Gdy
przyszłam na umówione spotkanie, Andrzej już na mnie czekał. Kiedy mnie
zobaczył, nerwowo wstał.
- Andrzej co
się dzieje, wystraszyłeś mnie. – zaczęłam.
- Siadaj. –
przytulił mnie na powitanie. – Tylko Ty chyba możesz pomóc.
- Chodzi o
Karola? – spytałam, a on nerwowo pokiwał głową. – Andrzej wiesz, że ja teraz
powinnam zająć się swoim związkiem, dzieckiem… Ale mów.
- Karol
pije..
- No powiem
Ci, że nie da się nie zauważyć, wczoraj się kompletnie zalał.. – zaczęłam, ale
on skarcił mnie wzrokiem.
- To nie
było jednorazowe. Karolowi zdarza się, że przychodzi podpity na trening. Ja z
nim rozmawiałem. On pije sam.. Nie okolicznościowo. Wiesz jak to się może
skończyć? Mogą go wyrzucić z drużyny. Malwina, on sobie życie zrujnuje. Z
resztą już prawie zrujnował.
- Andrzej,
ale czego ty ode mnie oczekujesz? To przykre, ale jak mam mu pomóc? – byłam w
szoku. Karol? Co on odpierdala.
-
Porozmawiaj z nim, może Ciebie posłucha.
- Andrzej,
ale to nie przeze mnie, prawda? – przełknęłam ślinę.
- Nie wiem,
Malwina, nie wiem. Proszę spróbuj mu pomóc.
Cały czas
myślałam o jednym. Co na to Zibi? Nie chciałam znowu go drażnić. Nie dziwie mu
się, że cały czas jest na mnie zły, bo od wczoraj tylko Karol i Karol.
- Malwina?
- Zamknij
się do cholerny, muszę pomyśleć. – syknęłam. – Dobra, ale najpierw muszę
pogadać z Zibim.
- Nikt nie
może się dowiedzieć. – pokręcił głową.
- Spokojnie,
powiem mu tylko, że ma problemy.
Coś czuję,
że znowu będzie nieprzyjemnie.
Pożegnałam
się z Andrzejem. Widziałam jak bardzo martwi się o swojego przyjaciela. Nigdy
jeszcze nie widziałam go tak przybitego, nigdy. Z Karolem znają się od małego.
W sumie ja też nie mogłabym go zostawić z tym problemem.
Wróciłam do
domu. Zibi przygotował coś do jedzenia. Nie miałam apetytu. Ta cała sprawa z
Karolem nie dawała mi spokoju.
- Nie
smakuje Ci? Może zrobię coś innego do jedzenia? – spytał zatroskany.
- Jest
bardzo dobre. Ale muszę ci coś powiedzieć.
- Tak
księżniczko? – przysunął się z krzesłem.
- Wiem, że
ostatnio mamy ciągle sprzeczki, praktycznie przeze mnie. I pewnie ci się to nie
spodoba…
- Kochanie,
do rzeczy. – uśmiechnął się.
- Nie
nakrzyczysz na mnie? – skrzywiłam się.
- Nie. –
roześmiał się.
- Muszę się
spotkać z Karolem. On ma problem i to poważny.
Zapanowała
cisza. Wiedziałam, że Zbyszek nie będzie z tego powodu zadowolony.
- To o
której mam Cię do niego zawieźć? – uśmiechnął się.
- Jesteś
najukochańszym lamuskiem, moim cudownym. – niemal rzuciłam się na niego.
Po kilku
minutach byliśmy już gotowi do wyjścia. Napisałam jeszcze do Andrzeja, żeby
podał mi adres. Od razu skierowaliśmy się pod ten adres.
Nie miałam
żadnego planu, nagle w głowie miałam pustkę. Bo po kiego mam dawać komuś rady,
czy coś? Po prostu muszę mu to wybić z głowy. Nie pukałam, weszłam jak do
siebie.
Już w
korytarzu panował bałagan. Przechodząc dalej nie było lepiej. Zobaczyłam jak
leży na kanapie. Na stoliku stoi pełno butelek. Gdy mnie zobaczył momentalnie
się zerwał, ale z powrotem usiadł. Był w takim stanie.
- I u ciebie
niby wszystko dobrze, tak? – powiedziałam wściekła. Nawet nie wiecie jak się
teraz czułam. Nie życzę tego nikomu.
- Co tu
robisz? – wybełkotał.
- Gówno. –
powiedziałam i wzięłam wszystkie butelki z alkoholem. Wszystko wylałam do
zlewu.
-
Przepraszam, że musisz na to patrzeć.
- Tylko tyle
masz do powiedzenia? I co, pomogło? Pytam, pomogło? – niemal zaczęłam krzyczeć.
Nagle
poczułam, że strasznie boli mnie brzuch. Na chwilę usiadłam. Karol nawet
wysilił się i podał mi szklankę wody.
- Jezu Malwa, ja przepraszam. Nie denerwuj
się, proszę. – złapał mnie za rękę.
Zaczęłam
płakać. To chyba z bezradności. Karol złapał się za głowę. Po prostu byłam już
tak wściekła.
- Nie płacz,
proszę. Obiecuję, że wezmę się w garść. – próbował mnie uspokoić.
- I mam ci
tak po prostu uwierzyć? Jeżeli dowiem się, że choć raz się coś takiego
powtórzyło, to obiecuję Ci, że następnym razem rozbiję ci butelkę o twoją
głowę.
- Wiele dla
mnie znaczy, że tutaj jesteś. – wtulił się we mnie.
- Karol…
Muszę iść. Dziś wyjeżdżam.
- Ja jutro.
– przytakuje. – Dziękuję. Gdybyś nie ty, zmarnowałbym sobie życie. Kurwa,
jestem idiotą..
- Prawda. To
pamiętaj, że mi obiecałeś. – wstałam. – Trzymaj się. – kiwnęłam głową.
Gdy stamtąd
wyszłam, trochę ochłonęłam. Myślałam, że Zibi pojechał, ale myliłam się.
- I co z
nim?
- Mam
nadzieję, że zrozumiał. – mruknęłam i wsiadłam do auta.
Jechaliśmy w
ciszy. Cały czas myślałam o Karolu, znaczy o jego problemie. Obiecanki.. Nie
wierzyłam mu. Ludzie tak szybko nie wychodzą z takiego gówna jakim jest
alkohol.
- Kiedy
powiemy o naszym dziecku naszym rodzinom? Bo wiesz, chyba wypada.. – zaczął
niepewnie.
- Moja
rodzina ma mnie gdzieś, Twoja mnie nie lubi.. – wzruszyłam ramionami.
- Kotek, ale
musimy. – zatrzymał się gdzieś na poboczu.
- Dobra,
jeszcze przed tymi pieprzonymi Karaibami to załatwimy. – uśmiechnęłam się.
Gdy
wróciliśmy do domu, zastaliśmy Martę. Siedziała na kanapie, płakała. Zibi od
razu zaczął pytać co się stało. Nic nie chciała powiedzieć. Spojrzałam na
Zibiego. Zrozumiał, że ma sobie iść.
- Martuś, mi
możesz powiedzieć. – przytuliłam ją.
- Bo ja się
zakochałam. – ocierała łzy.
- W Alku?
- Nie…
Wczoraj go poznałam. Ale nie mam do niego nawet telefonu, nic.
- A wiesz
jak ma na imię? – uśmiechnęłam się.
- Karol…
Gdy
usłyszałam to imię oniemiałam…
- A
pamiętasz jak wyglądał? – nie dawałam po sobie nic poznać.
- Był
wysoki, bardzo. Prawie cały czas siedział przy barze. Rozmawialiśmy trochę.
Brunet, miał takie ładne oczy. Ale mówił o jakiejś dziewczynie, że ona dla
niego wiele znaczy. Malwina, ja czuję, że to moja miłość. Pomóż…
Teraz jestem
pewna. Mówi o Karolu Kłosie. Mam jej powiedzieć, że go znam? Mam mętlik w
głowie.
- Wiesz, ja
chyba wiem o kim mówisz. – lekko się uśmiechnęłam. – On mieszka w Polsce, w
Bełchatowie.
- To nic,
dla niego przeprowadzę się tam. Powiedz, gdzie on mieszka. – niemal mnie
błagała.
Powiedziałam,
że Karol jutro będzie w Polsce. Marta postanowiła jechać dziś z nami do Polski.
Opowiedziałam
o tym Zbyszkowi, nie był zachwycony. Wiedział, że nie ma nic do gadania. Musiał
zaakceptować jej decyzję. Około 20.00 byliśmy już na lotnisku.
- Jeżeli to
będzie dziewczynka, to jak ją nazwiemy? – zaczął masować mój brzuszek.
- Nie mam
pojęcia. – roześmiałam się.
- To już
niedługo, jeszcze 4 miesiące. – skarcił mnie wzrokiem.
- Wiem
Zbysiu. Na jutro mam umówioną wizytę.
- Coś Cię
boli? – spytał wystraszony.
- Wizyta
kontrolna. – uspokoiłam go.
Na chwilę
zamknęłam oczy. Jak potem okazało się, że nie tak na chwilę, bo na 4
godziny. Obudził mnie Zbyszek.
- Kochanie,
zaraz lądujemy. – dał mi całusa.
We trójkę
udaliśmy się do Rzeszowa. Po kilku godzinach drogi byłam już padnięta. Z resztą
jak my wszyscy.
Marta cały
czas mówiła o Karolu. Nie powiem, wkurzało mnie to, bo kiedyś z Karolem mnie
coś łączyło.
- Chłopak
jak chłopak. – wzruszyłam ramionami.
- Nie..
Malwina, bardzo chciałabym z nim być. W ogóle, co on opowiadał o tej
dziewczynie, no głupia jakaś, zostawić takiego misia. – rozmarzyła się, a ja
wywróciłam oczami.
Około 12.00
zebraliśmy się do lekarza, bo Zibi uparł się, że musi ze mną jechać. Zrobili mi
podstawowe badania.
- O proszę,
będziecie mieć państwo córeczkę. – powiedział lekarz, a Zibi mało co nie
rozniósł z radości tego gabinetu.
- Zawsze
chciałem mieć córkę. – przytulił mnie.
- I to na
dodatek zdrową, bardzo dobrze się rozwija. Musi pani tylko lepiej o siebie
dbać. – zalecił.
W drodze
powrotnej Zibi jeszcze bardziej się nakręcił. Zaczął już nawet wybierać imię,
baa nawet poleciał trochę w przyszłość.
- Myślisz,
że pójdzie w ślady tatusia? Siatkarka?
- Możliwe. –
uśmiechnęłam się.
- Nie
cieszysz się? A.. pewnie znowu o nim myślisz. – westchnął.
- Co? O kim?
– powiedziałam zdezorientowana.
- Nie ważne,
tak się cieszę. – złapał mnie za rękę.
Ma rację,
nie umiem się nawet już cieszyć z mojego szczęścia, jakie teraz mam. Niedługo
jedziemy na te całe Karaiby, może tam chodź trochę odpocznę od tego
wszystkiego.
- Malwa,
pojedziesz jutro ze mną do Bełchatowa? Muszę go zobaczyć! – nie zdążyliśmy
dobrze wejść do domu, Marta już o nim mi przypomniała..
- Jutro
gramy mecz z Bełchatowem u nas. Znaczy ja nie, bo kontuzja, ale pewnie będzie,
więc nie będziesz musiała jeździć. – powiedział Zibi, a ja osłupiałam.
- Malwa,
pójdziemy? – prosiła Marta.
- W sumie,
dawno się nie widziałam z chłopakami. – lekko się uśmiechnęłam.
Nagle
rozległo się pukanie.
*************************
I kolejny rozdział ! :)
Bardzo się cieszę, że wyświetleń jest coraz więcej:)
Bardzo dziękuję, zachęcam do komentowania :)