2015/07/11

Rozdział 20

Gdy przyszłam na umówione spotkanie, Andrzej już na mnie czekał. Kiedy mnie zobaczył, nerwowo wstał.
- Andrzej co się dzieje, wystraszyłeś mnie. – zaczęłam.
- Siadaj. – przytulił mnie na powitanie. – Tylko Ty chyba możesz pomóc.
- Chodzi o Karola? – spytałam, a on nerwowo pokiwał głową. – Andrzej wiesz, że ja teraz powinnam zająć się swoim związkiem, dzieckiem… Ale mów.
- Karol pije..
- No powiem Ci, że nie da się nie zauważyć, wczoraj się kompletnie zalał.. – zaczęłam, ale on skarcił mnie wzrokiem.
- To nie było jednorazowe. Karolowi zdarza się, że przychodzi podpity na trening. Ja z nim rozmawiałem. On pije sam.. Nie okolicznościowo. Wiesz jak to się może skończyć? Mogą go wyrzucić z drużyny. Malwina, on sobie życie zrujnuje. Z resztą już prawie zrujnował.
- Andrzej, ale czego ty ode mnie oczekujesz? To przykre, ale jak mam mu pomóc? – byłam w szoku. Karol? Co on odpierdala.
- Porozmawiaj z nim, może Ciebie posłucha.
- Andrzej, ale to nie przeze mnie, prawda? – przełknęłam ślinę.
- Nie wiem, Malwina, nie wiem. Proszę spróbuj mu pomóc.
Cały czas myślałam o jednym. Co na to Zibi? Nie chciałam znowu go drażnić. Nie dziwie mu się, że cały czas jest na mnie zły, bo od wczoraj tylko Karol i Karol.
- Malwina?
- Zamknij się do cholerny, muszę pomyśleć. – syknęłam. – Dobra, ale najpierw muszę pogadać z Zibim.
- Nikt nie może się dowiedzieć. – pokręcił głową.
- Spokojnie, powiem mu tylko, że ma problemy.
Coś czuję, że znowu będzie nieprzyjemnie.
Pożegnałam się z Andrzejem. Widziałam jak bardzo martwi się o swojego przyjaciela. Nigdy jeszcze nie widziałam go tak przybitego, nigdy. Z Karolem znają się od małego. W sumie ja też nie mogłabym go zostawić z tym problemem.
Wróciłam do domu. Zibi przygotował coś do jedzenia. Nie miałam apetytu. Ta cała sprawa z Karolem nie dawała mi spokoju.
- Nie smakuje Ci? Może zrobię coś innego do jedzenia? – spytał zatroskany.
- Jest bardzo dobre. Ale muszę ci coś powiedzieć.
- Tak księżniczko? – przysunął się z krzesłem.
- Wiem, że ostatnio mamy ciągle sprzeczki, praktycznie przeze mnie. I pewnie ci się to nie spodoba…
- Kochanie, do rzeczy. – uśmiechnął się.
- Nie nakrzyczysz na mnie? – skrzywiłam się.
- Nie. – roześmiał się.
- Muszę się spotkać z Karolem. On ma problem i to poważny.
Zapanowała cisza. Wiedziałam, że Zbyszek nie będzie z tego powodu zadowolony.
- To o której mam Cię do niego zawieźć? – uśmiechnął się.
- Jesteś najukochańszym lamuskiem, moim cudownym. – niemal rzuciłam się na niego.
Po kilku minutach byliśmy już gotowi do wyjścia. Napisałam jeszcze do Andrzeja, żeby podał mi adres. Od razu skierowaliśmy się pod ten adres.
Nie miałam żadnego planu, nagle w głowie miałam pustkę. Bo po kiego mam dawać komuś rady, czy coś? Po prostu muszę mu to wybić z głowy. Nie pukałam, weszłam jak do siebie.
Już w korytarzu panował bałagan. Przechodząc dalej nie było lepiej. Zobaczyłam jak leży na kanapie. Na stoliku stoi pełno butelek. Gdy mnie zobaczył momentalnie się zerwał, ale z powrotem usiadł. Był w takim stanie.
- I u ciebie niby wszystko dobrze, tak? – powiedziałam wściekła. Nawet nie wiecie jak się teraz czułam. Nie życzę tego nikomu.
- Co tu robisz? – wybełkotał.
- Gówno. – powiedziałam i wzięłam wszystkie butelki z alkoholem. Wszystko wylałam do zlewu.
- Przepraszam, że musisz na to patrzeć.
- Tylko tyle masz do powiedzenia? I co, pomogło? Pytam, pomogło? – niemal zaczęłam krzyczeć.
Nagle poczułam, że strasznie boli mnie brzuch. Na chwilę usiadłam. Karol nawet wysilił się i podał mi szklankę wody.
 - Jezu Malwa, ja przepraszam. Nie denerwuj się, proszę. – złapał mnie za rękę.
Zaczęłam płakać. To chyba z bezradności. Karol złapał się za głowę. Po prostu byłam już tak wściekła.
- Nie płacz, proszę. Obiecuję, że wezmę się w garść. – próbował mnie uspokoić.
- I mam ci tak po prostu uwierzyć? Jeżeli dowiem się, że choć raz się coś takiego powtórzyło, to obiecuję Ci, że następnym razem rozbiję ci butelkę o twoją głowę.
- Wiele dla mnie znaczy, że tutaj jesteś. – wtulił się we mnie.
- Karol… Muszę iść. Dziś wyjeżdżam.
- Ja jutro. – przytakuje. – Dziękuję. Gdybyś nie ty, zmarnowałbym sobie życie. Kurwa, jestem idiotą..
- Prawda. To pamiętaj, że mi obiecałeś. – wstałam. – Trzymaj się. – kiwnęłam głową.
Gdy stamtąd wyszłam, trochę ochłonęłam. Myślałam, że Zibi pojechał, ale myliłam się.
- I co z nim?
- Mam nadzieję, że zrozumiał. – mruknęłam i wsiadłam do auta.
Jechaliśmy w ciszy. Cały czas myślałam o Karolu, znaczy o jego problemie. Obiecanki.. Nie wierzyłam mu. Ludzie tak szybko nie wychodzą z takiego gówna jakim jest alkohol.
- Kiedy powiemy o naszym dziecku naszym rodzinom? Bo wiesz, chyba wypada.. – zaczął niepewnie.
- Moja rodzina ma mnie gdzieś, Twoja mnie nie lubi.. – wzruszyłam ramionami.
- Kotek, ale musimy. – zatrzymał się gdzieś na poboczu.
- Dobra, jeszcze przed tymi pieprzonymi Karaibami to załatwimy. – uśmiechnęłam się.
Gdy wróciliśmy do domu, zastaliśmy Martę. Siedziała na kanapie, płakała. Zibi od razu zaczął pytać co się stało. Nic nie chciała powiedzieć. Spojrzałam na Zibiego. Zrozumiał, że ma sobie iść.
- Martuś, mi możesz powiedzieć. – przytuliłam ją.
- Bo ja się zakochałam. – ocierała łzy.
- W Alku?
- Nie… Wczoraj go poznałam. Ale nie mam do niego nawet telefonu, nic.
- A wiesz jak ma na imię? – uśmiechnęłam się.
- Karol…
Gdy usłyszałam to imię oniemiałam…
- A pamiętasz jak wyglądał? – nie dawałam po sobie nic poznać.
- Był wysoki, bardzo. Prawie cały czas siedział przy barze. Rozmawialiśmy trochę. Brunet, miał takie ładne oczy. Ale mówił o jakiejś dziewczynie, że ona dla niego wiele znaczy. Malwina, ja czuję, że to moja miłość. Pomóż…
Teraz jestem pewna. Mówi o Karolu Kłosie. Mam jej powiedzieć, że go znam? Mam mętlik w głowie.
- Wiesz, ja chyba wiem o kim mówisz. – lekko się uśmiechnęłam. – On mieszka w Polsce, w Bełchatowie.
- To nic, dla niego przeprowadzę się tam. Powiedz, gdzie on mieszka. – niemal mnie błagała.
Powiedziałam, że Karol jutro będzie w Polsce. Marta postanowiła jechać dziś z nami do Polski.
Opowiedziałam o tym Zbyszkowi, nie był zachwycony. Wiedział, że nie ma nic do gadania. Musiał zaakceptować jej decyzję. Około 20.00 byliśmy już na lotnisku.
- Jeżeli to będzie dziewczynka, to jak ją nazwiemy? – zaczął masować mój brzuszek.
- Nie mam pojęcia. – roześmiałam się.
- To już niedługo, jeszcze 4 miesiące. – skarcił mnie wzrokiem.
- Wiem Zbysiu. Na jutro mam umówioną wizytę.
- Coś Cię boli? – spytał wystraszony.
- Wizyta kontrolna. – uspokoiłam go.
Na chwilę zamknęłam oczy. Jak potem okazało się, że nie tak na chwilę, bo na 4 godziny.  Obudził mnie Zbyszek.
- Kochanie, zaraz lądujemy. – dał mi całusa.
We trójkę udaliśmy się do Rzeszowa. Po kilku godzinach drogi byłam już padnięta. Z resztą jak my wszyscy.
Marta cały czas mówiła o Karolu. Nie powiem, wkurzało mnie to, bo kiedyś z Karolem mnie coś łączyło.
- Chłopak jak chłopak. – wzruszyłam ramionami.
- Nie.. Malwina, bardzo chciałabym z nim być. W ogóle, co on opowiadał o tej dziewczynie, no głupia jakaś, zostawić takiego misia. – rozmarzyła się, a ja wywróciłam oczami.
Około 12.00 zebraliśmy się do lekarza, bo Zibi uparł się, że musi ze mną jechać. Zrobili mi podstawowe badania.
- O proszę, będziecie mieć państwo córeczkę. – powiedział lekarz, a Zibi mało co nie rozniósł z radości tego gabinetu.
- Zawsze chciałem mieć córkę. – przytulił mnie.
- I to na dodatek zdrową, bardzo dobrze się rozwija. Musi pani tylko lepiej o siebie dbać. – zalecił.
W drodze powrotnej Zibi jeszcze bardziej się nakręcił. Zaczął już nawet wybierać imię, baa nawet poleciał trochę w przyszłość.
- Myślisz, że pójdzie w ślady tatusia? Siatkarka?
- Możliwe. – uśmiechnęłam się.
- Nie cieszysz się? A.. pewnie znowu o nim myślisz. – westchnął.
- Co? O kim? – powiedziałam zdezorientowana.
- Nie ważne, tak się cieszę. – złapał mnie za rękę.
Ma rację, nie umiem się nawet już cieszyć z mojego szczęścia, jakie teraz mam. Niedługo jedziemy na te całe Karaiby, może tam chodź trochę odpocznę od tego wszystkiego.
- Malwa, pojedziesz jutro ze mną do Bełchatowa? Muszę go zobaczyć! – nie zdążyliśmy dobrze wejść do domu, Marta już o nim mi przypomniała..
- Jutro gramy mecz z Bełchatowem u nas. Znaczy ja nie, bo kontuzja, ale pewnie będzie, więc nie będziesz musiała jeździć. – powiedział Zibi, a ja osłupiałam.
- Malwa, pójdziemy? – prosiła Marta.
- W sumie, dawno się nie widziałam z chłopakami. – lekko się uśmiechnęłam.

Nagle rozległo się pukanie.
*************************
I kolejny rozdział ! :)
Bardzo się cieszę, że wyświetleń jest coraz więcej:)
Bardzo dziękuję, zachęcam do komentowania :)

2015/07/09

Rozdział 19

Nie tylko mnie zatkało, ale jego też. Zapanowała cisza. Nagle wpadła Marta.
- Już jestem gotowa. – przywitała się ze swoim partnerem. – Aleks to jest.. – zaczęła Marta, ale Atanasijević jej przerwał.
- My się znamy. – powiedział z uśmiechem. – Pięknie wyglądasz, z resztą wy obie. – przytulił nas na powitanie.
W tym samym momencie wszedł Bartman. Nie był zadowolony, gdy zobaczył partnera na imprezę jego siostry. Nigdy nie lubił Aleksa. W końcu grali w dwóch przeciwnych drużynach.
Młody Serb zaczął opowiadać o sobie, Konstantinie, przypominał, jak się poznaliśmy. Bardzo go lubiłam, on był taką moją bratnią duszą.
- A Ty i Zbyszek.. – spytał niepewnie, kiedy Bartman poszedł do łazienki.
- Tak, jesteśmy razem. – powiedziałam z uśmiechem. – A nawet niedługo we trójkę. – zaśmiałam się.
- Jesteś w ciąży? – na twarzy Aleksa zarysował się wielki banan. – Ale jak? – nie mógł w to uwierzyć.
- Normalnie, mam Ci to rozrysować? – zaczęłam się śmiać.
- A z Karolem masz jakiś kontakt? On wie?
- Nie, w sumie pewnie go to nie obchodzi. Wiesz, każdy żyje własnym życiem i tak jest dobrze. – mruknęłam. – Jak się poznaliście z Alkiem? – spojrzałam ze śmiechem na Martę, która siedziała w ciszy, jedynie się uśmiechając, chyba była zazdrosna…
- No Alek, pochwal się. – roześmiała się siostra Bartmana, a w tym samym czasie wrócił Zbyszek. Zmierzył Alka wzrokiem i usiadł obok mnie.
- Mała stłuczka. – podrapał się po głowie.
- Mała? To Ty jej skasowałeś cały tył? – roześmiał się Zibi.
- Powiedzmy, że tak. – powiedział zakłopotany Serb.
Zaczęliśmy się zbierać na tą całą imprezę. Bałam się, że nikogo nie będę tam znała, ale dzięki obecności Alka trochę się uspokoiłam.
Impreza odbywała się w jakimś klubie. Było pełno ludzi. Nikogo znajomego. Zibi złapał mnie za rękę, żebym nie zaginęła w tej dziczy.
- Marco poznaj, to moja dziewczyna. – przedstawił mnie jakiemuś chłopakowi, a ten pocałował mnie w rękę.
- Malwina. – powiedziałam z uśmiechem.
Po chwili usiedliśmy przy stoliku. Zibi poszedł zamówić coś do picia, a ja z Alkiem i Martą zaczęliśmy się wkręcać.
- Może drinka? – przysiadł się Marco.
- Nie, dzięki. – odmówiłam.
- Jest impreza, trzeba się bawić. – objął mnie ramieniem.
- Nie chcę być nie miła, ale nie zrozumiałeś za pierwszym razem, kretynie? – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Luz, po co te nerwy? – widząc Zbyszka od razu się ode mnie odsunął.
Alek porwał Martę do tańca. Zibi musiał odebrać ważny telefon. Nagle przy barze zauważyłam znajomą sylwetkę. Nie mogłam w to uwierzyć, co on tu robił? Odwrócił się w moją stronę, tak jakby wyczuł, że spoglądam na niego. Patrzył na mnie z nienawiścią. Postanawiam iść do niego, nie mogę już patrzeć jak zalewa się alkoholem.
- Cześć. – siadam obok.
Początkowo nic nie mówi, jedynie patrzy z niedowierzaniem.
- Pijesz? – pyta unosząc kieliszek w górę.
-Nie, tobie chyba też starczy. – patrzę w dół.
- Twoje zdrowie, za wszystkie kobiety, które mają mnie gdzieś. – wznosi toast.
- Przestań. – łapię go za ramię. – Andrzej też jest we Włoszech?
- Tak, mówi i łapie mnie za rękę. – Malwa, ja ja…
Nie słucham go, wyciągam telefon i wykręcam numer do Andrzeja, po kilku sygnałach odbiera. Mówię mu co i jak, a po kilku minutach zjawia się na miejscu.
Oczywiście Zibi był mega zły. Nie odzywał się do mnie. Gdy Andrzej zabrał Karola, wyszłam na zewnątrz, gdzie na schodach siedział Bartman.
- Nie mogłam patrzeć, jak zalewa się alkoholem. – siadam obok niego.
- Kochasz go dalej? Może jednak to bez sensu? – patrzy z wyrzutami.
- Czemu tak mówisz? To boli.. – poczułam jak łza spływa mi po policzku.
- Przepraszam, ale jestem cholernie o Ciebie zazdrosny, nie umiem sobie z tym poradzić. I do tego wkurza mnie ten typ. – mówi bezradnie, a ja lekko się uśmiecham.
- Przecież wiesz głupku, że kocham Ciebie i to szalenie. I nawet jeśli w moim życiu pojawi się ktoś z przeszłości, to liczysz się tylko ty.. A kolegów może mieć każdy. Zazdrość niszczy.. – wtulam się w niego.
- Obiecujesz, że do końca będziesz już moja? – spogląda i głaszcze mnie po policzku.
- Nic nie obiecuję, ale będę się starała nie narobić żadnych głupot. – uśmiecham się.
- A ja postaram się zmienić…
- Nie głupku. – kręcę głową. – Pokochałam Cię takiego jakim jesteś, więc to bez sensu, po prostu bądź dobrym człowiekiem, dobrym ojcem.. – wyliczam.
- Mężem. – uśmiecha się.
- Też. – zaczynam się śmiać.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. – zaczyna.
- Nie lubię niespodzianek. – jęczę.
- Daj dokończyć lamusie. – śmieje się. – Jedziemy na miesiąc na Karaiby.
- Słucham? – zaczęłam się śmiać. Ten jedynie wywrócił oczami.
- No odpoczniemy od wszystkich, spędzimy trochę czasu sami. – uśmiechnął się.
- Wiem, ty chcesz mnie tam wywieźć i zostawić… Już masz mnie dość? – pokiwałam głową przerażona, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Pewnie, wakacje to tylko przykrywka. – zaczął się śmiać. – Chcę żeby niczego ci nie brakowało, tobie i naszemu maleństwu.
Pokiwałam głową. Zbyszek się zaangażował. Aż boję się pomyśleć co będzie przed porodem. Ale jestem pewna, że będzie cudownym ojcem.
Około trzeciej zebraliśmy się do domu. Jutro w południe powrót do domu. Zibi położył się już spać, a ja poszłam do kuchni napić się soku. Od Marty dostałam jedynie smsa że wróci późno. Alek to świetny chłopak, życzę im jak najlepiej. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. To Karol. Wahałam się czy odebrać, nie chcę żeby Zibi znowu się na mnie denerwował.
- Myślałem, że nie odbierzesz..
- Tylko tyle chcesz mi powiedzieć? – westchnęłam.
- Nie, to nie to, przepraszam Malwa.
- Daj spokój, byłeś pijany i prawdopodobnie teraz też jesteś, więc nawet rano nie będziesz tego pamiętał. – zaśmiałam się.
- Ale wybaczysz mi to jak cię potraktowałem?
- Tak, idź już spać. – chciałam odłożyć słuchawkę, ale usłyszałam ponownie jego głos.
- Ze Zbyszkiem to już poważnie tak?
- Kocham go najbardziej na świecie. – uśmiecham się pod nosem.
- Cieszę się, że ułożyło Ci się. – mówi i odkłada słuchawkę.
Po tej rozmowie kładę się obok Zbyszka, ten już śpi. Wtulam się w niego i momentalnie zasypiam.
Dziś obudziłam się około 4.00. Zaczęłam się pakować. Zibi jeszcze spał. Postanowiłam ostatni raz pożegnać ten piękny kraj i udać się do parku na spacer. W sumie o 5.00 godzinie nie wiele się działo. Dopiero wstawał dzień. Gdy usiadłam na swojej ulubionej ławce, zastanawiałam się, czy mi się to śni. Znowu Karol? Zobaczyłam jak zmierza w moją stronę. Najchętniej bym stamtąd uciekła..
- Nie myśl, że Cię śledzę.. – uśmiechnął się i przeszedł obok.
- Wcale tego sobie nie pomyślałam. – roześmiałam się. – W sumie nie musimy się unikać, chyba. – mruknęłam.
Spojrzał na mnie z uśmiechem i usiadł obok.
- Słyszałem, że będziesz miała dziecko.. Ty i Zibi. – spoglądał niepewnie.
- Tak. Trochę się cykam. – roześmiałam się.
- Daj spokój, będziesz cudowną mamą. – złapał mnie za rękę. – Przepraszam za wszystko.
- Nie czuję do Ciebie żadnej urazy. Po prostu coś nie wyszło. Ale pewnie już masz kogoś? – uśmiechnęłam się.
- Miałem. – mruknął. – Ale nie mówmy o tym. – Muszę iść, jakbyś miała jakiś problem, lub zwyczajnie chciała porozmawiać, to pisz, dzwoń. – przytulił mnie.
O nie.. nie teraz, żadnych wątpliwości. Nagle poczułam się dziwnie. Tak jak kiedyś. Coś nas łączyło, ale nie umiem tego nazwać..
Wróciłam do domu. Bartman już nie spał. Powitałam go buziakiem, ale zauważyłam, że coś jest nie tak.
- Mogę wiedzieć gdzie byłaś?
- W parku. Spotkałam tam Karola. – w związku chyba najważniejsza jest szczerość.
- Tak przypadkiem?
- Co to za przesłuchanie? Tak, przypadkiem. Nie umawiałam się z nikim. Wyszłam trochę na świeże powietrze. – powiedziałam wkurzona.
- Przepraszam.. – zaczął całować mnie po szyi.
- Nie przepraszaj, dla mnie robi się to chore. Cały czas mnie o coś podejrzewasz. – w tym momencie zrobiło mi się nie dobrze. Wybiegłam do łazienki, a Zibi za mną.
- To ja tak na ciebie działam, że jak na mnie patrzysz to chce ci się wymiotować? – skrzywił się.
- Tak, głupku. – przytuliłam go. – Musimy się przyzwyczajać, bo nasze maleństwo już rośnie.
Nagle zaczął dzwonić mój telefon.
- Tak?
- Malwina musimy się spotkać.-  usłyszałam poważny głos Andrzeja.
- Za godzinę w kawiarni? – zaproponowałam przestraszona. Kompletnie nie wiedziałam o co może chodzić. Może ten idiota Karol coś odwalił.
- Pasuje. Do zobaczyska. – pożegnał się.
Od razu powiedziałam Zibiemu o spotkaniu. O nic nie pytał, powiedział żebym na siebie uważała. Potem zaczęłam jeszcze mówić na niego Zbyś i jak zwykle nie fajnie się to dla mnie skończyło. Ten idiota wziął mnie na ręce. Wybiegł ze mną na dwór.
- Przeproś, albo Cię tam wrzucę. – stanął przed wielkim kontenerem.
- Mnie może miałbyś odwagę, ale nie nasze maleństwo. – zaczęłam się z niego śmiać.
- Wredny lamus. – zaczął się śmiać.

Aż podskoczyłam widząc, która jest godzina. Od razu zaczęłam się zbierać na spotkanie z Andrzejem.
****************************
Kochani, jeżeli czytacie, to komentujcie :)
Bardzo się cieszę, że czytacie ;))
Pozdrawiam :*

2015/07/08

Rozdział 18

Nie spałam pół nocy. Bałam się co będzie dalej. Zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam mówiąc Zbyszkowi całą prawdę.
- Już nie śpisz? – dobiegł mnie głos Zibiego.
- Nie, ale Ty śpij. – uśmiechnęłam się.
- Wiesz, śniłaś mi się Ty i nasze maleństwo. – zaśmiał się. – Tylko kurde, nie mogę skojarzyć, czy to był chłopiec czy dziewczynka.. – zaczął się zastanawiać.
- Co by to nie było i tak będzie naszym oczkiem w głowie, panie Bartman.. – zaśmiałam się.
- Wiesz, nie wiem jak odnajdę się w tej roli.. Boję się, że nie będę umiał zaopiekować się naszą kruszynką. – nagle posmutniał.
- Ty? Taki twardziel? Kochanie. – roześmiałam się. – Ja też nigdy nie myślałam, że zostanę mamą.. Znaczy teraz.. Bo kiedyś na pewno musiało to nastąpić.
- Ale patrz, tatusia to będzie miało najcudowniejszego! Przystojny, umięśniony, inteligentny..
- Ja bym z tą inteligencją nie przesadzała. – roześmiałam się, po czym dostałam poduszką w głowę.
Po jakiejś godzinie dopiero podnieśliśmy się z łóżka. Zibi musiał pozałatwiać ostatnie sprawy związane z naszym wyjazdem. Razem z Martą postanowiłyśmy iść na zakupy.
- Wiesz, mam w weekend imprezę. – powiedziała z wielkim uśmiechem. – Z resztą Ty też. – zaśmiała się.
- Że co? – jęknęłam.
- Bo wy też jesteście zaproszeni. – zatarła ręce.
- Daj spokój. Nigdzie się nie wybieram. – burknęłam.
- Kochanie! To twoje ostanie miesiące wolności, dokładnie… 5!
- I co zakładasz? – uśmiechnęłam się.
- No właśnie, teraz musisz mi pomóc coś kupić.. i sobie – uśmiechnęła się. – Malwina, z jakim ja przystojniakiem idę. – w tym momencie udała teatralnie, że mdleje.
- No proszę… A z jakim ja przystojniakiem idę. – roześmiałam się.
Zaczęłyśmy chodzić po sklepach i czegoś szukać. Marcie nic się nie podobało, kompletnie. W jednym ze sklepów był mężczyzna – Włoch, który za każdą cenę chciał nas poderwać.
- Ty, co on mówi? – spojrzałam na Martę, ponieważ nie umiałam Włoskiego.
- Mówi, że jesteś bardzo ładna i pyta się, czy umówisz się z nim. – zaśmiała się.
- Jak jest po Włosku spierdalaj? – zmrużyłam oczy, a ona zaczęła się śmiać. – Powiedz mu, że nie rozmawiam z obcymi.
Po tych słowach Włoch się zasmucił. Nagle zaczął dzwonić mój telefon.
- Tęsknię. – usłyszałam głos Zibiego w telefonie.
- Bardzo, bardzo? – zaśmiałam się.
- Cholernie. – roześmiał się. – I co wybrałyście sobie jakieś kreacje na weekend?
- A dlaczego mi nie powiedziałeś, że zostajemy aż do weekendu?
- Chcesz się o to kłócić? – jęknął.
- Nie, po prostu niedługo będziemy mieli dziecko… Musisz się przyzwyczaić, że ja też mam prawo decydować o naszych wspólnych sprawach, Zbysiu. – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Przepraszam… - usłyszałam jego skruszony głos.
- Porozmawiamy jak wrócę, kocham cię idioto. – uśmiechnęłam się pod nosem i rozłączyłam się.
Nie minęły 3 sekundy, a telefon znowu zaczął dzwonić.
- Co jest?- spytałam, kiedy ponownie dzwonił Zbyś.
- Zapomniałem o najważniejszym.
-Hm?
- Kocham Cię, mocno, bardzo i mam cholerne szczęście, że cię mam głuptasie. – po tych słowach uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wiem, wiem, ja Ciebie też. – udałam znudzoną, po czym się zaśmiałam.
Widziałam jak Marta bajeruje z tym Włochem. Gdy zobaczyła, że idę w ich stronę, speszyła się, a ja zaczęłam się głośno śmiać.
- I co, upatrzyłaś coś sobie? Czy na razie tylko męża? – dałam jej sójkę w bok.
Spojrzała na mnie wzrokiem mordercy, po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę jednej z sukienek.
http://www.kartes-moda.pl/skorzana-sukienka-z-gorsetem-km128
- No, jeśli ci się podoba, chociaż myślę, że zbyt odważna… - skomentowałam.
- Ale to dla ciebie…
- Nie ma mowy, Marta. – roześmiałam się. – Ja chcę jakąś prosta, stonowaną…
Nagle odezwał się ten Włoch.
- Mówi, żebyś przymierzyła. – kiwnęła głową siostra Zbyszka.
Ostatecznie dałam się przekonać. Gdy ubrałam się w tą sukienkę wyszłam aby zaprezentować jak wyglądam.
- Wow, perfecto! – krzyknął uśmiechnięty Włoch.
- Bierzemy ! – zaśmiała się Marta.
- Dajcie spokój, jako przyszłej mamie nie pasuje mi takie coś.. – spojrzałam w lustro.
- Bo? Bosko wyglądasz, nie kłuć się, bierzemy.
Po wielu namowach, w końcu się zgodziłam, Marta wybrała tą kreację : https://www.google.pl/search?q=sukienki&biw=1366&bih=667&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=9qubVdeYHeXXywOMyLLACg&ved=0CEgQsAQ#imgrc=lo8QySUUR4Ll0M%3A
Gdy wróciliśmy do domu, tam czekał już na nas Zibi z obiadem.
- Witam piękne panie, zapraszam do stołu. – pocałował mnie w usta, a następnie podwinął moją bluzkę i pocałował w brzuszek. – Jak się masz kruszynko? Nie dawaj mamie za dużo popalić. – zaśmiał się.
- Zibi nie poznaję Cię. – zaśmiała się Marta.
- Dobrze, że nie wiesz, co działo się, jak pierwszy raz się zobaczyliśmy. – roześmiałam się i spojrzałam na Zbyszka.
- Wiem, kochanie. – roześmiała się Marta. – My ze Zbyszkiem nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, opowiadał mi wszystko. – roześmiała się. – O pamiętasz Zbyszek jak mówiłeś, że ta cała Malwina cię irytuje? – spojrzała na Zbyszka.
- Pamiętam, ale zakochałem się w tobie od samego początku, tylko nie wiedziałem jak mam się zachować, wiem mam ciężki charakter. – westchnął.
- A mnie nikt nigdy nie ignorował, byłeś pierwszy. – roześmiałam się.
- Jedzmy, bo głodna jestem. – zasiadła do stołu Marta.
- Zibi ty to ugotowałeś? – spojrzałam na kurczak z ryżem i przełknęłam ślinę.
- A masz pewność, że to jest zjadliwie? – roześmiała się jego siostra.
- Wredoty. – pokiwał głową Zibi.
- Kochanie, ty pierwszy spróbuj… Znaczy, jako, że Ty to przyrządziłeś, masz pierwszeństwo. – spojrzałam na niego.
- Bardzo śmieszne, lamusie. – roześmiał się.
Obiad był bardzo dobry, aż jestem w szoku, że Zibi tak dobrze gotuje. Szczerze? Nie żałuję, że wybrałam Zbyszka, nie umiałabym teraz bez niego żyć.
Razem z Martą pokazałyśmy mu nasze kreacje. Bardzo mu się podobały.
- No właśnie, to już jutro. Z kim Marta idziesz? – zapytał Zbyszek.
- Zobaczycie jutro. Jest cudowny. – westchnęła, a ja i Zbyszek się roześmialiśmy.
Dziś położyliśmy się wcześniej spać, byłam strasznie zmęczona. Jutro ta cała impreza, a w niedzielę powrót do domu.
- Wyspana? – Zibi jak zawsze powitał mnie uśmiechem.
- Tak Zbyś. – zaśmiałam się,
- Nie mów tak do mnie. – skrzywił się. – To brzmi…
- Słodko. – wtuliłam się w niego.
- Już wolałem jak mówiłaś do mnie „ Panie Bartman” – roześmiał się.
- Oksy Zbigniew. – dalej się w nim droczyłam, a za karę zaczął mnie łaskotać.
- O której ta impreza? – spytałam przebierając się.
- O 20.00 lamusku. – uśmiechnął się.
- A z jakiej to okazji? – zapytałam.
- Czemu zadajesz tyle pytań? Kolega się wprowadził do Włoch i chciał to uczcić.. – zmieszał się.
Przez pół dnia leniuchowaliśmy. Około 17.00 zaczęliśmy się szykować na tą całą imprezę.
- Pośpieszcie się, bo zaraz przyjdzie mój partner na imprezę! – krzyknęła Marta, szykując się w łazience.
- My już gotowi. – roześmiałam się.
Nagle ktoś zaczął pukać do drzwi.
- Malwa otwórz! Powiedz, że zaraz przyjdę. – krzyknęła siostra Zibiego.
Posłusznie otworzyłam drzwi. Gdy zobaczyłam z kim Marta idzie na imprezę, oniemiałam.
*******************************
Powróciłam :))
I jak, podoba się? Miłoby było gdybyście pozostawili po sobie ślad :)

Zapraszam też na tego aska, są tu świetne krótkie opowiadania siatkarskie :)
http://ask.fm/PolacyNajlepsiSiatkarze

2015/07/07

OGŁOSZENIE!

Kochani, wiem nie było mnie sporo... Ale mam dużo wolnego i tęsknię za pisaniem :(
Chcecie żebym kontynuowała tego bloga? :)
Piszcie w komentarzach, bo rozdział byłby niedługo :)))
Kto ze mną??

2015/02/15

Rozdział 17

Wychodzi lekarz. Wszyscy podnieśliśmy się z miejsc.
- Doktorze? - spytał Winiar, gdy lekarz nic nie mówił.
- Operacja się udała, ale jest bardzo słaba.. - skomentował i popatrzył na jej rodziców. - Najgorsze za nami. - uspokoił ich i odszedł.
Wszyscy niemalże skakaliśmy z radości. Nagle do szpitala wpadł Ignaczak.
- Załatwione, tylko musimy jej jutro przywieźć laptopa, aby obejrzała nasz mecz. - Bo ona... żyje prawda? - ściszył głos.
- Igła, jak mogłeś pomyśleć, że nie.. - skarcił go wzrokiem Winiar.
PERSPEKTYWA KAROLA:
Pomysł Ignaczaka był dobry. Przekazaliśmy lekarzowi laptopa, aby Malwina mogła obejrzeć nasz mecz. Na razie odwiedzili ją tylko rodzice, chociaż z tego co wiem, ona nie chciała z nimi rozmawiać...
Set po secie i tak wygraliśmy 3:0 z USA. Na koniec wyszliśmy na środek parkietu, a Ignaczak zabrał głos.
- Grało nam się ciężko, ale cieszymy się, że wygraliśmy, bo to był nasz cel.. Graliśmy dla naszej przyjaciółki.. Malwino, pozdrawiamy i wiedz, że możesz zawsze na nas liczyć.
- Dwa dni temu miałaś urodziny, więc.. Zaśpiewajmy wspólnie jeszcze raz... - zabrał głos Kurek i zaczęliśmy śpiewać Sto lat akapella razem z kibicami.
To było coś niesamowitego. Na koniec nawet USA zaczęło bić brawa.
PERSPEKTYWA MALWINY:
Byłam zaskoczona. To co dla mnie zrobili.. Łzy płynęły mi po policzkach. Operacja się udała, ale to czego się dowiedziałam..
Jestem w ciąży. Tylko czemu wcześniej tego nie wykryli? Nadal to do mnie nie dociera. Nie mogę mu powiedzieć, nie dowie się o tym.. W sumie i tak pewnie niedługo wyjedzie do Włoszech, do klubu.
PERSPEKTYWA BARTMANA:
- Cieszę się, że już po wszystkim. - usiadłem obok niej, a ona patrzyła na mnie, raz na podłogę. - Co się dzieje? - spytałem zdezorientowany.
- Cieszysz się? Pewnie liczyłeś na to, że już mnie więcej nie zobaczysz. - roześmiała się.
- Jak możesz.. - pokręciłem głową.
- Taka prawda. Nie rób sensacji, żyję, więc możesz wrócić do swojego życia.
- Malwina, ale ja chcę, żebyś ty była częścią mojego życia. - powiedziałem, biorąc ją za rękę.
Nagle zaczęła płakać. Czy ja coś złego zrobiłem, powiedziałem? Próbowałem ją uspokoić, opanować, ale skutkiem tego było to, że lekarz kazał mi wyjść.
KILKA DNI PÓŹNIEJ:
Wypuścili mnie ze szpitala. Bartman się nie odzywa, chodź niedawno jeszcze nie dawał za wygraną. Karol... no właśnie, co z Karolem? Nie rozmawiałam z nim, bałam się tego. Wróciłam do swojego mieszkania w Rzeszowie. Nie wiem jak to będzie, czy to wszystko się ułoży. Teraz będę matką.. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Dowiedziałam się, że Zibi jest we Włoszech. Tak jak przypuszczałam, został tam. Na razie pracuję jako fizjoterapeuta w Resovii. Nikt nie wie o mojej ciąży i tak jest dobrze.. Chcę to utrzymać, jak najdłużej w tajemnicy. Dużo pomaga mi Nowakowski, chodź on też nie wie o ciąży...
- No maleństwo, teraz musimy sobie jakoś sami poradzić. - powiedziałam na głos masując swój brzuch.
- Co? Sama ze sobą rozmawiasz? Nagle zza drzwi wyjrzał Piotrek.
- Wiesz, lubię czasem pogadać z kimś inteligentnym. - roześmiałam się.
- Może napijemy się wina?
- Nie. - powiedziałam bez namysłu. - To znaczy, jesteś samochodem. - lekko się uśmiechnęłam.
- Myślałem, że mnie przenocujesz. - roześmiał się. - Ale jeśli nie chcesz. - uśmiechnął się.
- Jeśli chcesz to zostań. - wzruszyłam ramionami i się roześmiałam.
- Nie będę przeszkadzał. I tak muszę już iść.
Wybiegłam do łazienki, ponieważ zrobiło mi się nie dobrze. Piotrek pobiegł za mną.
- Jesteś chora? - spytał zmartwiony.
- Pewnie to jakaś grypa. - okłamujesz go.
- Może zostanę z tobą?
- Jedź, jutro masz trening, a ja dam sobie radę. - uśmiechnęłam się.
- Jak coś to dzwoń. - powiedział i wyszedł.
3 MIESIĄC CIĄŻY:
Dobrze się maskowałaś, jak na razie nikt się jeszcze nie domyślił. Postanawiam dzisiaj zrezygnować z pracy. Teraz muszę zająć się dzieckiem...
- Ale jak to pani Malwino? Źle tu pani? - pyta prezes Resovii.
- Nie,  oczywiście, że nie. Ale teraz będę musiała się kimś zaopiekować. -
powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Ktoś jest w rodzinie chory? Jeśli tak, to spróbujemy pani pomóc.
- Nie, nie o to chodzi.. Jestem w ciąży. - mówię z uśmiechem na twarzy, a prezes zerka na mój brzuch, po czym się uśmiecha.
- Ale rozumiem, że po porodzie.. - zaczyna, ale ja mu przerywam.
- Jeśli będę miała, gdzie wracać, to z chęcią. A teraz pan rozumie. - wstałam.
- Oczywiście, gratuluję. I oczywiście ma pani gdzie wracać. - uściska moją dłoń, po czym ja wychodzę.
Przed halą widzę Ignaczaka. Nie cieszy się na mój widok, nie wita.. Coś jest nie tak..
- Igła, coś się stało? - podchodzę do niego.
- To Zbyszka dziecko? - pyta niepewnie, a staję w osłupieniu.
Nikt miał o tym nie wiedzieć. Chociaż było wiadome, że to się wyda. Czego ty oczekiwałaś?
- Proszę Cię nie mów nikomu, jemu.. - spuszczam głowę w dół.
- Malwina, czy Ty się słyszysz? - podnosi głos. - On ma prawo o tym wiedzieć.
- Wyjechał... Nie chcę mu psuć życia. - kręcę głową.
- Jakby wiedział, nie wyjechałby.
- No właśnie.. Nie wyjechałby bo musiałby zająć się dzieckiem, nie chcę tak.. - po policzku spływa mi łza.
- Malwina przecież każdy facet na jego miejscu byłby prze szczęśliwy. - Ignaczak nie daje za wygraną.
- Krzysiek co ja mam teraz zrobić? Mam mu to powiedzieć przez telefon? - wzdycham.
- On musi o tym wiedzieć. - przytulił mnie.
Zdecydowałam, że jutro z samego rana do niego polecę. Rozmawiałam z lekarzem.. Mogę lecieć. Kupiłam bilet. Wróciłam do domu, spakowałam się. Bałam się myśleć co będzie jutro. A jeśli nie będzie chciał tego dziecka?
Około 5.00 pojawiłam się na lotnisku. Po 4 godzinach lotu byłam już na miejscu. Od Krzyśka dowiedziałam się, gdzie mieszka. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi jakaś kobieta. W pierwszym momencie pomyślałam, że pomyliłam adresy..
- Przepraszam, czy tu mieszka Zbyszek Bartman? - spytałam po angielsku.
- Tak, ale Zbyszek jest teraz na treningu. Chce pani poczekać?
- Tak. - powiedziałam i weszłam do środka. - Jest pani jego nową dziewczyną? - spojrzałam na nią.
- Nie, jestem jego siostrą. - zaśmiała się. - Marta. - podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.
Długo rozmawiałyśmy. Powiedziałam jej o ciąży. Marta była bardzo miłą osobą. Od razu złapałyśmy kontakt.
- Czyli będę ciocią? - przystawiła ucho do mojego brzucha. - Często kopie?
- Tak, chyba po Zbyszku taka agresywna. - roześmiałam się.
Byłam zdenerwowana. Marta powiedziała, że lada moment powinien być.
- Przyniesiesz mi wody? Trochę się źle czuję. - złapałam się za brzuch.
- Jasne. - zerwała się z miejsca.
Nagle otworzyły się drzwi. To był on. Patrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja trzymałam się za brzuch.
Przyszła Marta i podała mi wodę.
- Malwina.. Co Ty tu robisz? - wszedł i usiadł obok mnie.
- Na prawdę ty nic nie rozumiesz? - spytała Marta i pogłaskała mój brzuch.
- Zostawisz nasz na chwilę samych? - spojrzałam na nią.
Marta od razu posłuchała mojej prośby. Po chwili zostaliśmy sami. Zbyszek cały czas przypatrywał się mojemu brzuchowi.
- Będę tatą.. - mówił po cichu. - Mogę dotknąć? - spojrzał na mnie.
- Zbyszek, przepraszam, że to za tobą zataiłam. Jeśli nie chcesz tego dziecka..
- Jak mogę nie chcieć swojego dziecka z dziewczyną, którą kocham? - uśmiechnął się i mnie przytulił. - To najlepsze co mogło mi się w życiu
przydarzyć.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. - odetchnęłam. - To co teraz będzie?
- Musimy się nad tym zastanowić. - Na razie zostaniesz tutaj na kilka dni, jeśli ci to odpowiada. - powiedział i zaczął masować mój brzuch.
- Jasne. - przytaknęłam.
- Już wiadomo jaka płeć? Może mały Zbyś? - roześmiał się.
- Albo mała zołza Malwinka. - odwzajemniłam jego gest.
- Brakowało mi ciebie. A teraz? Dostałem więcej niż chciałem. Jesteś dla mnie kimś ważnym.. - pocałował mnie.
- Przepraszam, że wtedy tak na ciebie naskoczyłam.. Ale nie chciałam ci psuć życia. - spojrzałam na niego.
- Wybaczam ci księżniczko. Teraz nie pozwolę, żebyś cierpiała, - pogłaskał mnie po policzku.
Razem z Martą i Zbyszkiem zaczęliśmy wybierać imię dla dziecka. W razie
gdyby był chłopiec, lub dziewczynka.
- Co wam się nie podoba w imieniu Kasia? - spytała Marta.
- Wszystko. - powiedzieliśmy równo ze Zbyszkiem.
- A może Karol? - zaproponowała Marta, a ja spojrzałam na Zbyszka.
- Może lepiej nie. - pokręcił głową. - Dobra, mamy jeszcze czas. Znając życie teraz codziennie będziemy się nad tym zastanawiać. - roześmiał się. - Połóż się, musisz odpoczywać. - powiedział i złapał mnie za rękę, a następnie zaprowadził do sypialni.
**************************************
I jak, zaskoczeni?
Zastanawiam się, czy nie zakończyć blogu..
Jesteście ze mną? ;c
Pozdrawiam :))

2015/02/07

Rozdział 16

PERSPEKTYWA MALWINA :
- Bartman, kretynie o co chodzi? - mówię poddenerwowana.
- Wyjechałem do tych Włoch, bo chciałem o Tobie zapomnieć. Ale to chyba nie jest takie łatwe.. - zaczął.
- Tylko tyle chcesz mi powiedzieć? - spytałam, kiedy zapanowała cisza.
- Nie, zamknij się. - przerwał mi. - Pamiętasz jak spotkaliśmy się pierwszy raz?
- Mhm.. - zaśmiałam się. - Wtedy naopowiadałeś chłopakom, że jestem
rozpieszczoną księżniczką. - pokiwałam głową.
- Nie uważałem tak. - pokręcił głową. - A raczej chciałem tak udawać, bo wtedy stałaś się dla mnie ważna. - spojrzał na mnie.
- To miłe. - uśmiechnęłam się. - Chociaż nigdy nie mogłam znaleźć z tobą wspólnego języka.
- Może czas się zmienić? Wydorośleć? - roześmiał się. - Ciągle o tobie myślę, czasami jestem na siebie wściekły, że cały czas psuję relacje między nami. - powiedział po cichu.
-  W sumie nie wiem czemu jestem dla ciebie taka zimna. - wzruszyłam ramionami.. Ale powoli chyba się wykruszam. - śmieję się.
- Mam u ciebie szanse? Bardzo chciałbym naprawić to co zepsułem. - złapał mnie za rękę.
- Zibi.. Dajmy sobie trochę czasu. Jeśli przez ten cały pobyt w Spale się nie pozabijamy, to chyba...
- To chyba co? - uśmiechnął się.
- To chyba.. będzie dobrze. - roześmiałam się.
Zibi położył się na swoje łóżko. Nie mogłam zasnąć. Leżę już tak około dwóch godzin. Postanawiam się przejść po ośrodku. Zakładam dres i po cichu wychodzę z pokoju. Wychodzę na zewnątrz. Nagle widzę przed sobą jakąś postać. Kiedy zdaję sobie sprawę z tego, kto to jest, momentalnie odwracam się i chcę odejść, ale on mnie zauważa.
- Też nie możesz spać? - pyta.
- Jak widać. - mówię pod nosem i siadam na ławce.
- Przepraszam. - mówi i siada obok mnie.
- Wybaczyć mogę, ale nie zapomnę. - patrzę przed siebie.
- Wiem, jestem kretynem. - potwierdza.
- Karol, bo ja chcę wiedzieć na czym stoję. - spoglądam na niego.
- Malwina ja nie wiem. - patrzy na mnie bezradnie. - Próbowałem cię znienawidzić... Chyba to za trudne.
- Mi samej też nie jest łatwo. - jęknęłam.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki odwróciłam się. Tak, to był Bartman.
- A więc wolisz jego? - skwitował patrząc na Kłosa, jakby chciał mu przywalić.
- Ja.. - zaczęłam, ale nie skończyłam.
W sumie co Ty? Bartman Ci imponuje, Karol w sumie też.. Jak to mówią? Stara miłość nie rdzewieje.
- Malwina chyba powinnaś to z nami wyjaśnić. - powiedział po chwili Karol.
- Wybieraj.. ja, albo ten kretyn. - kiwnął głową Zbyszek.
Nagle zrobiło mi się słabo.Poczułam, że jest mi gorąco. Przed sobą zobaczyłam ciemność.
PERSPEKTYWA KAROLA
Zemdlała. Zadzwoniliśmy po karetkę. Kompletnie nie wiedziałem o co chodzi. Czemu tak nagle zemdlała? Może to przez nas? Za bardzo naciskaliśmy?
Podłączyli ją pod kroplówkę. Już od kilku dni leży prawie nie przytomna, nie można jej odwiedzać. Jutro mamy sparing z USA, a ja kompletnie nie mogę skupić się na meczu. Każdą wolną chwilę spędzam przy niej.. Przy niej? A raczej przy szybie.
Bartman też nie odstępuje jej o krok. Cały czas się sprzeczamy, chodź wiemy, że tym jej nie pomożemy.
- Czy ktoś nam powie, co jej w końcu jest? - wykrzyczał wkurzony Zbyszek.
Przyszedł lekarz. Widocznie usłyszał jego krzyk.
- Proszę się uspokoić. Zrobiliśmy badania. Pani Malwina ma guza na żołądku. - na te słowa mocno się przestraszyłem.
- Doktorze, ale ona będzie żyła? - spojrzałem na niego.
- Trzeba czekać. Guz jest w takiej fazie..że jest dość groźny...
- Dość? - dopytał Bartman.
- Bardzo groźny. - lekarz spojrzał w szybie na Malwinę i odszedł.
Nie mogłem tego pojąć. Czemu ona? Bartman był zły.. Na siebie, na wszystkich..
Chłopaki cały czas odwiedzali Malwinę. A ja? Nie mogłem na razie nic zrobić..
Pozwolili nam do niej wejść. Postanowiłem, że wejdę jako pierwszy. Wszedłem po cichu. Leżała bokiem. Usiadłem obok niej. Nie odzywała się. Po jej policzkach jedynie płynęły zły.
- Jestem przy tobie. - ścisnąłem jej dłoń.
- Nie. Idź. nie przejmuj się mną. - uśmiechnęła się.
- Malwina, nie rozumiesz? Kocham cię. - powiedziałem a raczej wykrzyczałem, a ona momentalnie zamknęła oczy. - Proszę, powiedz coś. - powiedziałem sam płacząc.
- Nie kocham cię. Przykro mi. - powiedziała oschle.
- Nie wierzę. - pokręciłem głową. -Wolisz Zbyszka tak? W sumie jeśli masz być z nim szczęśliwa to dobrze.. Pamiętaj, że cię nie zostawię.
- Zawołasz go
Pokręciłem głową. Wyszedłem.
- Idź do niej. - powiedziałem wkurzony mijając Bartmana.
PERSPEKTYWA MALWINY:
Twoje życie nie ma sensu. Lekarz nie okłamywał cię. Możesz umrzeć. Jeśli operacja się nie uda.. Gdy o tym myślisz łzy lecą ci z oczu przysłaniając cały świat. Udajesz twardą. Nie rusza cię ten cały rak. Chcesz pozbyć się wszystkich.
- Będę przy tobie. - słyszę Bartmana kiedy wyrywasz się z zamyślenia.
-Idź już.
- Proszę cię.. czemu mi to robisz? Przecież... - tu skończył swoją wypowiedź.
- Chcę spać. - odkręciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy.
Minęło kilka dni. Czułam się coraz gorzej. Ból w okolicach brzucha, całymi dniami bolała mnie głowa.
Nagle ktoś wszedł do mojej sali. To byli siatkarze. Wszyscy. Zaczęli mi śpiewać 100 lat.. Kupili tort, prezent.
A ja? Płakałam.. nie mogłam przestać. Zakryłam twarz dłońmi. Cholernie pokochałam tych ludzi. Bardzo się do nich przwiązałam.
Przestali śpiewać, nie wiedzieli jak na to zareagować. Chyba myśleli, że to przez nich płakałam, a tak na prawdę to chyba dzięki nim...
- Malwina... My nie chcieliśmy. - zaczął Michał Winiarski.
- Nie, jest dobrze.. Dziękuję. - wymusiłam na swojej twarzy uśmiech.
- Wszyscy bardzo cię lubimy i nie pozwolimy, żebyś została sama. - dodał Wlazły.
Wszyscy podeszli do mnie i zaczęli mnie przytulać. Po kilku minutach było już pusto. Lekarz kazał im wyjść, ponieważ stwierdził, że muszę odpoczywać przed operacją. A operacja już za 3 dni.
Wszyscy mnie pocieszali, litowali się nade mną. Specjalnie dla mnie przyjechali rodzice...
PERSPEKTYWA BARTMANA:
Na dwa dni przed operacją zamknęła się w sobie. Nie chciała niczyjej
pomocy, obecności mojej, Karola czy reszty chłopaków.
- Tak nie możesz. Czemu się chcesz od nas odciąć? - pytam siedząc obok niej.
Cisza.. Czyli tak jak przez ostanie kilka godzin. Nie dawałem jej spokoju.. Przecież za dwa dni odbędzie się coś ważnego.. Jej operacja.
- Malwina cholera jasna.. Mam sobie iść? Powiedzieć, że mam cię gdzieś? Okłamać cię?! - wrzasnąłem z bezradności, a następnie zakryłem twarz dłońmi.
- Obiecasz mi coś?- powiedziała zachrypniętym głosem.
- Co tylko chcesz.- złapałem ją za rękę.
- Znajdziesz sobie kogoś i będziesz bardzo, bardzo szczęśliwy.. i czasem mnie odwiedzisz na cment.. - zaczęła ale przerwałem.
- Co ty wygadujesz? Będziesz żyć.. I będziesz szczęśliwa tak jak dawniej... - powiedziałem, nie mogąc słuchać jej wypowiedzi.
- Mówisz, że byłam szczęśliwa? W sumie, lepiej, że to się już kończy. - zapatrzyła się w ścianę, a z jej oczu płynęły łzy.
- Jak nie byłaś.. to jeśli mi pozwolisz sprawię,że będziesz szczęśliwa... - usiadłem na jej łóżku i ją przytuliłem.
Nagle złapała się za brzucho. Zaczęła krzyczeć z bólu. Wybiegłem na korytarz.. Zawołałem lekarza. Wszystko obserwowałem z zza szyby. Ona nie może umrzeć.. Nie teraz, nigdy. Usiadłem załamany na krześle.
PERSPEKTYWA KAROLA :
Nigdy nikt mnie tak nie obchodził tak jak ona.. Ale jest jeszcze Bartman. Chociaż teraz to nie ważne.Najważniejsze żeby żyła..
Po wszystkim. Lekarz uspokoił nas, że na razie nie ma co panikować. Postanowiłem do niej wejść.
PERSPEKTYWA MALWINY:
Obudziłam się. Było już widno. Zobaczyłam Karola. Spał na moim łóżku. Jego głowa była na moich dłoniach, a on sam leżał na krześle. Nie mogę na to pozwolić, żeby cierpiał.. Nie przeze mnie..
- Co zrobisz jak umrę? - spytałam.
- Coś mówiłaś? - przebudził się.
- Co zrobisz jak umrę? - spytałam ponownie.
- Nie pozwolę na to, księżniczko. - lekko się uśmiechnął i pocałował moją dłoń.
PERSPEKTYWA SIATKARZY:
Dziś operacja.. Już za kilka minut.
- Ja.. Na prawdę.. - zaczęła mówić, kiedy nas wszystkich do siebie zawołała.
- Będziemy z tobą, spokojnie. - powiedział Ziomek.
- I przed operacją i po operacji. - dodał Igła.
- I jutro gramy mecz.. Dla ciebie. - powiedział Kurek, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, tak jakby teraz była już spokojniejsza.
I zaczęło się. Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Każdy wymieniał ze sobą spojrzenia. Nikt nic nie mówił. Bartman był cały w nerwach. Cały czas spoglądał na zegarek. Karol też..
- Chłopaki po operacji musimy coś dla niej zrobić. - zaczął Ignaczak.
- Dobry pomysł, tylko co?
- Już ja mam pomysł... - Ignaczak wybiegł ze szpitala.
Godzina za godziną. Cały czas ją operowali. Jej rodzice cały czas płakali.
Pocieszaliśmy ich, co mogliśmy?
*****************
Smutne, wiem :))
Sama miałam łzy w oczach jak to pisałam ;c
Nie powiem wam co będzie dalej.. Może to już koniec...
Pozdrawiam ;)

2015/01/31

Rozdział 15

- O proszę. Sir Kurek. - uśmiecham się na jego widok.
- Możemy pogadać? - pyta, a ja przytakuję.
Kierujemy się do jego pokoju. Gdy wchodzimy, widzę Pita, który siedzi na
łóżku. Na nasz widok wstaje i wychodzi. Dla mnie to było dość dziwne. Może wcześniej umówił się tak z Kurkiem?
- Co mu? - kiwam głową na wcześniej wychodzącego Piotrka.
- No właśnie.. O niego chodzi. - podrapał się po głowie.
- Do rzeczy. - mówię zdezorientowana.
- Bo on ostatnio taki jest..Przybity, często się na mnie wkurza.. Ale wyciągnąłem od niego jedno..
- Hm? - spoglądam na niego pytająco.
- Chodzi o jakąś dziewczynę. - wzrusza ramionami.
- No dobra, ale co mnie to obchodzi? - wiem, jestem miła fchuj...
- Jesteś dziewczyną.. - zaczął.
- Jak na to wpadłeś? - zaczynam się nabijać z Bartka, a on spogląda na mnie złowrogo. - No ok ok. - unoszę ręce w geście poddania się.
- Pogadaj z nim. Może tobie coś powie.
- Serio? - jęknęłam. - Chyba jestem ostatnią osobą, która powinna rozmawiać o miłości.
- Mawlina. - spojrzał na mnie błagalnie.
- Dobra, już.. - wywróciłam oczami.
Wróciłam do swojego pokoju. Mojego współlokatora tam nie było. Cały czas zastanawiało mnie o co mu chodzi.
- Malwaa. - wpadł do mojego pokoju Igła, Winiar i Wrona.
- Też się cieszę, że Was widzę. - uścisnęłam wszystkich.
- Zabieramy cię na basen. - powiedział Andrzej.
- Zapomnijcie. - pokiwałam głową.
- Ale dlaczego? - dopytywał Winiar.
- Nie umiem pływać. - uśmiechnęłam się z przerażeniem.
- Nauczę Cię. - zaśmiał się Igła.
- Nie no chłopaki, dajcie spokój. - jęknęłam.
Ostatecznie zmusili mnie abym z znimi poszła. Za 10 minut wszyscy co idą mięli czekać na dole. Gdy tam zeszłam zobaczyłam, że idą też z nami: Kurek, Bartman, Karol i Fabian.
Basen był niedaleko. Po około 5 minut drogi byliśmy już na miejscu. Przebrałam się w strój :
kostium
- Nie wchodzisz do wody? - spytał Kurek, obserwując mnie od góry do dołu.
- Kurek, jeszcze raz się tak na mnie spojrzysz, to cię utopię, obiecuję! - zaśmiałam się. - Nie umiem pływać. - powiedziałam mu na ucho.
- Wejdź ze mną do wody, nauczę cię. - stwierdził, a ja zaczęłam się śmiać.
- Bartuś.. Ale ja się boję.
- Co? - krzyknął chyba na cały basen, bo wszyscy się na nas dziwnie spojrzeli. - Ty? Taka odważna?
- Zamilcz. - zgromiłam go wzrokiem.
- To tak tu będziesz stała? - spytał Bartman, znajdując się momentalnie obok.
- Nie Zbyszku, no co Ty. Właśnie Bartuś teraz będzie mnie uczył pływać, więc, bay! - pomachałam mu i złapałam Bartka za rękę.
- Wchodź. - najpierw sam wszedł do wody, a następnie asekurował mnie  gdy ja wchodziłam. Potem objął mnie jedną ręką.
- Kurek, tylko mnie puścisz i nie ręczę za siebie. - warknęłam.
- Nie puszczę. - powiedział po cichu.
Odwróciłam się do niego i dopiero wtedy zobaczyłam, jak cały czas mi się    przygląda.
- Bartuś. Mam cię podtopić? - zaśmiałam się i zmierzwiłam jego włosy.
Bartek mnie na chwilę puścił, a ja spanikowałam.
- Bartek no! - złapałam się, obejmując jego szyję.
- Widzisz, uzależniam. Nie możesz się ode mnie oderwać. - roześmiał się.
- To jest śmieszne? - udałam obrażoną.
- Oj przepraszam. - przytulił mnie.
Po kilku minutach zrezygnowałam i wyszłam z basenu. Postanowiłam się przebrać i poczekać na chłopaków przed basen.Po kilku minutach wszyscy skierowaliśmy się z powrotem do ośrodka. Chłopaki mięli dziś wieczorny trening. Postanowiłam się na niego wybrać. Po drodze na halę spotkałam Karola.
- Karol, co ja takiego znowu zrobiłam? - spytałam, momentalnie znajdując się obok niego.
- Nic, a czemu pytasz? - nawet na mnie nie spojrzał.
- Robisz ze mnie idiotkę? Chyba widzę, że coś jest nie tak. Nie odrywasz się do mnie..
- Ja z ciebie robię idiotkę? Malwina, nie obraź się, ale zastanów się, czego ty chcesz. - zatrzymał się na chwilę, a następnie skierował się na halę.
- O nie. Tak to nie będzie Kłos. Wytłumacz mi o co chodzi. - zatrzymałam go, łapiąc za rękę.
- Udajesz, że nie wiesz o co chodzi, czy jak? - spojrzał na mnie z odrazą.
- Jak to?
- Fajnie z nim było, nie? - wciąż nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Możesz jaśniej? - uniosłam brew.
- Matt już się zdążył pochwalić.
- Karol do jasnej cholery, o co ci chodzi? - podniosłam głos wściekła na maksa.
- Dobry jest w łóżku? - spytał, a ja kompletnie osłupiałam. - No i teraz powiesz mi, że z nim nie spałaś?
Zamurowało mnie. Co ten kretyn wymyślił...
- Najchętniej dałabym ci teraz w twarz. Gardzę tobą. - kręcę głową i odchodzę.
I teraz rozumiesz zachowanie jego, Bartmana.. Oni uwierzyli. Wchodzę do swojego pokoju. On leży na łóżku.
- Pozdrów Matta. - mówi nagle.
- Spierdalaj. - mówię i idę wziąć prysznic.
Gdybym teraz spotkała tego Matta.. To to by było nasze przed ostatnie
spotkanie. Ostatnie byłoby na jego pogrzebie.
Umówiłam się z Kurkiem, że około 22.00 pogadam z Pitem. Skierowałam się do jego pokoju.
- Mogę? - wyjrzałam z zza drzwi.
- Jak chcesz. - powiedział obojętnie.
- Piotrek, Ty też uwieżyłeś Andersenowi? - zapytałam szeptem.
- To chyba nie moja sprawa. - wzruszył ramionami.
- Uwierzyłeś? - powtórzyłam pytanie, a on pokiwał twierdząco. - Piotrek, a dlaczego jesteś taki wkurzony? Coś się stało? Pewnie chodzi o jakąś dziewczynę, tak?
- A dlaczego tak cię to interesuje? - spytał ze swoim wkurzającym spokojem.
- Bo się o ciebie martwię. - uśmiechnęłam się.
- Na prawde? - odwzajemnił gest.
- Wiesz, coraz bardziej myślę nad powrotem do Londynu.. Aby przynajmniej wyjechać stąd.. z Rzeszowa.
- Nie, proszę. - jęknął, a ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
- Bo ja.. - zaczął, ale niefortunie wszedł Kurek.
- O sorki.. Już wychodzę.
- Nie ja i tak już wychodziłam. - zerwałam się i wyszłam.
Weszłam do swojego pokoju. Byłam pewna, że on śpi, niestety nie.
- Ale powiedz kto w łóżku lepszy, ja czy on?
- Szczerze? Nie wiem. Musiałabym się najpierw przespać z Mattem i to ocenić. Ale zapewne wybrałabym jego. - stwierdziłam i zaczęłam się przebierać się w pidżamę.
- Nie mów, że ci się nie podobało. - zaśmiał się.
- Wiesz Zbysiu, dla mnie to nie miało żadnego znaczenia. - położyłam się obok niego.
- Nie wierzę ci. - momentalnie znalazłam się pod nim.
- Ale, że kochałam się z Mattem, to wierzysz? - wywróciłam oczami. - Z resztą nie będę każdemu to wybijała z głowy. Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie. - powiedziałam z obojętnością.
- Nie uwierzyłem. Ale na prawdę wtedy.. to nic dla ciebie nie znaczyło?
- A dla ciebie znaczyło? - odpowiedziałam pytaniem.
- Tak. - powiedział pewny siebie i musnął moje usta.
- Tak cholernie mnie denerwujesz. - jęknęłam.
- Ty mnie też, pyskata księżniczko - roześmiał się i wbił się w moje usta.
Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Jednak coś do mnie czujesz. - uśmiechnął się.
- Dlaczego Zbyszku tak uważasz? - nie wiem czemu, ale lubiłam się z nim drażnić.
- Bo nie przywaliłaś mi w gębę.. - roześmiał się.
- No tak, to jest jakiś argument. - przytaknęłam. - Muszę do łazienki. - jęknęłam.
Zszedł ze mnie. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Wróciłam i położyłam się na swoim łóżku.
- Coś nie tak zrobiłem? - chyba liczył, że położę się obok niego...
- Dlaczego tak uważasz? - westchnęłam, przykrywając się kołdrą.
Zapanowała niezreczna cisza. Może zasnął? Lecz po chwili dał o sobie znać.
- Czy gdybym wtedy nie wyjechał do Włoch... - zaczął.
- Ale wyjechałeś. - przerywam mu.
- To była dla mnie szansa.. Mogłem się wybić. - Masz mi to za złe?
- Tak. - powiedziałam pewna siebie i odkręciłam się do ściany.
PERSPEKTYWA BARTMANA:
Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. W sumie Malwina cały czas mnie olewała i nie dawała nadziei. Od początku naszej znajomości były między nami jakieś zgrzyty. Nie umiałem się z nią porozumieć. Tak, jakby on a była z innego świata.Postanowiłem, że muszę ją przeprosić. Wstałem i po cichu skierowałem się w stronę jej łóżka. Była odkręcona do ściany. Położyłem się obok niej i przytuliłem się do niej.
- Co Ty Bartman wyprawiasz?! - spytała zaskoczona.
- Przepraszam. - wyszeptałem jej do ucha.
- Za to, że wtargnąłeś mi do łóżka, czy za to, że byłeś świnią? - roześmiała się, a ja za nią.
- A jak Ci wybaczę, to co to zmiemni? - jęknęłam.
- Będę wtedy bardzo szczęsliwy. - uśmiechnąłem się.
- Bartman, ja nie wiem do czego Ty zmierzasz i to mnie chyba najbardziej przeraża.
- Bo muszę Ci coś powiedzieć. Pewnie uznasz mnie za kretyna i jeszcze większą świnię. - mówię przerażony.
- Jeśli chodzi o ciebie.. nic mnie już nie zdziwi. - odwraca się w moją stronę.
- Malwina... - zaczynam i w myślach układam sensowne zdanie.
*********************
Jak myślicie co powie Bartman? :)
Jutro powinien pojawić się jeszcze jeden rozdział. A następny za tydzień. Bo ferie mi się kończą, więc wiecie, szkoła :)
Podoba się?
Pozdrawiam ;**