znaczenia.
- Dzięki. - mówię i wysiadam z samochodu.
- Zaraz... - mówi i wysiada za mną.
- Ty tu mieszkasz? - rozgląda się.
- Tak? - odpowiadam, pytam a raczej stwierdzam.
- No to chyba masz fajnych sąsiadów. Jakaś debilka zrzuciła na mnie ubrania... - mówi wkurzony na maksa, a ja wybucham
śmiechem.
- I co, znalazłeś sobie coś dla siebie? - poruszam charakterystycznie brwiami i powoli kieruję się do środka. Ten tylko mówi coś
pod nosem, a następnie znika.
Po kilku minutach wtargałam się na górę. Nie było to łatwe, ale się udało. Od razu walnęłam się na łóżko.
Nigdy nie czułam czegoś takiego...
- To chyba nie przez tego imbecyla? Ajj... Malwa... Opamiętaj się.. - stuknęłam się w głowę.
Nie możesz się nim jarać. Upokorzył cię, ogólnie się nie lubicie. To bez sensu.
Po kilku dniach odpoczynku, bo oczywiście praca z tą nogą nie miałaby sensu, powracam nowo narodzona. Rzeszów jest pełen
przystojnych mężczyzn, na pewno sobie kogoś znajdę. ALE NIE JEGO.
Jestem pieprzoną uczuciową masochistką, lubię sobie dopierdalać uczuciowo.
Gdy czuję się naprawdę źle, włączam mega dołującą piosenkę, która sprawia, że boli jeszcze bardziej.
Wchodzę na halę, ale gdy słyszę jakieś głosy szybko zawracam i staję za ścianą, aby mnie nie widzieli.
- Stary to widać, że ta od podłóg ci się podoba.
- Pojebało? Ta księżniczka? Nic dla mnie nie znaczy. Dziwię się, że taką osobę w ogóle przyjęli. Egoistka bez mózgu. - dobiega
cię wyraźny głos bruneta, który jak już wiesz, ma na imię Zibi.
Stoisz jak wryta. Pierwszy raz czujesz się bezsilna. Zawsze byłaś pewna siebie. A teraz? Łzy spływają z twoich oczu.
Czemu tak przejmujesz się jego opinią? Ogólnie masz wszystkich w dupie, ale nie jego...
W tym momencie go znienawidziłaś...
Bo najgorsze nie wiedzieć czego się chce. Gubisz się w swoich uczuciach, błądzisz bez sensu.
Zsuwasz się na podłogę. Siadasz obok ściany. Lekko uśmiechasz się pod nosem. Ktoś ci się w końcu postawił. Nie umiesz
opanować emocji. Sama nie wiesz czemu tak zareagowałaś. Łzy spływają niemiłosiernie po twoich policzkach.
- Co, paznokieć się złamał? - widzę bruneta, który podaje mi rękę.
- Tak. - pociągam nosem, a następnie bez jego pomocy wstaję.
- Za co ci tu płacą? Za siedzenie? - nie daje za wygraną. Jego życiowy cel, to chyba: Wkurwić, dobić i jeszcze raz wkurwić...
- Pewnie tak, nie wiem, idź poskarż się. Wiesz od początku wyglądałeś mi na dzieciaka. - mówię z satysfakcją.
- Oj maleńka.. - kiwa z uśmiechem głową.
- Cześć. - dobiega mnie głos z tyłu.
Odwracam się i widzę Paula. To chyba jedyna normalna osoba. Dla mnie najważniejsze jest to, że nie jest siatkarzem. Nawet
nie wygląda. Jest miły, zabawny. Ale nie dla mnie.
- O cześć. - podchodzę do niego i na oczach Bartmana daję mu buziaka w policzek na przywitanie.
Chyba nie ogarnął sytuacji. Był zdziwiony. Następnie się uśmiechnął.
Najpierw robię, potem myślę. Nigdy odwrotnie.
- Coś jeszcze chcesz? Bo jak widzisz, zajęta jestem. - mrugnęłam oczami do Bartmana.
- Oczywiście, że nie. Nie przeszkadzam księżniczce. - powiedział z ironią i sobie poszedł.
Po tym, odwróciłam się i zaczęłam wykonywać swoją pracę.
- Ekh. Nie zapomniałaś o kimś? - usłyszałam za sobą.
- Zajęta jestem. - pociągnęłam nosem.
- Ehh.. - zamruczał pod nosem i usłyszałam jak zaczął się oddalać.
- O 19.00 w kawiarni obok hali? - powiedziałam, a on na te słowa odwrócił się i pokiwał z uśmiechem twierdząco głową.
- Hmm.. w sumie niezły jest.. - powiedziałam ze śmiechem sama do siebie.
Praca się nie kończyła. Cały czas musiałam coś sprzątać. Na koniec nie miałam siły. Usiadłam na krześle i zamknęłam oczy.
Obudziły mnie jakieś głosy nade mną.
- No mówię ci, że to ta nowa.
- Ta co Zibi tak na nią?
- No raczej. Nie wiem co on od niej chce.
Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam kilka dużych postaci.
- Czego się gapicie? - uniosłam brew.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Poznałam go, to mój... Tylko co on robi w rękach tych ludzi?
- Oddaj. - wstałam i chciałam mu wyrwać mój telefon z ich rąk, ale jeden podniósł rękę tak wysoko, że nie mogłam dosięgnąć.
- Może jakieś magiczne słowo? - zaśmiał się trochę niższy od reszty.
- Oddaj to kretynie. - podskoczyłam, ale straciłam równowagę i wylądowałam na tym najwyższym.
Wyrwałam mu z ręki telefon i odebrałam.
- Zadzwońcie później. - powiedziałam, kiedy usłyszałam głos mamy, a w tle ojca. - Co robię? Walczę z chamstwem i
prostactwem. - mówię, a wysocy mężczyźni zaczęli się śmiać. Potem rozłączam się.
Wstaję i otrzepuję się z podłogi.
- Która godzina? - pytam.
- 20.00
- Jaja sobie robisz? - zaczynam się śmiać i zerkam na swój telefon.
Dopiero dociera do mnie, że jest tak późno. Wystawiłaś Paula, brawo idiotko.
Wracam do domu. Pustego, jak zwykle. W sumie to chyba lepiej. Nie muszę słuchać zrzędzenia, kazań. Dzwoni mój telefon. To
znowu moi rodzice.
- No cześć mamuś.
- I jak tam w pracy?
- Jest ok. - głęboko wzdycham.
- A przyszły mąż jest?
No tak, tego jeszcze nie wiecie. Moi rodzice nie mogą przeżyć tego, że mam już 22 lata, a jeszcze nie wyszłam za mąż Oni nie
mogą zrozumieć, że nic na siłę...
- No coś tam.., na razie to nic pewnego. - nie okłamujesz ich, ale też do końca nie mówisz prawdy. Nienawidzisz kłamstwa i
tym się kierujesz.
- To dobrze kochanie, jak jutro do ciebie przylecimy, to nam go przedstawisz.
- Ale mamo...
- Muszę kończyć. Paaa kochanie. - i w tym momencie nastąpiło rozłączenie.
Fajnie... Do jutra to ja raczej nie znajdę swojego ukochanego...
- Jaki frajer chciałby udawać mojego chłopaka? Żaden. - mówię pod nosem.
Dzień później:
- Wystawiłaś mnie. - słyszę za sobą.
- Nie prawda. Chciałam przyjść, ale zasnęłam. Ale w ramach rekompensaty zapraszam cię na kolację do siebie. - uśmiecham się do niego.
- Nie... Dziś nie. - mówi podłamany.
I weź tu zrozum facetów.
Nagle dzwoni moja koleżanka z Londynu, która też kiedyś mieszkała w Polsce.
- Aśka, gdzie ja tu znajdę debila, który będzie udawał mojego chłopaka? - mówię głośno wzdychając.
- No nie wiem.. - śmieje się w telefonie.
- Może ja się nadam? - słyszę głos Bartmana.
Odwracam się w jego stronę i przygryzam wargę.
*************************
Drugi rozdział :))
Podoba się? Jeśli doceniacie moją pracę, komentujcie :)
Pozdrawiam ;*
świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńdużo śmiechu jest :D
Ciekawe kogo Malwina zgodzi się, żeby Zibi udawał jej chłopaka?
Szkoda mi się zrobiła Paula :( Czekał na nią a ona zasnęła.
Mam nadzieję że Lotman i Malwina będą dobrymi przyjaciółmi :D
czekam na kolejny
Hehe dziękuję ;*
UsuńOoo...zapowiada się ciekawie xD
OdpowiedzUsuńCiekawe czy relacje z Paulem się ułożą i czy Malwina zgodzi się na propozycję Zibiego...
Jak zawsze genialny rozdział...brakowało mi tego...
Czekam na kolejny :-*
:))
UsuńPozdrawiam ;*
next please :)))
OdpowiedzUsuńniebawem ;)
Usuń